niedziela, 15 kwietnia 2012

"Officium Secretum. Pies Pański" M. Wroński


Wydawnictwo: W.A.B.
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 320



Czytanie książek, w których pojawiają się znane czytelnikowi miejsca, zawsze pozostawia wrażenie nierealności, ale także radości, z powodu możliwości lepszego wyobrażenia sobie wydarzeń i poczucia wspólnoty z bohaterami. Mnie taka sytuacja zdarzyła się przy okazji czytania powieści Marcina Wrońskiego „Officium Secretum. Pies Pański”. Akcja książki toczy się w Lublinie i Kazimierzu Dolnym, a więc miastach dobrze mi znanych. Wiem, że dużo z tego to fikcja literacka, ale fascynująca jest myśl, że te wydarzenia mogły być prawdziwe, a opisane miasta mogą być zupełnie inne niż mi się wydaje. Książka lubelskiego pisarza długo stała na mojej półce, choć teraz zupełnie nie wiem dlaczego. Nie wyobrażałam sobie, jaką można mieć przyjemność z czytania „regionalnej” literatury. Teraz już to wiem i nie mogę doczekać się przeczytania pozostałych książek Marcina Wrońskiego, także z Lublinem w tle. 

Bohaterem powieści jest dominikanin – Marek Gliński, który po wielu latach wraca do Lublina, by prowadzić zajęcia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a w międzyczasie działać jako wysłannik watykańskiego Officium Secretum. Niestety już pierwszego dnia okazuje się, że jego powrót nie przejdzie niezauważony, zbyt wiele osób kojarzyło go jako „Kleryka” – agenta SB. Do jego „misji” wtrącają się media, osoby, którym kiedyś nadepną na odcisk oraz ci, którzy za jego pomocą, chcą odzyskać wcześniej stracone pozycje. Sprawy nie ułatwia zadanie, które powierzyli mu zwierzchnicy, związane ze „słynnymi” w tym czasie w mediach betankami oraz klasztorem franciszkanów. Czy uda mu się dokończyć rozpoczęty proces, a może wydarzenia z przeszłości skutecznie pokrzyżują jego plany? Na to pytanie odpowiedź musicie znaleźć sami. 

Autor wiele razy odwołuje się w książce do wydarzeń ze współczesnej historii Polski, porusza sprawy, o których dość niechętnie przypomina sobie część naszego narodu. Przyznać trzeba, że wykazał się w pisaniu tej powieści odwagą, ale i znajomością tematu, bez której ciężko byłoby mu poruszać się na tak grząskim gruncie. Wroński przywołuje historię wcześniej już wspomnianych betanek, ale także lustracje księży, współpracę różnych osób ze SB, polityczne gry czy łatwość w sterowaniu mediami. W tej powieści nic nie wydaje się pewne, a bohaterowie nie są czarni, albo biali. Autor zmusza czytelnika do myślenia i wyjścia poza stworzoną przez siebie fabułę, w celu zastanowienia się nad sytuacją we współczesnej Polsce. Przy tym jest to naprawdę dobry kryminał, choć niewolny od kilku stereotypowych schematów rodem z „Kodu Leonarda da Vinci” czy „Imienia róży”, które jednak po przeczytaniu całej powieści blakną z uwagi na ciekawsze, ale i zupełnie inne podejście do tematu. 

Osób związanych z Lubelszczyzną nie muszę zachęcać, a pozostałym mówię: warto.  

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię czytać książki "regionalne" - jak to ładnie ujęłaś. W ogóle lubię książki, których topografia jest możliwa do obadania w realnym świecie. Nawet zdarzyło mi się kilka razy pojechać w miejsca, o których czytałam. Bardzo fajne doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic tego typu jeszcze nie czytałam, i nie wiem czy w najbliższym czasie zamierzam xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię tego typu książki, ale akurat na tę pozycję nie mam ochoty

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails