Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyd. Albatros. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyd. Albatros. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 lutego 2014

"Przyjaciółki" D. Koomson

 
Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz
Rok wydania: 2014
Ilość stron:480



O Serenie i Poppy można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że są przyjaciółkami. Trudno je nazwać nawet koleżankami. Przez okrutną ironię losu w postaci Marcusa Halnsley’a – nauczyciela obu nastolatek, zostały na siebie skazane na wiele lat. Dziwna i niepokojąca znajomość, w której pełno fatalnego zauroczenia, niebezpiecznej fascynacji, nienawiści i zazdrości. „Przyjaciółki” to dramat dwóch dziewcząt, które dały omotać się dorosłemu mężczyźnie. Zdecydowanie ku przestrodze nastoletnich czytelniczek i ich rodziców, bo przecież do takich dramatów (lub podobnych) dochodzi na całym świecie od lat.

Rozwiedziony nauczyciel, trzydziestoparoletni samotny mężczyzna, upatruje sobie atrakcyjną piętnastoletnią uczennicę i pod pozorem pomocy w nauce, lansując zdolną, ambitną i piękną dziewczynę, bez trudu ją uwodzi. Serena powoli uzależnia się od Marcusa, stając się jego powolnym narzędziem. Związek, obarczony piętnem zakazanego owocu, trzyma w tajemnicy. Atmosfera między kochankami się zagęszcza, osiągając swoistą kulminację, kiedy Marcus wprowadza do ich związku „tę trzecią”, też, jak Serena, naiwną niewinną piętnastolatkę Poppy. Chory związek nauczyciel-uczennica zyskuje nowy wymiar za sprawą świadka i zarazem uczestniczki tego romansu.

niedziela, 3 listopada 2013

"Czarna Bezgwiezdna Noc" S. King


Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Krzysztof Oblucki
Ilość stron: 488
Rok wydania: 2011



„Czarna Bezgwiezdna Noc” to zbiór czterech minipowieści autorstwa Stephena Kinga. Kolejny raz amerykański autor udowodnił, że świetnie włada piórem, a stworzone przez niego historie na długo zapadają w pamięci. Zaletą wyboru takiego gatunku jest otrzymanie pełnych napięcia, niezbyt długich, ale jednocześnie nieźle rozbudowanych wątkowo i postaciowo tekstów. Wszystkie cztery minipowieści łączy motyw kary i studium psychologiczne postaci mordercy. 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Wszyscy mamy tajemnice" H. Coben

Recenzja bierze udział w konkursie portalu Zbrodnia w Bibliotece.
Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Ilość stron: 464
Rok wydania: 2012



„Wszyscy mamy tajemnice” to najnowsza powieść Harlana Cobena zaliczana do cyklu z Myronem Bolitarem. Jeśli są wśród Was osoby, które jeszcze nie znudziły się bohaterami stworzonymi przez amerykańskiego pisarza, to z pewnością sięgną także i po tę książkę. Mnie jeszcze Myron do spółki z Winem nie znudzili, więc z radością zabrałam się do czytania. Jednak już gdzieś na początku zorientowałam się, że przeczytane niedawno przeze mnie „Schronienie” chronologicznie powinno się czytać dopiero po „Wszyscy mamy tajemnice”. Czy zepsuło mi to lekturę? Absolutnie nie.

Przyjaciółka Myrona i jedna z jego pierwszych klientek zwraca się do niego z prośbą o pomoc. Ktoś chce jej zaszkodzić, a dowodem na to jest komentarz na Facebook’u, w którym ta osoba twierdzi, że ojcem nienarodzonego jeszcze dziecka nie jest jej mąż. Gdy mężczyzna dowiaduje się o tym, znika, a Suzze, chce by jej agent go odnalazł. Co kryje się za tym komentarzem? I komu naraziła się była gwiazda tenisa? 

czwartek, 14 marca 2013

"Schronienie" H. Coben - ebook

 
Wydawnictwo: Albatros A. Kuryłowicz
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Format: ePUB
Rok wydania: 2012



„Schronienie” Harlana Cobena skierowane jest raczej do nastoletnich czytelników. Bohaterem powieści jest bratanek znanego z poprzednich książek Myrona Bolitara – Mickey, piętnastolatek, który po śmierci ojca musi sobie częściowo radzić sam. Pozostałe role także grają młodzi ludzie, którzy razem Mickey’em próbują rozwiązać zagadkę zaginięcia poznanej przez niego na początku roku szkolnego dziewczyny. Przypadkowo trafiają także na tajemniczą Nietoperzycę, która już pierwszego dnia zaskoczyła Mickey’a słowami „Twój ojciec żyje”. Obok czegoś takiego, nikt nie umiałby przejść obojętnie.

