czwartek, 10 czerwca 2010

"O krok" H. Mankell



"Noc świętojańska. Troje młodych ludzi spotyka się na odludnej leśnej polanie, by w siedemnastowiecznych kostiumach i perukach świętować letnie przesilenie. Żadne z nich nie podejrzewa, że ich zabawę obserwuje morderca. Na komendzie policji w Ystadzie panuje letni zastój. Komisarz Wallander bezskutecznie stara się prowadzić zdrowy tryb życia i zwalczyć poczucie osamotnienia. Leniwy nastrój przerywa niespodziewana wiadomość o zamordowaniu szanowanego przez wszystkich policjanta. Wallander prowadzi śledztwo, które zmusza go do zgłębienia sekretów prywatnego życia kolegi. U ofiary znajduje między innymi zdjęcie trójki młodych ludzi przebranych w historyczne kostiumy."


Swoją przygodę z kryminałami Mankella zaczęłam właśnie od tej książki. Już od dawna chciałam przeczytać którąś z jego książek, ale zawsze były inne, zresztą każdy dobrze wie o czym piszę. Dodatkową motywacją było to, że z racji dwustopniowych studiów przez wakacje nie będę mogła korzystać z uniwersyteckiej biblioteki, a moja publiczna niestety jest słabo zaopatrzona. Oczywiście chciałam także w końcu rozpocząć wyzwanie
Kraje Nordyckie.

Jeśli chodzi o samą książkę to wiem, że raczej wypadałoby czytać w kolejności. Niestety w mojej uczelnianej bibliotece tylko ta książka była dostępna. Swój błąd zrozumiałam to już na początku książki, gdy komisarz Wallander wspomina swoją przeszłość. Jego rozmyślania o Bajbie, Lindzie i rozwodzie z żoną przez chwilę o mało nie nakłoniły mnie do odłożenia książki. Po czasie jednak zauważyłam, że w sumie nie ma to większego wpływu na akcję kryminału i sprawę jaką policja prowadziła.
Moje ostatnie problemy na gruncie uczelnia - praca licencjacka sprawiły, że czytanie szło mi dość opornie mimo, że normalnie już dawno bym ją skończyła. Na szczęście wczoraj pracę złożyłam w całości i ostatnie 300 stron poszło mi bardzo szybko.
Podobało mi się, książka mnie wciągnęła, choć to, że raz pokazywano sprawę od strony Wallandera, a raz od strony zabójcy trochę mnie męczyła. Nie wiem czy miało to polegać na tym, żeby czytelnik dość wcześnie się domyślił kim jest zabójca? Bo ja wiedziałam i niestety w kryminałach tego nie lubię. Za to ta cała akcja z Louise bardzo mi się podobała. :) Na to bym nie wpadła.
I jakoś mało mi było Szwecji u Mankella. U Larssona było jej więcej.

4,5/6

4 komentarze:

  1. Oto przykład wykorzystania gry(policjant-zabójca), która nie zawsze się sprawdza. Szkoda, że wiadomo kto zabił, bo to psuję całą zabawę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się kiedyś za tą serię zabiorę :) jak znajdę trochę czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię styl pisania Mankella, nic mi nie przeszkadza.Tak jak zdarza mi się zawieść na niektórych ulubionych pisarzach, tak na tym jeszcze się nigdy nie zawiodłam. Ale czytałam w wielu opiniach, że "Chińczyk" jest słabszą powieścią, dlatego na razie mam opory przez jej przeczytaniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, ostatnio mam chęć na kryminał, co u mnie raczej niespotykane, więc może wykorzystam to i zapoznam się z twórczością tego autora. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails