wtorek, 22 czerwca 2010

"Mauricio, czyli wybory" E. Mendoza


"Tym razem mamy do czynienia z poważną powieścią o wyborach - nie tylko politycznych, ale przede wszystkim życiowych.
Tytułowy bohater jest przeciętnym trzydziestolatkiem. Z zawodu dentysta, nie ma wielkich ambicji ani oczekiwań. Sam uważa się za osobę dość nudną i bez polotu. Kiedy członkowie Socjalistycznej Partii Katalonii proponują mu miejsce na liście wyborczej, jest zaskoczony, ale zgadza się kandydować. To zapoczątkuje cały szereg wydarzeń, które w istotny sposób wpłyną na życie bohatera. W jego orbicie znajdą się dwie kobiety, między którymi też będzie musiał wybierać...
Tłem powieści jest pofrankistowska Hiszpania - a dokładniej ukochana przez pisarza Barcelona - w czasie, kiedy ubiegała się o organizację igrzysk olimpijskich. Na oczach bohaterów umierają rewolucyjne ideały, a ich miejsce zajmują cyniczne rozgrywki polityczne i podejrzane interesy."


Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Mendozy. Swego czasu kupiłam ją w promocji wydawnictwa Znak i do tej pory nie miałam okazji przeczytać. A kupiłam bo słyszałam, że jego pisanie jest naprawdę przyjemne, no i oczywiście zbieram wszystkie książki z Barceloną w tle.

Książka jakże inna według recenzji i znawców od jego poprzednich oraz najnowszej książki. Powieść o wyborach, ciężkich, życiowych, w których specjalnie nie pomaga charakter bohatera. Mauricio jest strasznie przeciętny, no wprost okropnie. Czasami mnie męczyło to jego niezdecydowanie, brak jakiegoś takie życia. Aż dziw brał, że był z dwoma kobietami na raz. Mniemania o sobie też za dobrego nie miał, często się nad sobą użalał. W sumie, sytuacji w której się znalazł nie można mu zazdrościć. Powieść rozpoczyna się od spotkania po latach Mauricia z jego dawnym kolegą ze szkoły. Dzięki niemu poznaje Clotilde oraz styka się z polityką. Oboje zostają z Mauriciem do końca powieści. Wciąż przeplatają się wątki miłości, pracy, znajomych, kiepskich kontaktów z rodziną, nieudanej a nawet niechcianej w gruncie rzeczy kariery politycznej. W pewnym momencie pojawia się także w życiu głównego bohatera druga kobieta, przez którą niezdecydowany Mauricio staje się jeszcze bardziej niepewny i skory do błędów. Znajomość z nią położy cień na życiu wszystkich zainteresowanych.

Oprócz tych relacji autor ukazuje nam w tle Hiszpanię, a szczególnie Barcelonę. W tym czasie po zawirowaniach w kraju, mieszkańcy miasta chcą wszystko naprawić. Zmienić władzę oraz pokazać światu, że może być tam dobrze, a nawet, że Barcelona zasługuje na to by zorganizować igrzyska olimpijskie. Autor wkłada w usta bohaterów swoje własne obawy i relacje mieszkańca z jego krajem. O Hiszpanii mówi: „kraj w tym momencie jest zamkiem z piasku. Z daleka wygląda fajnie, ale gdyby tylko pokropił słaby deszczyk, rozpadnie się”.

Powieść pełna jest także długich wywodów politycznych, religijnych, prawniczych. Momentami mnie nużyły, ale tak naprawdę są mądre i ciekawe. Tylko trzeba się na tym znać choć trochę. :) Język nie jest też bardzo prosty ani ubogi. A nawet uważam, że książka jest pisana językiem pięknym i doniosłym, tak jak sprawy o których mówi. Bo naprawdę nie jest łatwo dorosnąć do wyborów, zmierzyć się z nimi i jeszcze na dodatek wybrać dobrze. Błędy zdarzają się każdemu, ważne by potrafiło się je naprawić i wyciągnąć wnioski.

Powieść przesycona Hiszpanią. Pełna Barcelony.

Polecam. 5,5/6

Do Mendozy wrócę na pewno. Oby jak najszybciej.

sobota, 19 czerwca 2010

Wyniki

Ostatnio nie mam w ogóle czasu. Pomagałam stroić salę znajomym na dzisiejsze wesele, tak więc przepraszam, że dopiero dziś podaję wyniki.

Losowania robić mi się z braku czasu nie chciało. Poprosiłam więc mamę by podała numer od 1 do 30 (bo tyle Was się zgłosiło) i wybrała nr 18!

Dlatego książka (jeśli dobrze liczę) wędruje do osoby ukrytej pod nickiem stringi!

Proszę o dane do wysyłki na adres: edith26@gazeta.pl

wtorek, 15 czerwca 2010

"Cztery pory roku" - konkurs!



Postanowiłam, że zorganizuję u siebie losowanie, do wygrania właśnie ta książka! :)

Zasady proste: kto chętny, daje znać w komentarzach. Do czwartku do 24:00. W piątek losowanie.

czwartek, 10 czerwca 2010

"O krok" H. Mankell



"Noc świętojańska. Troje młodych ludzi spotyka się na odludnej leśnej polanie, by w siedemnastowiecznych kostiumach i perukach świętować letnie przesilenie. Żadne z nich nie podejrzewa, że ich zabawę obserwuje morderca. Na komendzie policji w Ystadzie panuje letni zastój. Komisarz Wallander bezskutecznie stara się prowadzić zdrowy tryb życia i zwalczyć poczucie osamotnienia. Leniwy nastrój przerywa niespodziewana wiadomość o zamordowaniu szanowanego przez wszystkich policjanta. Wallander prowadzi śledztwo, które zmusza go do zgłębienia sekretów prywatnego życia kolegi. U ofiary znajduje między innymi zdjęcie trójki młodych ludzi przebranych w historyczne kostiumy."


Swoją przygodę z kryminałami Mankella zaczęłam właśnie od tej książki. Już od dawna chciałam przeczytać którąś z jego książek, ale zawsze były inne, zresztą każdy dobrze wie o czym piszę. Dodatkową motywacją było to, że z racji dwustopniowych studiów przez wakacje nie będę mogła korzystać z uniwersyteckiej biblioteki, a moja publiczna niestety jest słabo zaopatrzona. Oczywiście chciałam także w końcu rozpocząć wyzwanie
Kraje Nordyckie.

Jeśli chodzi o samą książkę to wiem, że raczej wypadałoby czytać w kolejności. Niestety w mojej uczelnianej bibliotece tylko ta książka była dostępna. Swój błąd zrozumiałam to już na początku książki, gdy komisarz Wallander wspomina swoją przeszłość. Jego rozmyślania o Bajbie, Lindzie i rozwodzie z żoną przez chwilę o mało nie nakłoniły mnie do odłożenia książki. Po czasie jednak zauważyłam, że w sumie nie ma to większego wpływu na akcję kryminału i sprawę jaką policja prowadziła.
Moje ostatnie problemy na gruncie uczelnia - praca licencjacka sprawiły, że czytanie szło mi dość opornie mimo, że normalnie już dawno bym ją skończyła. Na szczęście wczoraj pracę złożyłam w całości i ostatnie 300 stron poszło mi bardzo szybko.
Podobało mi się, książka mnie wciągnęła, choć to, że raz pokazywano sprawę od strony Wallandera, a raz od strony zabójcy trochę mnie męczyła. Nie wiem czy miało to polegać na tym, żeby czytelnik dość wcześnie się domyślił kim jest zabójca? Bo ja wiedziałam i niestety w kryminałach tego nie lubię. Za to ta cała akcja z Louise bardzo mi się podobała. :) Na to bym nie wpadła.
I jakoś mało mi było Szwecji u Mankella. U Larssona było jej więcej.

4,5/6

Related Posts with Thumbnails