Podobnie jak w poprzednich powieściach Cobena, akcja rozwija się bardzo szybko, a napięcie rośnie z każdym rozdziałem. Bardzo trudno się od niej oderwać, coś takiego już jest w stylu tego autora, że bardzo szybko zyskuje zainteresowanie czytelników. Mimo, że bohaterami są nastolatkowie, to fabuła spodoba się także starszym czytelnikom. Oczywiście, są w „Schronieniu” problemy typowe dla młodzieży, jak np. nieporozumienia w szkole z nauczycielami i rówieśnikami, kłótnie z opiekunami, pierwsze miłości i przyjaźnie, ale jest to tylko mały element i w żaden sposób nie sprawia, że nowy thriller Cobena jest gorszy niż pozostałe. 

Warto zwrócić uwagę na przedstawienie postaci Myrona, jako nadopiekuńczego stryja, który za wszelką cenę chce naprawić swoje stosunki z bratankiem. Dowiadujemy się także o jego niezbyt dobrych relacjach z bratem oraz braku porozumienia z matką Mickey’a. Starszy Bolitar mimo wszystko jest jednak przykładem, do którego podświadomie dąży jego bratanek – nawet jeśli nie chce w to wierzyć. Z pewnością łączy ich jedno – zdumiewająca zdolność do wpadania w tarapaty. 

Ważny dla całej powieści jest także wątek związany z Holocaustem. Przedstawiona w powieści historia dziewczynki, która ocalała, a później ratowała dzieci, jest niezwykle wzruszająca i piękna. Szkoda, że Mickey dopiero jako piętnastolatek poznawał takie aspekty historii współczesnej świata. 
 
Jest to dopiero początek serii, a o przygodach Mickey’a, Łyżki i Emy czytelnicy będą mogli jeszcze poczytać.
 

Wpis bierze udział w konkursie Syndykatu ZwB.

środa, 23 stycznia 2013

"Klinika śmierci" H. Coben


Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Robert Sudół
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 512



„Klinika śmierci” to najnowsza, ale zarazem jedna z najstarszych książek napisanych przez autora. Prawdopodobnie na fali dużego zainteresowania Harlan Coben postanowił odgrzebać coś z początków swojej twórczości, mając nadzieję, że podobnie, jak i w przypadku jego innych powieści, także i tak będzie cieszyć się zainteresowanie. Nie pomylił się, a ja, pewnie, jak tysiące innych osób bardzo chętnie się z nią zapoznałam. Owszem, widać w niej momentami typowe dla debiutantów błędy, ale nie są one na tyle duże, by trzeba było je wymieniać. Jest to jedna z nielicznych książek, w których warto przeczytać słowo od autora (mimo, że ja czytam je zawsze), ponieważ Coben nie przesadza i naprawdę odradza tę książkę jako pierwsze spotkanie ze swoją twórczością.

Akcja toczy się w USA w latach 80., a AIDS w świadomości ludzi staje się coraz poważniejszym problemem. Większość jednak jest pewna, że do osób zagrożonych ryzykiem zachorowania należą jedynie homoseksualiści i narkomani. Lekarze uważają, że chorzy sami są sobie winni i ze zgrozą obserwują klinikę, w której podobno udało się odkryć lek na AIDS. Gdy w kręgach medycznych o klinice jest coraz głośniej, nagle zaczynają ginąć jej pacjenci – niestety nie wiadomo czy z powodu prowadzonych badań czy ich orientacji seksualnej. W sprawę zostaje zamieszana dziennikarka Sara Lowell, która od wielu lat przyjaźni się z jednym z lekarzy kliniki, niestety z drugiej strony barykady jest jej ojciec, lekarz i jeden z wyznawców teorii o marnotrawieniu pieniędzy na leczenie AIDS. Pewnego dnia ginie jednak pacjent, który okazuje się prywatnie być bardzo ważną osobistością...

„Klinika śmierci” podobnie jak inne książki Cobena odznacza się szybkim tempem akcji, ciekawą intrygą i równym podziałem na złych i dobrych bohaterów. W każdej jego książce, jest postać, z którą można „polubić się” bardziej niż z innymi i to właśnie jej kibicuje się przez całą powieść. Jeśli chodzi o szczegóły to już wiem na podstawie jakiej postaci zrodził się Myron Boltair – były koszykarz. Tu także mamy wątek koszykówki. Szkoda tylko, że za każdym razem bohaterowie są tacy idealni – prawie zawsze bogaci, piękni, szczęśliwi, walczący razem ze złem, które jest przebiegłe i trochę mniej wymuskane. Ale to już chyba taki urok amerykańskich twórców, niby schematycznie, a ludzie i tak czytają. 

Pomysł na fabułę jest ciekawy, bo przecież temat leku na AIDS jest jednym z najważniejszych w medycynie od lat. Owszem pod względem medycznym książka wygląda bardzo naukowo i profesjonalnie, zwłaszcza w przywoływanych dokumentach i wypowiedziach lekarzy. Niestety momentami wydawała się zbyt przekombinowana, ale zrzucam to na krab młodego wieku w jakim wtedy był autor. Z pewnością jednak zakończenie zaskakuje i wtedy nie patrzy się już na żadne minusy.

Wśród thrillerów medycznych otrzymałby miano średniego, ale uważam, że jak na debiut w tym gatunku wygląda całkiem nieźle.
 

wtorek, 11 września 2012

"Zaginiona" H. Coben

 
Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Zbigniew Królicki
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 424



Od przeczytania „Zaginionej” minął już jakiś czas, fabuła powieści trochę zatarła się już w mojej pamięci, więc ocena nie będzie już tak świeża, jak byłaby zaraz po przeczytaniu. Niemniej Coben to Coben, ciężko mi coś złego znaleźć w jego książkach, szczególnie, że w tej książce powraca Myron i Win. Sama intryga także jest fascynująca, a czytelnik nie ma ochoty odłożyć książki zanim się nie dowie, o co tak naprawdę chodzi. 

Po latach do Myrona dzwoni była kochanka, która bardzo nagle zniknęła z jego życia. Kobieta prosi go o pomoc w odnalezieniu męża, z którym miała spotkać się w Paryżu, a który zaginął bez wieści. Agent sportowy zupełnie niespodziewanie decyduje się na lot do Europy, pełen jak najlepszych chęci. Niestety już na lotnisku otrzymuje złe wieści: mąż byłej kochanki nie żyje, a ona sama staje się główną podejrzaną. Myron stara się wszystko wyjaśnić, tradycyjnie pakując się w bardzo duże kłopoty...

Coben zaskoczył mnie przeniesieniem akcji do Europy, ponieważ do tej pory trzymał się mocno Ameryki. Sprawiło to, że książka była takim powiewem świeżości wśród jego pozostałych powieści. Akcja była równie szybka i zaskakująca jak w niejednym sensacyjnym filmie, a któż tego nie lubi? Bawiłam się dobrze, śledząc kolejne wątki i intrygi serwowane mi przez autora, utwierdzając się w przekonaniu, że jestem wobec niego bezkrytyczna. Dlatego też niech każdy z Was sam weźmie ją do ręki i oceni czy w swoim zaślepieniu nie przeoczyłam jakiś ważnych szczegółów. Jeden malutki minusik – Coben chyba tym razem przesadził ze zdolnościami organizacyjnymi Wina, ponieważ miałam wrażenie, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, co jest niestety bardzo nierealne, mimo jego bogactwa i wielu kontaktów.

piątek, 3 sierpnia 2012

"Mistyfikacja" H. Coben

 
Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 544


Niedawno pisałam o swojej słabości do książek Harlana Cobena, nie inaczej jest w przypadku „Mistyfikacji”, którą przeczytałam w dwa wieczory. Mimo tak późnego wydania, jest to pierwsza książka autora, który w krótkim czasie zdobył miliony czytelników na całym świecie. Za Cobenem powtórzę, by nie zaczynać przygody z jego powieściami od tej książki. Pierwsze spotkanie z tak niecodziennym pomysłem i sposobem przeprowadzenia intrygi może wydawać się niektórym niepotrzebnym i niezbyt wiarygodnym zabiegiem. Na początek polecam „Nie mów nikomu” lub „Bez skrupułów” oraz pozostałe powieści tego autora.

Piękna, była modelka, obecnie szefowa domu mody i gwiazda koszykówki – ich spotkanie w interesach zakończyło się wielką miłością i ślubem z dala od wszystkiego. Idylla kończy się bardzo szybko, podczas kąpieli w oceanie David tonie, a załamana Laura nie może pogodzić się z jego śmiercią. Dodatkowo pojawia się problem z pieniędzmi, które w tajemniczy sposób zniknęły z konta zmarłego mężczyzny. W tym samym czasie do drużyny Celtów dołącza na miejsce Davida nikomu nieznany Mark Seidman i oczarowuje wszystkich kibiców. Laura zaczyna podejrzewać, że śmierć męża nie była przypadkowa i postanawia za wszelką cenę odkryć prawdę.

Intryga tak niesamowita, że aż niewiarygodna – Coben wykorzystał wszystko, co było możliwe by zaskoczyć czytelnika i nie pozwolić mu rozwiązać zagadki przed końcem. Jednak trochę się domyślałam, choć oczywiście nie odkryłam najważniejszego. Wielbiciele twórczości autora powinni być zadowoleni, wielu nawet twierdzi, że to jedna z jego najlepszych książek, choć wyczułam w niej niektóre elementy charakterystyczne dla debiutów. Nie ma to jednak wpływu na odbiór powieści. 

Polecam.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

"Na gorącym uczynku" H. Coben

Od kiedy przeczytałam pierwszą książkę Harlana Cobena minęło już kilka lat, ale wciąż bardzo dobrze pamiętam jak mnie zainteresowała, co sprawiło, że na każdą kolejną jego powieść czekam z radością. Wiem, że wiele osób zarzuca mu przewidywalność i używanie podobnych rozwiązań w wielu książkach, jednak jego powieści bardzo mi się podobają, ponieważ nie oczekuję od nich głębokich wartości i ważnych życiowych przekazów. Ich zaletą jest to, że mają mi uprzyjemnić wieczór wciągającą akcją i niespodziewanym zakończeniem, bo taka literatura ma być rozrywką, a nie umęczeniem mózgu.
Dziennikarka, Wendy Tynes prowadzi program, w którym na żywo demaskuje pedofilów. Jednym z nich jest Dan Mercer, wcześniej znany z dużego zaangażowania w pomoc dzieciom, które trafiają do opieki społecznej. Program obejrzany przez tysiące ludzi sprawia, że jego życie zmienia się w piekło. W krótkim czasie staje przed sądem, jednak dzięki bardzo dobremu obrońcy, wszelkie dowody zostają odrzucone, a on wypuszczony na wolność. Pomimo tego zmuszony jest porzucić swój dom i pracę, by uciec przed rodzicami, którzy sami chcą wymierzyć mu sprawiedliwość. Szczególną nienawiścią pała do niego były szef federalny, podejrzewając, że jego syn padł ofiarą pedofila. Proponuje nawet, by reporterka Wendy pomogła mu dokonać samosądu. Ona jednak odmawia, mając nadzieję, że sprawa wróci do sądu, a przestępca zostanie ukarany według prawa. W tym samym czasie ginie siedemnastoletnia licealistka, policja przez trzy miesiące nie ma żadnego tropu, który mógłby pomóc w rozwiązaniu sprawy. Pewnego dnia zostaje znaleziony jej telefon, a śledztwo przybiera nieoczekiwany obrót. 

Cobenowi nie można odmówić umiejętności z jaką buduje kolejne wątki i stopniuje napięcie. Mimo tego, że bardzo lubię jego książki, przyznaje, że wolę serię z Myronem i Winem, choć widać, że autor stara się, by także te bez nich były ciekawe. Tutaj należy dodać, że Win pojawia się także w tej książce, choć jego rola jest raczej epizodyczna. Thriller jest solidnie napisany, a autor z pewnością nie zawiedzie wiernych czytelników. Wszelkie niedociągnięcia zrzućmy na ilość napisanych książek, przecież wiadomo, że z każdą kolejną ciężko wymyślić coś nowatorskiego.
Warto zwrócić uwagę, że pomysł na książkę jest bardzo „na czasie”, autor ukazuje jak działa marketing wirusowy i jak w bardzo prosty sposób stać się jego ofiarą. Internet, choć przede wszystkim jest siłą i bardzo pomaga obecnie w wielu aspektach życia, może być także bardzo groźną bronią. Nie od dziś wiadomo, że w sieci nic nie ginie, może być ukryte, ale nie ma możliwości pozbyć się tego na zawsze. Dlatego trzeba uważać, co wpisuje się w internecie, dodaje i jak kreuje to nasz obraz w oczach innych osób. W tej chwili nie ma nic groźniejszego niż oczernienie w sieci, to coś, co ciężko wymazać, a tym bardziej opanować. 

Polecam fanom gatunku.

środa, 12 stycznia 2011

"Wystarczy być" J. Kosiński


Jerzy Kosiński urodził się w Łodzi, pochodził z żydowskiej rodziny. Lata II wojny światowej spędził u katolickiej rodziny na wsi, dokąd wywiózł go ojciec. Zmienił mu także nazwisko i postarał się o fikcyjny akt chrztu. Po wojnie Kosiński studiował historię i nauki polityczne na Uniwersytecie Łódzkim. W 1957 wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych, gdzie pozostał na stałe. Był wykładowcą na kilku uniwersytetach, m.in. na Yale i Princeton. Po wielu latach emigracji, trzy lata przed samobójczą śmiercią odwiedził Polskę w 1988 roku.

W książce „Wystarczy być” Kosiński przybliża nam kilka dni z życia Losa Ogrodnika, mężczyzny przez całe życie zajmującego się ogrodem i oglądaniem telewizji. Mieszka on w domu Starego Człowieka, którego widział raz w życiu. Nigdy nie wychodzi poza granice posesji i jedyną osoba, jaką widuje jest pokojówka. Świat zewnętrzny zna tylko dzięki informacjom płynącym z telewizora. Nie potrafi czytać ani pisać. Nie figuruje w żadnym rejestrze, nie posiada dokumentów tożsamości, nie był także nigdy u lekarza, a co za tym idzie nie posiada ubezpieczenia. Według prawa po prostu nie istnieje.

Pewnego dnia Stary Człowiek umiera, a Los z racji tego, że nie potrafi udowodnić prawnikowi, że mieszka i pracuje w tym domu od lat, musi się wyprowadzić. Pakuje wszystkie rzeczy i wychodzi na przeciw nieznanemu światu. Mały wypadek sprawia, że poznaje żonę znanego biznesmena, Benjamina Randa. Mieszkańcy jego domu, a także inni ludzie związani z polityką uznają, że jest znanym człowiekiem, niejakim Rossem O’Grodnickiem. Nowe imię i nazwisko Los zyskał dzięki pani Rand, która nie dosłyszała jak się naprawdę nazywa. Tym samym staje się jakby nową osobą, inni ludzie tworzą wokół niego legendę sławnego specjalisty od amerykańskiej gospodarki. Los mimo, że jest w całkiem nowej sytuacji, nie sprzeciwia się jej. Jego sposób wyrażania się, porównywanie wszystkiego do ogrodu i roślin, sprawia że interesuje się nim coraz więcej osób. W politycznym środowisku zostaje uznany za wspaniałe odkrycie, a dziennikarze wróżą mu cudowną karierę. Nagle prawie nieistniejący człowiek, pojawia się w każdym programie i spogląda z pierwszych stron krajowych i zagranicznych gazet.

Wiele godzin oglądania telewizji sprawia, że Los we wszystkich sytuacjach przywołuje zachowania ludzi ze szklanego ekranu i postępuje tak jak oni. Telewizja wydaje mu się jedyną prawdą i sposobem poznania świata. Los, nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie rozwija się jego kariera polityczna. Wciąż pragnie tylko spokoju podczas przebywania wśród roślin lub oglądania telewizji. Różne ludzkie zachowania są dla niego po prostu dziwne, jednak poddaje się im, ponieważ wydaje mu się, że widocznie tak powinno być.

Kosiński w swojej książce wyśmiewa amerykańskie społeczeństwo, dające złapać się w pułapkę ikon propagowanych przez media. Wytyka im brak obiektywnego oceniania rzeczywistości i nadmierną wiarę w polityków. Zwraca także uwagę, że ludzie u władzy, chcą za wszelką cenę wiedzieć wszystko o wszystkich. Jednak z drugiej strony z łatwością dają wiarę słowom obcych ludzi, mając w głowach to, co chcieliby usłyszeć, nie zwracając uwagi na prawdę. Wszelkie spostrzeżenia Kosińskiego są trafne, a wady celnie wytknięte.

Książka „Wystarczy być” odznacza się także bardzo dużym poczuciem humoru. Widać to przede wszystkim w scenkach sytuacyjnych i dialogach. Przykładem może być prezydent mówiący do nieznanego wcześniej mu Losa: „Miło mi pana poznać. Wiele o panu słyszałem.” Jest to jedna z wielu zabawnych historii, które przytacza Kosiński.

Powieść jest bardzo dobrze napisana, nieduża objętość pozwoli na przeczytanie jej w zaledwie jeden wieczór. Polecam wszystkim!

5/6

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Albatros.

piątek, 7 stycznia 2011

Piątkowy stos

Już od jakiegoś czasu mój piątkowy powrót do domu obfituje w otwieranie paczek. Podobnie było i tym razem. A oto co w nich znalazłam:



Od dołu:

"Cukiernia pod Amorem" - do recenzji od wydawnictwa Nasza Księgarnia.
"Wystarczy być" - do recenzji od wydawnictwa Albatros.
"Mariola, moje krople..." i audiobook "Łabędź i złodzieje" - do recenzji od wydawnictwa Świat Książki.
"Ymar" - do recenzji od wydawnictwa Fox Publishing.
"Rozkaz" i "Wirus Ebola w Helskinkach" - do recenzji od wydawnictwa Kojro .



A to zdjęcie przedstawia nagrodę, którą wygrałam w konkursie Merlina na kartkę noworoczną :) Jeśli o mnie chodzi to trafili z Hiszpanią :)

wtorek, 13 lipca 2010

"Katedra w Barcelonie" I. Falcones


"Katedra w Barcelonie" to napisana z wielkim rozmachem powieść historyczna, fascynująca panorama średniowiecza, przedstawiająca blaski i cienie feudalnej Katalonii. W magicznej scenerii Barcelony rozgrywa się historia wielkich namiętności, tragicznych miłości, zdrad, spisków i zemsty. Jej fabuła nasuwa porównanie ze słynnymi Filarami Ziemi Kena Folletta, do czego zresztą autor przyznaje się bez ogródek.
Akcja książki toczy się w XIV wieku, w dobie religijnych niepokojów, nietolerancji i wojen. Stolica Księstwa Katalonii, Barcelona, panuje na szlakach handlowych i rozrasta się ku morzu. Mieszkańcy skromnej, ubogiej dzielnicy Ribera, postanawiają własnymi rękami wybudować najwspanialszą i największą na świecie katedrę maryjną - słynny kościół Santa María del Mar.
Historia budowy splata się z losami Arnaua Estanyola, syna uciekajacego przed okrutnym panem pańszczyźnianego chłopa. Z przymierajacego głodem zbiega Arnau przemieni się w zamoznego patrycjusza, człowieka prawego i szanowanego. Tragarza portowego, żołnierza, bankiera, a potem konsula morskiego. Żadne pieniadze, honory i zaszczyty nie uchronią go jednak przed niebezpiecznym spiskiem i długimi rekami inkwizycji...


Dziś udało mi się przeczytać leżącą od roku na półce „Katedrę w Barcelonie”. Przed rokiem zatrzymałam się na 198 stronie i za nic w świecie nie mogłam przeczytać ani słowa więcej. Z racji blogowego „stosikowego losowania” musiałam dać jej jeszcze jedną szansę. Inie żałuję.

Bohaterem powieści jest jednocześnie Arnau Estanyol i kościół Santa María del Mar. Życie bohatera rozwija się w miarę wzrastania murów katedry, miejsca czczenia jego jak mu się wydaje jedynej matki – Madonny. Arnau jest synem Bernata, początkowo żyje jako niewolnik, jednak z czasem jego kariera i pozycja społeczna zmienia się w iście bajkowy sposób.

Powieść Falconesa jest podzielona na 4 części. Każda z nich to inny etap głównego bohatera. W pierwszej „Słudzy ziemi” opowiedziana jest historia ojca Arnaua, Bernata Estanyola, który porzuca kajdany niewoli. Część druga "Słudzy możnych", przedstawia początkowe życie Arnaua w Barcelonie, uzależnienie od innych, biedę i sytuację w kraju. Trzecią częścią są "Słudzy namiętności", w której Arnau dojrzewa, odkrywa w sobie mężczyznę i musi zetknąć się oraz poradzić sobie z naprawdę wieloma problemami. W ostatniej części pt. "Słudzy przeznaczenia" całe życie bohatera zatacza koło, ale o tym musi już każdy z Was dowiedzieć się sam.

W powieści oprócz wątku Arnaua i jego życia, autor opisuje w tle historię średniowiecznej Barcelony, ze wszystkimi jej detalami. Książka jest naprawdę dobrze podbudowana źródłami historycznymi, nic dziwnego że jej pisanie zajęło autorowi aż 5 lat. Falcones opisuje wszystkie wojny, a przynajmniej o każdej wspomina. Od strony historycznej jest to bardzo dobra powieść, wciąga, daje uczucie bycia pośród mieszkańców w czasie pospolitego ruszenia, gdy każdy z nich wykrzykuje ile sił w płucach „¡Via Fora!”. Ma się ochotę iść za tym tłumem. Książka także przybliża działania Inkwizycji i stosowanych przez nią praktyk. Przeraża jak łatwo można było zostać osądzonym i skazanym.

Książka ma także minusy, najbardziej odrzuciły mnie wiadomość o tym jak 14-letni Arnau pragnął Aledis. No ja rozumiem takie rzeczy przypisywać 16-latkom, 17-latkom, ale w tej sytuacji mnie to nawet oburza. W ogóle całe życie Arnaua jest podporządkowane kobietom, a przynajmniej mają one na niego duży wpływ.

„Katedra...” to moim zdaniem także książka o przyjaźni, o sile jaką daje dobroć i miłość. O tym, że nawet w średniowieczu, gdzie istniał podział na chrześcijan i innowierców, można było przekraczać te granice, jeśli naprawdę żywiło się do kogoś prawdziwie dobre uczucia. Guillem, moja ulubiona postać w tej książce właśnie jest dla mnie takim prawdziwym przyjacielem. Cieszę się też, że dla Arnaua nie miało znaczenia to, że Guillem jest niewolnikiem.

„Urodził się niewolnikiem i wiódł życie niewolnika. Nauczył się kochać w tajemnicy i skrywać uczucia. Niewolnik nie był uważany za człowieka, dlatego gdy był sam – w tym jednym jedynym czasie, gdy czuł się wolny – potrafił sięgać wzrokiem głębiej niż ludzie, którym wolność przesłania duszę. Dawno odkrył miłość łączącą najdroższe mu istoty i modlił się do swych dwóch bogów, by uwolnił je z kajdan, znacznie mocniejszych od tych krępujących jego.
Załkał, choć niewolnikom nie wolno było płakać.”*

Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę. Polecam każdemu kogo interesuje Barcelona, a zwłaszcza jej średniowieczna historia.


5/6


*s. 507.

Muszę się też pochwalić, że recenzja została wybrana na recenzję tygodnia w serwisie nakanapie.pl

wtorek, 6 lipca 2010

"Ojciec Chrzestny" M. Puzo


Dziś udało mi się zakończyć „Ojca Chrzestnego” , którego autorem jest Mario Puzo. Książkę przeczytałam pod wpływem bardzo dobrej oceny mojego chłopaka. Jemu udało się pochłonąć ją w 2 dni, mi to chyba z 3 tygodnie zeszło. Oczywiście problemem był brak czasu i obrona licencjatu. Oficjalnie ogłaszam, że obroniłam się w piątek. Uff. Teraz czas na składanie papierów na magisterkę i wakacje. Może to w końcu zwiększy ilość czytanych przeze mnie książek.

„Ojciec Chrzestny” to już chyba klasyka. Nie znam osoby, która nie słyszałaby o niej lub o filmie, który powstał na jej podstawie. Książka opowiada o jednej z sześciu rodzin mafijnych, które działają na terenie Nowego Jorku. Rodzina tą jest Rodzina Corleone, w tym czasie najsilniejsza ze wszystkich sześciu. Donem Rodziny jest Vito Corleone.
Historia rozpoczyna się od przedstawienia historii trzech osób, które znalazły się w potrzebie i zwracają się do dona Corleone. Sprawy Amerigo Bonasery, Johnnego Fontany i piekarza Nazorinego będą jeszcze nie raz pojawiać się w książce. Jednak prawdziwym początkiem i przedstawieniem Rodziny jest wesele jedynej córki dona – Conni. Właśnie wtedy poznajemy wszystkich członków rodziny, ich przyjaciół i wspólników. Czytamy także o sposobie, w jaki don wpływa na życie innych osób i jak rozległe są jego sposoby na pomoc innym.
Powieść składa się z 9 ksiąg. Ja może wspomnę tylko o kilku pierwszych, ponieważ nie chcę za bardzo opowiadać treści. Księga 1 to właśnie ślub Conni i różne sytuacje, które podczas niego wynikają. Opisany jest tam także konflikt z Rodziną Tattagli i Sollozzem, handlarzem narkotyków. Księga 2 to historia Johnnego Fontany i jego życia w Hollywood. Księga 3 opowiada o młodych latach Vita Corleone i jego drogi do stania się donem. Dalszych ksiąg streszczać nie będę, nawet w tych, które opisałam ominęłam ważniejsze sytuacje. Nie chcę nikomu psuć zabawy z czytania tej świetnej książki.
„Ojciec Chrzestny” jest powieścią żywą, wspaniałą, która porusza tak wiele stron życia i pokazuje rodzinę mafijną od środka. Dla mnie może nawet od tej bardziej „ludzkiej strony”. Najważniejszymi pojęciami, jakie pozostaną mi po przeczytaniu tej powieści będzie honor i szacunek. Puzo wykreował tak żywą postać Ojca Chrzestnego, że prawie odczuwałam tej jego wpływ, jaki miał na ludzi mających z nim bezpośrednio do czynienia. Jest to także historia o nienawiści, pogardzie, zemście, miłości i śmierci. A także o tym, że każdy z nas „ma tylko jedno powołanie”, którego nie da się zmienić i nie wolno mu się sprzeciwiać. Odczuwam też, że jest to wspaniała książka o zarządzaniu, bo kto, jak kto, ale Vito Corleone potrafił zarządzać bardzo dobrze i wiedział, kiedy coś jest warte jego zainteresowania i wkładu pieniężnego, a kiedy odpuścić sobie nawet bardzo pieniężnie się zapowiadające interesy.
Każdy z nas na pewno zna też słynne powiedzenie „mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia”, która doskonale przedstawia postawę Dona w interesach. Oraz jego postawa wobec zemsty: „Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna”, a którą Michael wziął sobie do serca.
Całość najdoskonalej opisuje cytat autorstwa Balzaka: „Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia”. Za fortuną Corleone, kryje się ich bardzo bardzo dużo.

Teraz czas na film oraz „Sycylijczyka”.

6/6

środa, 21 kwietnia 2010

"Komórka" S. King


"Do autora komiksów Claya Riddella wreszcie uśmiechnęło się szczęście - udało mu się podpisać w Bostonie lukratywny kontrakt wydawniczy. Wracając ze spotkania, jest świadkiem dziwnego zdarzenia. Kupująca lody kobieta i dwie nastolatki wpadają w krwiożerczy szał. Szybko okazuje się, że nie tylko one. Ulice zapełniają się bełkoczącymi ludźmi, przechodnie bez powodu rzucają się na siebie, z nieba spadają samoloty. Clay z przerażeniem obserwuje, że szaleństwo ogarnia tych, którzy używali telefonów komórkowych. Chaos błyskawicznie ogarnia kraj. Nie minie wiele godzin, by z cywilizacji, jaką znamy, pozostała ruina. Gdzieś poza Bostonem znajdują się żona i syn Riddella. Piesza wędrówka do nich będzie prawdziwym koszmarem. Jedynym bezpiecznym miejscem jest centrum stanu Maine, obszar znajdujący się poza zasięgiem telefonii komórkowej. Ostatnia enklawa ludzkości, czy przemyślnie skonstruowana pułapka?"

Męczyłam się z tą książką do 300 którejś strony. Później było trochę lepiej, no i w końcu skończyłam. Uff. Dla mnie najgorsza z książek Kinga. Naprawdę. Historia niby ciekawa, ale jakaś taka niedopracowana. Strasznie porozciągana, zupełnie bez potrzeby. I te postacie, brakowało im moim zdaniem charakteru i tego czegoś, co zawsze King potrafił dać swoim bohaterom. Wiadomo, że przekaz miał być taki, że za dużo używany telefonów komórkowych. King dał przykład co można zrobić ludzkości, która nie potrafi bez nich żyć. Powinnam się bać, ale chyba jakoś nie wyszło. Ci "telefoniczni" mnie nawet rozśmieszali. Momentami książka kojarzyłam mi się z "Bastionem" i "Mroczną wieżą". No ale oczywiście przy nich wypadła bardzo blado.

Coś pozytywnego? Cieszę się, że mogę dodać kolejną książkę Kinga do przeczytanych. :) No i może komuś spodoba/ła się bardziej niż mi.

4/6
Related Posts with Thumbnails