poniedziałek, 30 kwietnia 2012

"Upał" M. Ciszewski


Wydawnictwo: Znak literanova
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2012
Ilość stron:  416



Po zimowych wydarzeniach, opisanych w książce „Mróz”, podinspektor Jakub Tyszkiewicz powraca w kolejnej powieści Marcina Ciszewskiego pt. „Upał”. Fabuła dotyczy zapewnienia bezpieczeństwa kibicom podczas ćwierćfinałowego meczu Mistrzostw Europy: Polska – Niemcy w sytuacji prawdopodobnego zagrożenia zamachem terrorystycznym. Taki mecz jest marzeniem wielu kibiców, więc gdy staje się faktem, nie dziwi, że to wydarzenie przyciąga także zainteresowanie terrorystów, chcących wykorzystać obecność wielotysięcznego zbiorowiska ludzi i kilkudziesięciu ważnych osób na Stadionie Narodowym. Policja i odpowiednie służby, w tym przede wszystkim Biuro Zwalczania Terroryzmu Centralnego Biura Śledczego od wielu miesięcy przygotowuj się na każdą ewentualność prawdopodobnego zamachu, rozpatrując różne scenariusze i wykorzystując wiele nowoczesnych zabezpieczeń. Początek turnieju Euro 2012 upływa w spokojnej atmosferze, jednak kilka dni przed ćwierćfinałem, zaczyna sprawdzać się jeden z najgorszych scenariuszy. Służby zostają postawione w stan gotowości, czas ucieka, a w grę wchodzi nawet odwołanie meczu. 

Marcin Ciszewski w doskonały sposób odwzorował zachowania policjantów w obliczu kryzysu, z jakim do tej pory mieli styczność jedynie teoretycznie. Autor stworzył scenariusz zaskakującego ataku terrorystycznego, przedstawiając go ze wszystkimi szczegółami. Na mnie, jako laiku, zarówno skomplikowane systemy zarządzająco – informatyczne, jak i działania jednostek policyjnych oraz wojskowych zrobiły duże wrażenie. Przez większą część książki miałam wrażenie tak dużej realności przedstawionej historii, że chciałam włączyć radio lub program informacyjny w telewizji by sprawdzić czy te zamachy nie wydarzyły się naprawdę. 

„Upał” to typowa męska literatura, pełna napięcia, szybkich zwrotów akcji oraz bohaterów, których praca jest głównym elementem życia. Próżno w tej książce szukać kobiet, które decydowałyby o zachowaniu mężczyzn lub wpływały na plan ich dnia. Autor przedstawia związki bohaterów według schematu, w którym najważniejsza jest służba państwu i bezpieczeństwo innych ludzi, a miłość, choć ważna zostaje odstawiona na drugi tor. Te cechy, a także brak zbędnych opisów, wyzwalanie wielu emocji i skutecznie stopniowane napięcie sprawiają, że to książka, która powinna trafić w gusta większości czytelników płci męskiej. Marcin Ciszewski buduje historię na podstawie całkiem prawdopodobnego w tych czasach scenariusza zamachu terrorystycznego, który może wydarzyć sie podczas Mistrzostw Europy 2012.  

Nie mogę doczekać się kolejnej książki Ciszewskiego z Jakubem Tyszkiewiczem w roli głównej. 

[Recenzja napisana dla portalu Time4men.pl]

piątek, 27 kwietnia 2012

Konkurs z Biblioteką Akustyczną!

Tak przedmajówkowo ogłaszam kolejny konkurs na moim blogu. Fundatorem nagrody jest Biblioteka Akustyczna, z którą bardzo dobrze mi się współpracuje. 

Nagroda to jeden audiobook "Za wszystko trzeba płacić" Aleksandry Marininej. Lektorem jest Roch Siemianowski (dla wielu to będzie bardzo cenna uwaga). Fragmentu audiobooka można wysłuchać pod TYM linkiem.

Zasady:

1. Zgłoszenie w komentarzach i podanie propozycji ciekawego audiobooka (chętnie poszerzę swoją listę "do przesłuchania").
2. Osoby nieposiadające bloga proszę o podanie e-maila. 
3. Miło mi będzie jeśli polubicie fan page mojego bloga TU i fan page Biblioteki Akustycznej TU. Lecz nie jest to warunek konieczny.
4. Czas do 3 maja do 23:59.
5. Oczywiście następnego dnia przeprowadzę losowanie i skontaktuję się z osobą, które wygrała.

czwartek, 26 kwietnia 2012

"Zabójcze umysły"


Elitarna grupa profilerów z FBI zajmuje się badaniem psychiki kryminalistów. Pomaga im to w szukaniu zaginionych i porwanych, a dokładniej pomaga to wniknąć w umysł przestępcy i zrozumieć jego metody postępowania. Każdy odcinek to oddzielna sprawa i inne metody poszukiwania.

Aaron "Hotch" Hotchner ściągnął z przymusowego urlopu Jasona Gideona i od tej pory wspólnie szukają przestępców. Do grupy należy także młody Dr. Spencer Reid, Derek Morgan, Jennifer "JJ" Jareau, Elle Greenaway oraz genialna informatyczka Penelope Garcia. //filmweb.pl

Przyznam, że o serialu usłyszałam dopiero wtedy, gdy w zapowiedziach książkowych wydawnictwa Oficynka pojawiła się seria książek, które powstały na podstawie serialu. Patronat nad cyklem książek objął portal "Zbrodnia w bibliotece".

Serial okazał się dość stary, bo pierwszy odcinek miał swoją premierę w 2005 roku, obecnie trwa sezon 7., a w planach jest także 8 (premiera zapowiadana na wrzesień 2012 w USA).

Z ciekawością zabrałam się za oglądanie pierwszego odcinka i ... chyba żałuję. Ostatnio planowałam ograniczenie oglądanych przeze mnie seriali, bo mam świadomość jak dużo czasu trzeba im poświęcać, gdy fabuła wciągnie. Szczególnie, gdy jakiś serial ma już właśnie tyle sezonów, co "Zabójcze umysły". Jest wtedy dużo do nadrobienia, a czasu ucieka, ale ja niestety obejrzałam pierwszy odcinek i wsiąkłam - właśnie oglądam czwarty. Już chyba wiem, jak będzie wyglądać moja majówka ;)

Bohaterami serialu jest grupa świetnych specjalistów, w niektórych przypadkach nawet geniuszy, którzy wzajemnie się uzupełniając tworząc oddział tropiący zabójców. Przyznam, że fascynujące jest obserwowanie przy pracy takich ludzi, którzy po zachowaniu, pozostawionych rzeczach czy innych dowodach potrafią stworzyć profil mordercy, dzięki któremu mogą go łatwo odnaleźć i odgadnąć jego kroki. Myślę, że wiele osób zainteresuje się tym serialem, a książki to strzał w dziesiątkę. Takich książek nigdy za mało.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

"Zakazane wrota" T. Terzani


Czyta: Jakub Kukla
Język: polski
Czas trwania: 11 godz. 41 min
Format: mp3
Rok wydania: 2011


„Zakazane wrota” Tiziano Terzaniego to nie jest książka łatwa w odbiorze,  ze względu na dużą ilość faktów, przytaczanych historii i źródeł. Nie wiem czy przebrnęłabym przez nią, gdybym miała książkę drukowaną, za to w postaci audiobooka nabrała ona nowej wartości. Cieszę się, że zapoznałam się z nią, mimo że należy do typu literatury, z którym mam styczność raczej rzadko.

Terzani był Włochem, który jako jeden z pierwszych korespondentów zagranicznych zamieszkał w Pekinie. W „Zakazanych wrotach” przedstawił Chiny z lat 80. oczami obcokrajowca, przez przytoczenie wielu zasłyszanych historii i opisanie miejsc, które udało mu się zobaczyć. Jego obraz azjatyckiego państwa przedstawiony jest z dobrej, jak i złej strony. W wielu miejscach sytuacje, które opisał Terzani przerażają czytelnika, szczególnie po tylu latach od tamtych wydarzeń, ponieważ ocenia je on z perspektywy wolnego człowieka. Rażą także paradoksy w decyzjach władz, które najpierw zdecydowały o zniszczeniu największych zabytków Pekinu czy zburzeniu pięknych świątyń w chińskich wioskach, by po kilku latach odbudowywać je w celu przyciągnięcia turystów. 

Autor przywołuje w jednym z rozdziałów historie rodzin, które przez decyzje władz, mogą mieć tylko jedno dziecko. Oczywiście, wiem, że decyzja została podjęta w celu zapobiegnięciu przeludnienia kraju, ale orzeczono ją zbyt późno, a i same działania prowadzone przeciwko matkom, które próbując ominąć przepisy są przerażające. Nie rozumiem, jak można usunąć dziecko kobiecie w dziewiątym miesiącu ciąży, czy porwać ją z domu, po donosach sąsiadów i wykonać zabieg na siłę. W tych przepisach także pojawiają się trudne do zrozumienia decyzje, ponieważ okazuje się, że nakaz posiadania jednego dziecka dotyczy tylko niektórych prowincji, podczas gdy w innych można mieć nawet czworo dzieci. 

„Zakazane wrota” to ciekawa książka, która naprawdę zyskuje, gdy jest czytana przez  Jakuba Kukle. Lektor sprawił, że z przyjemnością słuchałam historii Włocha, którego miłość do Chin z każdą kolejną absurdalną sytuacją wypalała się, aż do momentu, gdy odrzuca on chińskie imię, by już nigdy go nie przybrać. Warto ją poznać, by dowiedzieć się o Chinach czegoś więcej, szczególnie, że przedstawia je mieszkaniec Europy, który próbował zrozumieć ten kraj.

piątek, 20 kwietnia 2012

"Płatki na wietrze" V. C. Andrews


Wydawnictwo: Świat Książki
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Elżbieta Podolska
Rok wydania: 2012
Ilość stron:  432


„Płatki na wietrze” to drugi z pięciu tomów sagi o rodzeństwie Dollangangerów, o których pisze Virginia C. Andrews. Przyznaje, że ta powieść jest niezwykła, ale nie z racji treści, tylko dlatego, że mimo wielu niedociągnięć nie pozwala czytelnikowi oderwać się od niej na dłuższą chwilę. Za pierwszym razem pochłonęłam prawie połowę książki, drugą z braku czasu rozkładając na dwa kolejne wieczory. I mimo tego, że coś mi w tej książce nie odpowiada, język autorki przeszkadza i razi, to nie wyobrażam sobie bym mogła nie przeczytać pozostałych tomów. Tu właśnie tkwi czar tej książki, nie potrafię odpowiedzieć sobie, jak autorka to robi.

W drugim tomie poznajemy dalsze losy rodzeństwa, które po ucieczce z poddasza, przypadkiem trafia do domu doktora Sheffielda w Clairmont. Na miejscu mają opiekę, a także dach nad głową, więc wydawać by się mogło, że w końcu zostaną wynagrodzeni za lata cierpień, którym poddali je matka i dziadkowie. Niestety zamknięcie, brak szans na normalny rozwój, a także poczucie odrzucenia i braku miłości odcisnęło duże piętno na psychice bohaterów. W pewnym momencie wydaje się niemożliwe, by któreś z nich mogło stworzyć dobry związek uczuciowy czy mogło prawidłowo funkcjonować w społeczeństwie. Autorka świetnie buduje charakterystyki skrzywdzonych bohaterów, którzy bardzo chcą odnaleźć  się w świecie, o którym wcześniej mogli tylko marzyć, z determinacją realizują swoje plany z dzieciństwa, jakby na siłę próbując udowodnić, że sytuacja w jakiej się znaleźli nie złamie ich postanowień. Na każdy kroku i przy każdej decyzji widać jednak cień matki, szczególnie w przypadku dorastania Cathy. Czy takie krzywdy z dzieciństwa mogą zostać naprawione nawet największą miłością w przyszłości? Na to pytanie odpowiedź musicie znaleźć sami.

Mimo niezwykłej siły wciągającej czytelnika w losy rodzeństwa, nie można nie zauważyć, że autorka czasami zbyt mocno mieszała w wątkach i uczuciach bohaterów. Rodzeństwo próbuję uwolnić się z kazirodczego związku, szczególnie Cathy zaczyna zauważać jaki wpływ ma na mężczyzn jej uroda i śmiało to wykorzystuje, by zapomnieć o uczuciach do brata. Mała Carrie dorasta i także chce znaleźć przyjaciół i akceptację u rówieśników, co niestety nie jest łatwe, ponieważ jej psychika wydaje się być najbardziej zniszczona. Moim zdaniem Virginia C. Andrews przesadziła trochę opisując wszystkie związki najstarszej córki Dollangangerów, szczególnie zniesmacza świadomość, kim są jej wybrańcy. Może mam takie wrażenie tylko dlatego, że sama nigdy nie byłam w jej sytuacji, ciężko mi powiedzieć czy właśnie tak zachowałaby się osoba, która prawie została zatruta przez swoją matkę. Może w świadomości takiej osoby, właśnie podobna zemsta wydawałaby się najbardziej na miejscu. Nie zmienia to faktu, że oczy i tak otwierały mi się ze zdumienia, gdy czytałam kolejne strony „Płatków na wietrze”, a rozum podpowiadał, że „coś takiego nie mogłoby przecież nigdy się wydarzyć”, a może właśnie dlatego było takie straszne?

Nie wiem, co autorka wymyśliła w kolejnej książce, jak poprowadziła wątki tej historii, ale obawiam się, że moje uczucia zostaną wystawione na jeszcze większą próbę. Mimo tego strachu, wiem, że zapoznam się z pozostałymi tomami sagi. 

wtorek, 17 kwietnia 2012

"Kwiaty na poddaszu" V. C. Andrews

 
Wydawnictwo: Świat Książki
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Bożena Wiercińska
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 384



Od przeczytania „Kwiatów na poddaszu” minęły już ponad dwa miesiące, a mi wciąż ciężko wyrazić słowami wrażenie, jakie zrobiła na mnie ta książka. W powieści Virgini C. Andrews kipi od emocji, a przedstawiona historia momentami jest tak niewiarygodna, że nie wiem, co o niej myśleć. Oprócz niezwykle wciągającej fabuły, książka ma niestety swoje wady, o których ciężko zapomnieć.

Początek historii jest dość banalny, oto w dniu swoich urodzin, ginie Christopher – mąż i ojciec czwórki dzieci, który jako jedyny żywiciel rodziny pozostawia ich bez środków do życia. Jego żona nie jest w stanie znaleźć sobie pracy, by utrzymać rodzinę, więc w celu zapewnienia im godnego bytu postanawia wrócić do rodzinnego domu. Dzieci nie wiedzą jednak o tym, że ich dziadkowie kilkanaście lat wcześniej wyrzekli się córki z powodu jej ślubu z nieodpowiednim mężczyzną, liczą po prostu na nowy domu, rodzinę i piękne dzieciństwo. Niestety po przekroczeniu progu starego domu rodem z epoki wiktoriańskiej, rozpoczyna się ich koszmar. Kobieta ze strachu przed ojcem, zamyka je na poddaszu, tłumacząc, że to tylko na kilka dni. Niestety dni zmieniają się w tygodnie, a wolność nie nadchodzi.

„Kwiaty na poddaszu” wciągnęły mnie od pierwszej strony, współczułam małym bohaterom, śledząc ich życie w zamknięciu, początkową wiarę w matkę, miłość do niej, która zamknęła ich umysł na sytuację w jakiej się znaleźli. Przerażało mnie, że gdzieś na świecie mogło tak być naprawdę, że komuś tak zależało na majątku, że mógłby poświęcić „krew z swojej krwi”. Na uwagę zasługuje wątek najstarszego rodzeństwa: siostry i brata, którzy zmuszeni do dorastania w jednym pomieszczeniu, w pewnym momencie przekraczają granice „braterskiej” miłości. Niestety pewne fragmenty opisujące ich relacje są dla mnie zbyt dosadne, wolałabym, żeby pozostały w sferze niedopowiedzenia, niemniej to odważny wątek i z pewnością m.in. on sprawia, że książka jest interesująca.

Do największych minusów książki można zaliczyć strefę językową, wymieniając szereg oklepanych określeń i tekstów, którymi posługuje się autorka, m.in. „diabelskie nasienie” i „grzeszni kochankowie”. Wydawało mi się wtedy, że czytam jakiś tani romans, bo choć fabuła była ciekawa i nie mogłam się od niej oderwać, to język skutecznie raził mnie przez całą lekturę „Kwiatów na poddaszu”. Warto to jednak przecierpieć by poznać zakończenie książki, które krótko mówiąc robi wrażenie. Jako, że jestem już po przeczytaniu także drugiego tomu, czyli „Płatków na wietrze”, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pierwsza część jest dużo lepsza.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

"Tragedia w trzech aktach" A. Christie


Czyta: Marcin Hycnar
Język: polski
Czas trwania: 6 godz. 55 min.
Format: mp3
Rok wydania: 2010


„Tragedia w trzech aktach” to jedenasta książka Agathy Christie z Herkulesem Poirot w roli głównej. Wybierając kolejne powieści z tym bohaterem nie zwracam większej uwagi na ich chronologiczność pod względem wydawniczym. Wydaje mi się, że nie ma to aż takiego znaczenia, bo wszystkie kryminały Christie są wspaniałe i mam do nich słabość od dziecka. Z uwagi na niezbyt długi czas trwania nagrań, nadają się idealnie do słuchania i nie gubienia kluczowego wątku. Śledztwa Poirot skutecznie odciągały moje myśli podczas codziennych obowiązków takich jak: sprzątanie czy gotowanie i przyznam, że wtedy mogłam nawet nielubiane przeze mnie zmywanie naczyń polubić.

Kryminał rozpoczyna się od przyjęcia zorganizowanego przez znanego aktora, podczas którego jeden z gości: pastor Babbington nagle krztusi się i umiera. Wezwany lekarz stwierdza zgon i uznaje, że śmierć nastąpiła z przyczyn zdrowotnych. Większość uczestników przyjmuje takie wytłumaczenie, lecz w niedługim czasie na podobnym przyjęciu dochodzi do takiego samego wypadku. Co ciekawe, w domu byli obecni prawie wszyscy goście z poprzedniego spotkania. Wniosek jest tylko jeden: wśród nich ukrywa się morderca. Dwóch mężczyzn, postanawia odnaleźć zabójcę swojego przyjaciela i wraz z Herkulesem Poirot oraz młodą kobietą Egg Lytton Gore przeprowadzają własne śledztwo. Nikt nie przypuszcza, jak ciężko będzie dociec prawdy i jak bardzo będzie ona zaskakująca...

Po raz kolejny Poirot ma niełatwe zadanie, ponieważ morderca skutecznie zaciera za sobą ślady, nie zostawiając niczego, co pomogłoby rozwiązać zagadkę. Kilka różnych tropów, kieruje w zupełnie inne strony, a pozostałe osoby uczestniczące w śledztwie niekiedy są większą przeszkodą niż pomocą. Na szczęście dar detektywa, jakim jest szybkie kojarzenie faktów i zmysł obserwacji, sprawia, że to właśnie on odkrywa postać mordercy wprawiając w szok wszystkich zainteresowanych. Podobnie jak w innych książkach Christie, poznanie mordercy przed rozwiązaniem zagadki jest niełatwe, a wręcz niemożliwe – przynajmniej w moim przypadku, co jeszcze lepiej wpływa na zagłębienie się w historii czytanej przez Marcina Hycnara.

Jeśli chodzi o lektora, co w przypadku audiobooka jest najważniejsze, to początkowo nie mogłam się do niego przekonać, jednak po krótkim czasie, bardzo polubiłam jego akcent i sposób w jaki wymawiał angielskie nazwiska. Wszystko więc było tak jak powinno, a „Tragedia w trzech aktach” wbrew tytułowi była przyjemnością literacką.

niedziela, 15 kwietnia 2012

"Officium Secretum. Pies Pański" M. Wroński


Wydawnictwo: W.A.B.
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 320



Czytanie książek, w których pojawiają się znane czytelnikowi miejsca, zawsze pozostawia wrażenie nierealności, ale także radości, z powodu możliwości lepszego wyobrażenia sobie wydarzeń i poczucia wspólnoty z bohaterami. Mnie taka sytuacja zdarzyła się przy okazji czytania powieści Marcina Wrońskiego „Officium Secretum. Pies Pański”. Akcja książki toczy się w Lublinie i Kazimierzu Dolnym, a więc miastach dobrze mi znanych. Wiem, że dużo z tego to fikcja literacka, ale fascynująca jest myśl, że te wydarzenia mogły być prawdziwe, a opisane miasta mogą być zupełnie inne niż mi się wydaje. Książka lubelskiego pisarza długo stała na mojej półce, choć teraz zupełnie nie wiem dlaczego. Nie wyobrażałam sobie, jaką można mieć przyjemność z czytania „regionalnej” literatury. Teraz już to wiem i nie mogę doczekać się przeczytania pozostałych książek Marcina Wrońskiego, także z Lublinem w tle. 

Bohaterem powieści jest dominikanin – Marek Gliński, który po wielu latach wraca do Lublina, by prowadzić zajęcia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a w międzyczasie działać jako wysłannik watykańskiego Officium Secretum. Niestety już pierwszego dnia okazuje się, że jego powrót nie przejdzie niezauważony, zbyt wiele osób kojarzyło go jako „Kleryka” – agenta SB. Do jego „misji” wtrącają się media, osoby, którym kiedyś nadepną na odcisk oraz ci, którzy za jego pomocą, chcą odzyskać wcześniej stracone pozycje. Sprawy nie ułatwia zadanie, które powierzyli mu zwierzchnicy, związane ze „słynnymi” w tym czasie w mediach betankami oraz klasztorem franciszkanów. Czy uda mu się dokończyć rozpoczęty proces, a może wydarzenia z przeszłości skutecznie pokrzyżują jego plany? Na to pytanie odpowiedź musicie znaleźć sami. 

Autor wiele razy odwołuje się w książce do wydarzeń ze współczesnej historii Polski, porusza sprawy, o których dość niechętnie przypomina sobie część naszego narodu. Przyznać trzeba, że wykazał się w pisaniu tej powieści odwagą, ale i znajomością tematu, bez której ciężko byłoby mu poruszać się na tak grząskim gruncie. Wroński przywołuje historię wcześniej już wspomnianych betanek, ale także lustracje księży, współpracę różnych osób ze SB, polityczne gry czy łatwość w sterowaniu mediami. W tej powieści nic nie wydaje się pewne, a bohaterowie nie są czarni, albo biali. Autor zmusza czytelnika do myślenia i wyjścia poza stworzoną przez siebie fabułę, w celu zastanowienia się nad sytuacją we współczesnej Polsce. Przy tym jest to naprawdę dobry kryminał, choć niewolny od kilku stereotypowych schematów rodem z „Kodu Leonarda da Vinci” czy „Imienia róży”, które jednak po przeczytaniu całej powieści blakną z uwagi na ciekawsze, ale i zupełnie inne podejście do tematu. 

Osób związanych z Lubelszczyzną nie muszę zachęcać, a pozostałym mówię: warto.  

sobota, 14 kwietnia 2012

Codziennie "Coś na progu" - dzień 5.

Dziś, z opóźnieniem, bo nie widziałam sensu w publikowaniu dwóch postów zawierających jedynie wyniki konkursu, publikuję wyniki dwóch ostatnich losowań i tym samym kończę pierwszy tydzień akcji "Codziennie Coś na progu".

Mam nadzieje, że skutecznie zainteresowałam Was tym czasopismem i zachęciłam do szukania go i kupowania. Miło, że jest czasopismo dla nas: fanów kryminałów i tematyki grozy. 





Oto wyniki: 



Chciałabym podziękować Wydawnictwu Dobre Historie za możliwość uczestnictwa pierwszej tego typu akcji i mieć nadzieje, że jeszcze kiedyś będę miała okazję uczestniczyć w podobnym wydarzeniu. A dwumiesięcznikowi "Coś na progu" życzę dużego odbioru, zainteresowania i jak najdłuższego pobytu na naszym rynku wydawniczym. Jest to naprawdę ciekawe i dobrze wróżące na przyszłość pismo. 

Może mój Blog Tour nie był idealny, ale zawsze ciężko jest coś rozpoczynać. Mam nadzieje, że dziewczynom w kolejnych tygodniach pójdzie lepiej. 

czwartek, 12 kwietnia 2012

Codziennie "Coś na progu" - dzień 4.

Postanowiłam, że jak już będę miała wszystkie adresy to wyślę paczki jednego dnia - czyli w poniedziałek. Informuję, żebyście się nie martwili, że "Coś na progu" jeszcze do Was nie trafiło.

A dziś ogłaszam wyniki kolejnego losowania: 


Iza, gratuluję! :) Przypominam, że jeszcze można zgłaszać się do losowania TUTAJ.

I trochę grafiki związanej z czasopismem:




Stos

Dziś kolejna prezentacja nowych nabytków, brakuje w niej kilku książek, które recenzuje dla portalu Time4men.pl, ale po prostu nie posiadałam ich w domu, tylko na stancji. Z wielu pozycji z tego stosu bardzo się cieszę, szczególnie z niespodzianki od portalu Granice.pl. 


Od dołu:

- Paczka od portalu Granice.pl, a niej: "Powstanie i upadek starożytnego Egiptu", "Bożek Templariuszy", "Bajki dla niektórych dorosłych" i audiobook "Nędzników" (tu akurat się zastanawiam jaki jest sens wysyłania komuś jednej części)
- "Złodziej z szafotu" - od wyd. Bellona
- "Bilbord" - od wyd. Prószyński i S-ka
- "W pospiechu" - od księgarni Matras
- "Opowiadania wszystkie" i "Lokatorka" - od wyd. MG
- audiobook "Ja, anielica" - od Biblioteki Akustycznej

Cieszę się na ich przyszłą lekturę :)


Czytam i czytam, ale recenzowanie idzie mi marnie. Tyle co na zajęciach napiszę w zeszycie, a że ostatnio zajęć brak, bo przerwa świąteczna, to sami widzicie jak to wygląda.

środa, 11 kwietnia 2012

"Coś na progu" - dzień 3


Jak już pisałam wczoraj, czasopismo „Coś na progu” ujęło mnie swoim formatem, czułam, jakbym trzymała w ręku lekką książkę, w sam raz do czytania i do noszenia w torebce. Nieświadomie chyba zawsze poszukiwałam gazety takiej wielkości, bo są bardziej poręczne. Miło, że ktoś na to wpadł i wykorzystał w praktyce.

Fani kryminałów, horrorów i opowieści niesamowitych na pewno znajdą w dwumiesięczniku coś dla siebie. Tematem pierwszego numeru jest H.P. Lovecraft i jego wpływ na kulturę popularną, nic więc dziwnego, że większość tekstów dotyczy właśnie jego. Oprócz głównego tematu, można przeczytać w dziale „Proza Poezja” wiersz Lovecrafta, opowiadanie Edwarda Lee i nowelę Stefana Grabińskiego. Przyznam, że jeszcze tych tekstów nie czytałam, ale chciałbym sobie dawkować czasopismo, bo do następnego numeru jeszcze ponad pół miesiąca.

Dział poświęcony kryminałowi opiera się na trzech świetnych tekstach o: twórczości Borysa Akunina, obrazie Szwecji w kryminałach Henninga Mankella i medykach sądowych na miejscach zbrodni w postaci obszernego wywiadu. Nie mogłam się powstrzymać i pochłonęłam każdy z nich, bo kryminał, szczególnie skandynawski jest bardzo bliski memu sercu. 

W dziale Varia można przeczytać o nowym gatunku literackim, jakim jest „bizzaro fiction”, a także o grozie w filmach anime i innym rodzaju wampiryzmu. Dla osób zainteresowanych taką tematyką, z pewnością teksty będą ciekawe, mnie jednak nie wciągnęły na tyle, bym miała ochotę oglądać japońskie horrory w wersji „kreskówkowej” czy zgłębiać filmy o lesbijskiej miłości wampirów. 

Wszelkie gry związane z tematyką grozy, mają wielu fanów i przyznam, że panowie: Michał Żółciński i Mateusz Pitulski, dość dobrze przybliżyli mi temat gier związanych z twórczością H.P. Lovecrafta. Osoby, które „siedzą” w tym bardziej powinny zainteresować się artykułami, jak i samymi grami, których opisy zapowiadają się bardzo ciekawie. 

Przyznam, że czytanie czasopisma, zaczęłam dość nietypowo, bo od końca. Skusiłam się mocno na felietony dwóch autorów, a już przede wszystkim miło było przeczytać tekst Marcina Wrońskiego o strachu, którego humor i podejście do tematu bardzo mi się spodobało. Bartosz Czartoryski zwrócił z kolei uwagę, na coś, nad czym i ja się kiedyś zastanawiałam: brak postaci rodzimych seryjnych morderców w powieściach i filmach. Przecież zagraniczni autorzy garściami czerpią z takich wydarzeń, tworząc książki oparte na faktach, czym przyciągają rzesze czytelników. Ale po wnioski odsyłam do „Coś na progu”. 

Warto. Mam nadzieje, że czasopismo na stałe wpisze się w nasz rynek wydawniczy, a ja nie mogę doczekać się już majowego numeru.


Wyniki losowania:



Do losowania czasopisma wciąż można zgłaszać się pod TYM postem. Jeszcze trzy numery czasopisma w raz z zakładką do rozlosowania!

wtorek, 10 kwietnia 2012

Nabór nowych blogerów do współpracy ze Światem Książki!

Świat Książki chętnie podejmie współpracę z nowymi blogerami, w tym celu został zorganizowany ten konkurs:

10 egzemplarzy wydruków cyfrowych książki "Płatki na wietrze" otrzymają nowi blogerzy, którzy jeszcze nie współpracują z wydawnictwem Świat Książki, a mają na to ochotę.

Jeżeli liczba chętnych, przekroczy 10 osób, to zostanie zrobione losowanie.

Ale o co chodzi?
Osoby, które otrzymają egzemplarze konkursowe powinny je jak najszybciej przeczytać oraz stworzyć:
1) Recenzję (którą umieścicie na swoim blogu, a dodatkowo będziemy bardzo wdzięczni za umieszczenie jej lub jej części na stronach Empik, Merlin i Weltbild)
2) Hasła promocyjnego dla całego cyklu „Dollanganger” (http://www.biblionetka.pl/bookSerie.aspx?id=2378).

Do wygrania:
Dla nowych blogerów – za najbardziej interesującą recenzję książki autor(ka) otrzyma 200 zł do wydania na produkty na naszej stronie weltbild.pl (również na wszystkie produkty).
Jeżeli dana osoba wybierze sobie coś w chwili zamówienia niedostępnego w magazynie, to – po konsultacji – ma prawo do zmiany zamówienia.

Poza tym wszyscy autorzy wybranych przez nas haseł promocyjnych otrzymają 3 nowości, książki z najnowszego katalogu – do wyboru.

Termin zgłaszania się: 
 Nowi blogerzy – do czwartku (12.04), do godziny 12:00.
W zgłoszeniu trzeba napisać pełne dane adresowe ORAZ numer telefonu, bo książki będą wysyłane kurierem.

Zgłoszenia: agnieszka.tatera@weltbild.pl

Codzienne "Coś na progu" - dzień 2.

Dziś dotarły do mnie egzemplarze przeznaczone dla Was na nagrody wraz z zakładkami. Żeby nie było tak wirtualnie to możecie zobaczyć je sobie na tym zdjęciu:


Ja pierwszy numer już zaczęłam podczytywać, więc jutro dostaniecie jego recenzję. Przede wszystkim muszę wspomnieć o świetnym formacie, początkowo byłam zdziwiona, że czasopismo jest takie małe (przyzwyczaiłam się do większego formatu), ale teraz uważam, że to duży plus, świetnie pasuje do torebki, a i przyjemniej się czyta.

Pewnie nie możecie się doczekać wyników konkursu z pierwszego dnia, oto one:


Piotrka proszę o kontakt w celu przesłania adresu, na który mam wysłać nagrodę. Mój e-mail jest po prawej stronie.
Nie martwcie się, każdy kto zgłosił się wczoraj ma szansę wygrać także w kolejnych losowaniach, a osoby, które jeszcze się nie zgłosiły mogą to zrobić TU.

Dziś kolejny dodatek: tym razem fragment opowiadania Aleksandra Rudazowa, które ukaże się w drugim numerze "Coś na progu". Więcej informacji o autorze w dokumencie pod tekstem opowiadania. Do przeczytania TUTAJ.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Codziennie "Coś na progu" - informacje + konkurs

Pozwolę sobie rozpocząć w Wielki Poniedziałek Blog Tour zaproponowany (mi i 6 innym blogerom) przez Wydawnictwo Dobre Historie. Przez pięć kolejnych dni czyli od dziś do piątku będę promować na swoim blogu czasopismo "Coś na progu", czyli nowy dwumiesięcznik poświęcony kryminałom, horrorom i opowieściom niesamowitym. 

Więcej informacji na blogu czasopisma oraz Facebook'u

Na początek zachęcam do zapoznania się ze spisem treści pierwszego numeru czasopisma, bo naprawdę jest wiele ciekawych tekstów i artykułów. Myślę, że w środę będę mogła opublikować już recenzje "Coś na progu". 

KONKURS:

Do wylosowania (codziennie od 9-13 kwietnia) jeden numer dwumiesięcznika wraz z zakładką.

Zasady: 
1. tradycyjne zgłoszenie w komentarzach pod tym postem (zgłoszenia w innych nie będą brane pod uwagę) wraz z propozycją książki z gatunku kryminału/grozy, którą polecacie mi do przeczytania
2. osoby nie posiadające bloga podają e-mail
3. codziennie spośród zgłoszonych będę losować osobę, z którą skontaktuję się mailowo. 

Myślę, że nie jest to ciężkie zadanie, a warto powalczyć o takie czasopismo. 


Na dziś tyle, coś więcej już jutro :)

niedziela, 8 kwietnia 2012

"Arytmia" A. Holt, E. Holt


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 480



Znana norweska pisarka Anne Holt, tym raz w duecie ze swoim bratem Evenem, oddała do rąk czytelników thriller medyczny, którego akcja toczy się w szpitalu w Bærum. Fabuła opiera się na tym, jak bardzo uzależniliśmy się od nowoczesnej medycyny, nie myśląc o niebezpieczeństwach z nią związanych. Autorzy wskazali, że urządzenie ratujące życie można szybko zamienić w maszynę do zabijania. 

ICD to kardiowerter-defibrylator – urządzenie, które przywraca właściwy rytm serca u pacjenta, któremu jest wszczepione. Co roku wykonuje się na świecie miliony operacji, w celu wyeliminowania możliwość wystąpienia arytmii. Większość operacji w norweskim szpitalu przeprowadza ordynator oddziału kardiologicznego dr Sara Zuckerman. ICD to duża szansa dla wielu chorych, dlatego, gdy nagle umiera dwóch pacjentów, którym wszczepiono urządzenie, Sara Zuckerman z innym lekarzem, Olą Farmenem, próbuje odkryć, co stało się z dotąd niezawodnym mechanizmem. Przeżywają szok, gdy okazuje się, że ICD zostały zarażone wirusem, który sprawiał, że miały odbierać życie zamiast je ratować.

„Arytmia” porusza wiele ważnych w „medycznym świecie” tematów, m.in. sprzeczność pomiędzy dobrem pacjentów, a finansami wielkich przemysłów medycznych czy sposoby pozbywania się w wielkich korporacjach „niepotrzebnych” pracowników. Przerażenie wzbudza także to, jak ludzie, którzy mają pieniądze mogą wpłynąć na opinię publiczną i zarządzać mediami w swoim interesie.

Książka, choć momentami trochę zagmatwana, na pewno wciągnie wielu czytelników w medyczny świat i poszukiwanie prawdy. Anne Holt właściwie buduje napięcie, przybliżając wszystkie elementy fabuły, pozwalając dopiero po jakimś czasie zauważyć jej złożoność. Brat Anne zadbał by w książce pojawiła się odpowiednia ilość medycznej terminologii, dzięki czemu czytelnik jeszcze lepiej orientuje się w sytuacji, z jaką musiała zmierzyć się dr Sara Zuckerman. Osobiście nie przepadam za thrillerami medycznymi, ale ten nawet mi się podobał, choć z pewnością dużą rolę odgrywa tu literatura skandynawska, do której mam słabość, ale także „pióro” pani Holt jest warte uwagi. Niestety nie mogę przyznać, by „Arytmia” wyróżniała się na tle innych powieści o podobnej budowie, dla fanów gatunku może być nawet dość schematyczna.
Related Posts with Thumbnails