czwartek, 1 grudnia 2011

Spotkanie z M. V. Llosą! - relacja

Wiem, wiem, że było to już dość dawno, Ci którzy byli także już jakiś czas temu napisali o tym wydarzeniu kilka słów. A ja jak zwykle zwlekałam aż do dziś! Dłużej nie można, bo takie wydarzenie trafia się raz w życiu.

Bardzo często podkreślam, że Mario Vargas Llosa jest jednym z moich ulubionych pisarzy, jego książki zainteresowały mnie gdzieś na początku studiów, gdy przeglądałam zasoby jednej z lubelskich księgarni. Mój wzrok przyciągnęła piękna okładka, ciekawy opis z tyłu książki i w ten sposób „Święto kozła” trafiło do mojej biblioteczki. Niełatwa lektura miała w sobie coś takiego, co sprawiło, że moim marzeniem stało się zgłębienie wszystkich książek Noblisty. Później czytałam po kolei każdą, która tylko była dostępna w uczelnianej bibliotece. W ten sposób przeczytałam „Ciotkę Julię i skrybę” (bardzo bardzo na plus), „Pantaleona i wizytantki” (dużo humoru), „Pochwałę macochy”... A na mojej półce od jakiegoś czasu ilość jego książek wciąż wzrasta, szkoda tylko, że nie przybywa mi czasu na czytanie.

Musicie więc zrozumieć jaką radością było dla mnie październikowe wydarzenie: Mario Vargas Llosa w Polsce! I to nie gdzieś bardzo daleko, ale w Warszawie, 2,5h drogi pociągiem od Lublina! I nie ważne, że następnego dnia miałam wesele u przyjaciół, że będę wracać na złamanie karku by zdążyć na ceremonię ślubną, ja musiałam być tam gdzie mój ukochany autor!

Wejściówkę udało mi się zdobyć na fan page’u wydawnictwa Znak odpowiadając na dość niełatwe dla mnie pytanie, ponieważ nie czytałam jeszcze słynnych „Szelmostw niegrzecznej dziewczynki”. Jednak z pomocą siostry przekartkowałam i wyszukałam na czas 3 imiona głównej bohaterki. Udało się! Miałam wejściówkę!

Żeby nie przedłużać szybciutko przechodzę do sedna. Jechałam sama, co dla jeszcze słabo orientującej się w Warszawie dziewczyny, jest niezłym wyczynem. Na miejscu poznałam wspaniałą osobę, tak Diano, o Tobie mówię. Która nie raz, że wyjaśniła mi o co chodzi ze słuchawkami, to jeszcze umilała mi czas rozmową w oczekiwaniu na autora, a co najważniejsze, pożyczyła mi kasę na książkę Llosy, bo ja jak pierwsza lepsza idiotka uwierzyłam, że naprawdę nie będzie możliwości zdobycia autografu pisarza. Dziękuję Ci bardzo ;*

Same wrażenia? Cudowne! Możliwość zobaczenia na żywo i posłuchania rozmowy z ulubionym zagranicznym autorem jest nie do opisania. Nie będę streszczać rozmów jakie przeprowadzili z Llosą jego tłumacze: Marzena Chrobak i Carlos Marrodan Casas, ponieważ dużo już było o tym powiedziane w innych miejscach.

Ja tradycyjnie pozostanę przy fotorelacji (niestety zdjęć jest bardzo mało, bo już na początku spotkania zostaliśmy poproszeni o niefotografowanie spotkania):







Najnowszy zakup:

I najważniejsze: autograf!


PS. A wiecie, że na moich studiach są osoby, którym nazwisko Llosa nic nie mówi? Przerażające, ale prawdziwe. I nie są to niestety pojedyncze przypadki :(

4 komentarze:

  1. Nie wiedzą, co tracą. Kocham Llosę:P W styczniu kolejna książka wychodzi :), a jeszcze wszystkich starszych nie przeczytałam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę... Uwielbiam Llosę i moim marzeniem byłoby być na spotkaniu z nim. A egzemplarz z autografem to chybabym w ramki oprawiła:) Zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, znamy tę samą Dianę :).

    Eda, zmieniłam adres.Zapraszam na: http://dzienniczek-lektur.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. @Kama - dzięki za informację, bo wczoraj chciałam zajrzeć do Ciebie i pokazało mi się, że blog nie istnieje :(

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails