piątek, 28 stycznia 2011

Stos piątkowy :)

Bez zbędnych wstępów prezentuje Wam do przybyło do mnie w tym tygodniu:



Od dołu:

"Wampiry...","Krzyż południa..." i "Niewypowiedziany" - do recenzji od wyd. Bellona
"W służbie dyktatora" - do recenzji od wyd. Bukowy Las
"Plan Sary" - do recenzji od wyd. Prószyński i S-ka
"Deklaracja" - do recenzji od wyd. Wilga
"Córka laguny" i "Złodziej magii" - do recenzji od wyd. Jaguar
"Dziedzictwo" - od portalu Fantasy Book w ramach recenzyjnej promocji książkowej

I coś co się nie zmieściło w stosie, bo ma za duże gabaryty ;)



Piękna, cudowna, no napatrzeć się nie mogę na nią :D Kocham Trolle :D

A oto początek ( mam nadzieje) mojej storczykowej pasji:



Oczywiście pewnie to nie jest wszystko co przybyło w ostatnim czasie, bo nałogowo kupuje, choć staram się omijać okolice Matrasa...

środa, 26 stycznia 2011

"Ymar" M. M. Kałużyńska


Magdalena Maria Kałużyńska jak sama przyznaje, jest fanką prozy Stephena Kinga oraz miłośniczką horrorów. Na pewno miało to wpływ na literaturę jaką zdecydowała się tworzyć. Po przeczytaniu kilku pozytywnych recenzji, ja także postanowiłam poznać jej powieść o tajemniczym tytule „Ymar” i okładce obiecującej wszelkie możliwe okropieństwa wpisujące się w gatunek horroru.

Książka, podobnie jak wiele jej poprzedniczek, rozpoczyna się od bardzo mocnego akcentu. Inspektor i jego asystent zostają wezwani do jednego z mieszkań starej kamienicy. Na miejscu zastają przerażający widok: ciało pięknej młodej kobiety jest całe we krwi, czerwień porywa także łóżko i ściany. Dziwnego i przerażającego wrażenia dopełniały paskudne ramy, które nie otaczały niczego, ani obrazów ani luster. Wtedy jeszcze żaden z nich nie wie, że tym znaleziskiem zostaną wciągnięci w niebezpieczną grę, pełna nadprzyrodzonych zjawisk i złowrogich sił, będących za silnych dla zwykłego człowieka.

Bohaterami książki jest dość ciekawa trójka. Inspektor policji Aleksander Wojciechowski, technik aspirujący do miana patologa sądowego Michał Smolik i lekarka współpracująca z policją Agata Chomrzan. Każde z nich ma inną osobowość, dlatego ich spotkania są pełne emocji i czasami nawet bardzo zabawnych dialogów. Próbują rozwiązać zagadkę na swój sposób, nie wiedząc, że jednocześnie coraz bardziej zanurzają się w ciężkiej do pojęcia historii rozgrywanej jednocześnie w ich umysłach i otaczającej rzeczywistości.

Autorka w swojej książce wymieszała wiele gatunków. Począwszy od kryminału z udziałem policjantów, thrillera, aż do horroru pełnego niewyjaśnionych zjawisk. Mimo pozornej płynności zmiany konwencji literackich, ja trochę się w nich pogubiłam. Użycie aż tylu elementów było czasami zgubne dla toczącej się akcji, za którą niekiedy nie mogłam nadążyć. Wydaje mi się, że niektóre pomysły trochę „zabiły” prawdziwą esencję książki. Do tego minusa dochodzą także dialogi, a właściwie język jakim posłużyła się autorka. Choć momentami było zabawnie, częściej raziło mnie nagromadzenie potocznych wyrażeń i powiedzonek. Ilość przekleństw także nie działa na korzyść książki. Może autorka chciała w ten sposób oddać emocje i nerwowość bohaterów, jednak do mnie to nie przemawia.

Kolejnym minusem, choć to już nie jest wina autorki, był mój wybrakowany egzemplarz. W książce brakuje dziesięciu stron pod koniec, czyli właściwie w jednym z ważniejszych momentów.

Gdyby nie te braki, książka mogłaby mi się nawet podobać. Jednak jako fanka horrorów, Stephena Kinga także, za mało się bałam. Właściwie nie potrafiłam wczuć się w powieść, czytanie jej przez tydzień też coś oznacza. Choć nie powiem, zapowiadała się bardzo ciekawie.

Z przykrością wystawiam 3,5/6.



Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Fox Publishing.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Relacja ze spotkania z Szymonem Hołownią

Dziś odbyło się spotkanie z Szymonem Hołownią, o którym informowałam w poprzednim poście. Podejrzewam, że większość z Was go kojarzy, ale może przybliżę jego sylwetkę.

Szymon Hołownia - dziennikarz i publicysta, dyrektor programowy kanału Religia.tv, współpracuje z telewizją TVN, felietonista „Newsweek Polska". Dwukrotny laureat nagrody „Grand Press" - w kategorii wywiadu za rozmowę ks. prof. Jerzym Szymikiem "Niebo dla gołębi" (2006) oraz w kategorii dziennikarstwa specjalistycznego za wywiad z etykiem i filozofem dr Kazimierzem Szałatą "Pamięta Pan Hioba?"(2007). Trzykrotnie nominowany do Nagrody Dziennikarskiej „Ślad" im. ks. bpa Jana Chrapka, otrzymał ją w 2007 roku za „nowatorski sposób prezentowania i komentowania spraw religijnych: atrakcyjny, a przy tym głęboki, otwarty na nowe prądy umysłowe i wrażliwość młodego pokolenia". Jest także laureatem wielu innych nagród i wyróżnień. Znany jako prowadzący programy Mam talent, Między sklepami oraz Ludzie na walizkach. Autor książek "Kościół dla średnio zaawansowanych", "Tabletki z krzyżykiem" czy "Ludzie na walizkach".

(nota ze strony wydawnictwa Znak.)

Na spotkanie mające odbyć się w auli im. Ignacego Daszyńskiego na wydziale Politologii UMCS wybrałam się ze znajomymi. Uzbrojona w aparat, szczątkową wiedzę o jego książkach postanowiłam się przekonać, jaki na żywo jest pan Hołownia. Nie znając wielkości sali na spokojnie przyszłam lekko przed godz. 11:00, czyli wyznaczonym czasem spotkania. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że nie ma nawet jednego wolnego miejsca, a tłum studentów stoi już za progiem auli. Zainteresowanie widocznie przekroczyło wyobrażenia, a także możliwości wydziału. Wiele osób musiało zrezygnować, bo nie dało się zbyt długo wytrzymać w ścisku i duchocie jaka panowała na sali. Mi się udało wcisnąć drugimi drzwiami i zajmując strategiczne miejsce przy futrynie miałam dobry widok na całą salę, a także gwiazdę spotkania.



Po dość długim oczekiwaniu (pan Szymon chyba pojawił się ok. 11:25) spotkanie się rozpoczęło. Rozmowę z autorem prowadziła pani profesor Iwona Hofman. Zadała kilka pytań naprowadzających, choć pana Hołownię do rozmowy namawiać nie trzeba było. Mówił dużo, chętnie i często poruszał o wiele więcej aspektów niż się początkowo po pytaniu można było spodziewać. Później padły także pytania z publiczności, niektóre wprawiły całą sale w bardzo dobry humor (szczególnie to odnoście utopionych ryb podczas potopu czy politycznych kazań). I cóż mogę rzec. Jestem zachwycona, spotkanie bardzo mi się podobało, a pan Szymon wywarł na mnie dobre wrażenie. Jest inteligentny, ma argumenty, wiedzę i wie jak przekazać swoje zdanie. Mogłabym słuchać go o wiele dłużej. Oczywiście, spotkanie zachęciło mnie jeszcze bardziej do sięgnięcia po jego książki, których niestety nie czytałam.





piątek, 21 stycznia 2011

Spotkania z autorami!

Dziś dowiedziałam się o dwóch ciekawych spotkaniach z autorami: Szymonem Hołownią i Jackiem Hugo-Baderem. Spotkania w Lublinie, więc pewnie nie wiele osób skorzysta, ale może jednak.

Spotkanie z Szymonem Hołownią
Czas: 24 stycznia, godz. 11.00
Miejsce: Wydział Politologii UMCS, aula im. I. Daszyńskiego
Adres: Plac Litewski 3

Spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem w aż 2 miejscach:

Czas: 28 stycznia, godz. 14.00
Miejsce: Opium Cafe
Adres: ul. Langiewicza 16 (Miasteczko Akademickie)
Spotkanie poprowadzi Marcin Czyż

z cyklu "Czarne inspiracje"
Czas: 28 stycznia, godz. 17.00
Miejsce: Miejska Biblioteka Publiczna w Lublinie, Filia Nr 2
Adres: ul. Hempla 5
Spotkanie poprowadzi Mariusz Kargul


Mam nadzieje, że na obu spotkaniach będę mogła być, choć właściwie przede mną prawie 3 tygodnie wolnego, którego nie miałam zamiaru spędzać w Lublinie.

Wszystkich zainteresowanych zapraszam, a nuż będę miała okazję poznać kogoś z blogerów z okolicy ;)

środa, 19 stycznia 2011

"1Q84" (tom 1.) H. Murakami


Lektura „1Q84” to moje pierwsze spotkanie z prozą Haruki Murakamiego. Wiem o nim właściwie niewiele, oprócz tego, że ma liczne grono fanów wśród blogerów i był jednym z faworytów do Literackiej Nagrody Nobla w 2010 roku. Na tym moja wiedza niestety się kończy, więc postanowiłam nieco ją pogłębić czytając jego najnowszą powieść. Książka odleżała swoje na półce, ponieważ zewsząd dochodziły mnie słuchy, że po pierwszym tomie najlepiej mieć przy sobie kolejny. Podświadomie chciałam, choć trochę zbliżyć się do premiery następnej części, która już niedługo, bo 26 stycznia.

Murakami jednocześnie opowiada dwie historie, które pewnego dnia, co autor delikatnie zaznacza, prawdopodobnie połączą się i dalej będą trwać jako całość. Na przemian do głosu dochodzą dwie postacie, kobieta i mężczyzna. Ona nazywa się Aomame, jest instruktorką sztuk walki, a w wolnych chwilach wysyła na drugą stronę mężczyzn zagrażających kobietom. Będąc dzieckiem wyprowadziła się od rodziców narzucających jej styl życia i wiarę. Gdy chce odreagować oddaje się przypadkowo poznanym mężczyznom, jednak muszą być od niej starsi i łysiejący. Nie potrafi i właściwie nie chce zbudować związku z mężczyzną na stałe, bo cały czas kocha chłopca, który w dzieciństwie staną w jej obronie. On nazywa się Tengo, jest nauczycielem matematyki, po godzinach próbuje swoich sił w świecie literatury, pisząc powieść. Jest samotny, nie chce wiązać się z nikim na stałe, bo to musiało by go nauczyć odpowiedzialności i zbyt zmieniłoby jego codzienne przyzwyczajenia. Jedyne na co sobie pozwala, to co tygodniowe spotkania z o dziesięć lat starszą kochanką. Oboje, Aomame i Tengo znali się w dzieciństwie i wciąż o sobie pamiętają. Co się stanie, gdy ich drogi znów się skrzyżują?

„Jak się robi coś takiego, to potem sceny życia codziennego, jakby to powiedzieć, mogą zacząć wyglądać troszeczkę inaczej. Więc proszę się nie dać zwieść pozorom. Rzeczywistość jest zawsze tylko jedna.” (s. 171)

W wątku opowiadanym przez Tengo, pojawia się trzecia ważna postać w tej książce. Fukaeri, to śliczna siedemnastolatka, która jest autorką powieści „Powietrzna poczwarka”, wysłanej na konkurs debiutów. Tengo ma za zadanie poprawić tekst, bo choć jego przesłanie i sama opowieść jest dobra, to można jej zarzucić wszystko od strony stylistycznej. W ten właśnie sposób zaczyna się jego znajomość z Fukaeri, która okazuje się dyslektyczką, więc jej przyszłość jako pisarki jest nader wątpliwa. Autor idealnie wykreował jej postać, pełnej tajemnicy, mówiącej bez znaków przestankowych, uciekającej od rodziców dziewczynki, która wierzy w każde słowo ze swojej opowieści.

Jestem zafascynowana postaciami i opowieściami wykreowanymi przez Murakamiego. Obie pierwsze sceny, w opowiadaniach Aomame i Tengo odznaczają się wspaniałym opisem i tajemniczością. Wciągają czytelnika w świat, w którym zacierają się granice między rzeczywistością a wyobraźnią. Autor pisze naprawdę pięknym językiem, z przyjemnością się czyta tak napisaną powieść. Zachwyca mnie jego talent do tworzenia jakby naturalnego przejścia między opowieścią kobiety i mężczyzny, światem rzeczywistym i równoległym do niego, istniejącym tylko na kartach powieści. Nie mam oczywiście porównania z poprzednimi książkami tego autora, jednak po lekturze „1Q84” jestem gotowa poznać wszystkie jego tytuły i przekonać się czy są tak samo dobre, a możne nawet i lepsze.

Na koniec chciałabym wyrazić małe niezadowolenie, że tak książek nie powinno się kończyć. Urywać i kazać czekać na kolejną część. Bo jak wytrzymać, gdy czytelnik jest już zafascynowany i wciągnięty w opowieść do granic możliwości? Ja już nie mogę się doczekać, choć do premiery pozostał tylko tydzień.

5,5/6

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Muza.

niedziela, 16 stycznia 2011

"Tradycje polskiego stołu" B. Ogrodowska


Jako temat prezentacji maturalnej z języka polskiego cztery lata temu, wybrałam temat dla wielu moich rówieśników dziwny i niełatwy. Brzmiał: „Obyczajowa i kulturowa rola stołu”. Wiele osób podśmiewało się z mojego wyboru dziwiąc się jak można pisać o stole. Dla mnie, choć temat faktycznie nie był łatwy, właściwie istniał tylko ten. Bo przecież wielu z nas wie, jak wielką rolę odgrywa rola stołu w naszym życiu. Wszystkie większe uroczystości odbywają się przy nim. Wyobrażacie sobie dom bez stołu? Bez możliwości zebrania całej rodziny w jednym miejscu i delektowania się rozmową i potrawami? Ja nie. Dlatego tak chętnie sięgnęłam po książkę „Tradycje polskiego stołu” Barbary Ogrodowskiej.


Autorka opowiada nam fascynującą historię polskiej kuchni, w tym przede wszystkim o produktach i najważniejszych potrawach, ale także o tradycjach i obyczajach kulinarnych. Mamy szansę poznać kuchnię różnych stanów oraz historie związane ze stołem, zawsze postrzeganym jako ważny element domu rodzinnego czy kojarzonym z nim poczuciem bezpieczeństwa. Autorka zwraca także uwagę na ważną wieź, jaka wytwarza się podczas wspólnego spożywania posiłków czy gotowania.


Czytelnicy poznają wiele przepisów charakterystycznych dla różnych stanów społecznych. Począwszy od warstw ubogich, przez bogatszą kuchnię mieszczaństwa, aż do wykwintnych potraw bogaczy. Będą to zarówno przykłady jadłospisów codziennych, jak i świątecznych. Autorka przybliża także tradycyjne potrawy danych regionów, szczególnie zwracając uwagę na specjały, z których znane są w całym kraju. Nie zabraknie dań przygotowywanych w czasach trudnych, gdy czas i historia nie rozpieszczały naszych przodków. Poznamy wtedy sposoby gospodyń, które mimo braku wielu produktów potrafiły stworzyć pożywienie dla rodziny. W tej publikacji znalazło się także miejsce dla niektórych produktów i potraw obcego pochodzenia, które na stałe zadomowiły się w naszym jadłospisie.
Autorka przy pisaniu książki korzystała z wielu różnych źródeł, głównie opracowań, książek kucharskich, ale także starych kalendarzy. We wszystkich przepisach i cytatach zachowała oryginalny język i pisownię. Dzięki temu całość nabiera jeszcze większej autentyczności i przyjemniej się ją czyta.


Książka podzielona jest na piętnaście pięknie zatytułowanych rozdziałów. Całość jest uzupełniona wieloma zdjęciami, ilustracjami, a także zeskanowanymi przepisami. Wydanie naprawdę robi wrażenie, książkę chce się cały czas przeglądać.

Bardzo się cieszę, że wychodzą takie pozycje. Nasze od dawna istniejące tradycje nie powinny zanikać nawet w czasach internetu i masowej kultury. Są to rzeczy, które naprawdę warto ocalić od zapomnienia.

Polecam wszystkim, choć przede wszystkim przyjemność w jej czytaniu odnajdą osoby ceniące tradycje i polską kuchnię. Ja wiem, że będę wracać do niej jeszcze wiele razy.

6/6



Książkę otrzymałam od wydawnictwa Muza.


PS. Przy okazji książki związanej z kuchnią zapraszam Was na mój nowo stworzony blog o kulinarnej tematyce. Dopiero zaczynam, więc nie spodziewajcie się zbyt wiele ;)

piątek, 14 stycznia 2011

Stosiki

Jak co piątek (choć nie każdy) trzeba zaprezentować zdobycze ostatniego tygodnia. Muszę przyznać, że mimo posiadanych już ogromnych ilości książek do przeczytania wciąż nabywam nowe. Bo przecież jest promocja, a tego jeszcze nie mam, a to znów się zgłoszę do jakiegoś konkursu i wygram. Tak to jest, zresztą chyba każdy z Was ma podobnie. To się chyba syndrom moli książkowych powinien nazywać ;)

Stosik nr 1.



"Był sobie złodziej" i "Tajemnicę Brokeback Mountain" - kupiłam na allegro, łącznie za 20 zł chyba.
"Ja, diablica" - to też zakup z allegro.
"Chłopiec, który spał pod pierzyną ze śniegu" - zakup z Targu z książkami :) oczywiście Mankell, więc wiadomo o co chodzi ;)
"Świąteczny sweter" - wygrana na portalu Nowa Czytelnia.

Stosik nr 2.



Ten pakiet także zakupiony dzięki stronie Targ z książkami. Właściwie zakup siostry, ale ja też pewnie się skuszę kiedyś.

środa, 12 stycznia 2011

"Mariola, moje krople..." M. Gutowska - Adamczyk


Autorka powieści „Mariola, moje krople...” zabiera nas w czasy osławionego i obecnie często występującego w żartach PRL-u. Ja jako mała dziewczynka nie mogę pamiętać stania w kolejkach, jedzenia na kartki czy ciągle pustych półek. W obecnych czasach jest to dla mnie wręcz niewyobrażalne, a jednak przecież kiedyś tak było. I to wcale nie tak dawno. Dla pamiętających ten okres w naszej historii niezbyt dobrze, to świetna okazja by się trochę pośmiać z jego absurdów.

Małgorzata Gutowska – Adamczyk jak na historyka teatru, scenarzystkę filmową oraz absolwentkę Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej przystało stworzyła świetną historię, którą po lekkim przycięciu, można wystawiać właśnie na teatralnej scenie. Widać to przede wszystkim w krótkich rozdziałach, które przypominają mi zmieniające się sceny w przedstawieniu. Autorka pokazuje nam absurdy i zabawne sytuacje, jakich pełen był okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pod koniec 1981 roku.

Bohaterami powieści są pracownicy teatru z małego miasteczka niedaleko Wrocławia. Ich życie toczy się normalnie, mimo sytuacji w państwie jakoś próbują sobie radzić. Każdego dnia stoją w kolejkach, załatwiają lewe interesy w celu pozyskania świeżego mięsa, niedostępnego w sklepach, pędzą bimber a nawet hodują w piwnicach teatru maciorę. Przy okazji i jedynie w wolnych chwilach, próbują wystawić sztukę, na którą mają przyjść Rosjanie i największe szychy z partii. Dyrektor Zbytek próbuje radzić sobie z żoną, która dla kariery potrafi oddać się w każde męskie ramiona. W tym samym czasie marzy też o synu z sekretarką Mariolą, której w głowie jedynie dyrektorski fotel i sława. Reżyserowi nikt nie ułatwia pracy, nie stawiając się na kolejnych próbach. Pracownicy umilają sobie czas na pogawędkach w bufecie Amelii, która próbuje wykombinować produkty na kolejny posiłek. za to jedna z aktorek wciąż stoi w kilometrowych kolejkach po cokolwiek. Jedynie towarzysz Martel nie jest przez nikogo mile widziany, a jednak wciąż z uporem przychodzi każdego dnia i sprowadza na teatr nieszczęścia. W tym samym czasie, gdy dyrektor przyjmuje go w swoim gabinecie, członkowie Solidarności drukują nielegalne ulotki w celu obalenia obecnego ustroju. Nie można więc się dziwić, że w całym zamieszaniu nagle interesują się nimi służby socjalistyczne, a nawet nieświadomie mają wpływ na wprowadzenie stanu wojennego...

Postacie stworzone przez panią Gutowską – Adamczyk są niewiarygodnie barwne i ciekawe. To głównie dzięki ich niepowtarzalnych charakterom i zachowaniom książka tak bardzo mi się podobała. Każdy w teatrze ma swoje zadania, ale jak przyjdzie co do czego, to nawet palacz Zenon i krawiec Czesio muszą wystąpić na scenie. Nie ważne, że dla większości liczy się to, czy został jeszcze bimber w butelce lub gdzie w tym momencie jest powielacz. Każdy musi jakoś starać się ratować teatr przed rosyjskim zainteresowaniem.

Najważniejszy w powieści jest jednak humor, przezabawne dialogi i absurdalne scenki. Już dawno tak się nie ubawiłam. Właściwie w każdym kolejnym zdaniu czy rozdzialiku można zaśmiewać się do łez. Podejrzewam, że Ci którzy żyli za czasów PRL-u właśnie tak chcieliby go widzieć. Jako zabawne, trochę przekorne i nierzeczywiste przedstawienie, którego są widzami, ale jednocześnie w nim nie uczestniczą. Pani Małgorzata napisała świetną książkę, językiem rodem z komedii Stanisława Barei. Nie będę tu przytaczać przykładowych cytatów, bo ciężko byłoby mi wybrać najlepsze.

Myślę, że to ten rodzaj książek, który spodoba się każdemu. Polecam!

6/6

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Świat Książki.


Zapraszam serdecznie do odwiedzania bloga o książce!

"Wystarczy być" J. Kosiński


Jerzy Kosiński urodził się w Łodzi, pochodził z żydowskiej rodziny. Lata II wojny światowej spędził u katolickiej rodziny na wsi, dokąd wywiózł go ojciec. Zmienił mu także nazwisko i postarał się o fikcyjny akt chrztu. Po wojnie Kosiński studiował historię i nauki polityczne na Uniwersytecie Łódzkim. W 1957 wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych, gdzie pozostał na stałe. Był wykładowcą na kilku uniwersytetach, m.in. na Yale i Princeton. Po wielu latach emigracji, trzy lata przed samobójczą śmiercią odwiedził Polskę w 1988 roku.

W książce „Wystarczy być” Kosiński przybliża nam kilka dni z życia Losa Ogrodnika, mężczyzny przez całe życie zajmującego się ogrodem i oglądaniem telewizji. Mieszka on w domu Starego Człowieka, którego widział raz w życiu. Nigdy nie wychodzi poza granice posesji i jedyną osoba, jaką widuje jest pokojówka. Świat zewnętrzny zna tylko dzięki informacjom płynącym z telewizora. Nie potrafi czytać ani pisać. Nie figuruje w żadnym rejestrze, nie posiada dokumentów tożsamości, nie był także nigdy u lekarza, a co za tym idzie nie posiada ubezpieczenia. Według prawa po prostu nie istnieje.

Pewnego dnia Stary Człowiek umiera, a Los z racji tego, że nie potrafi udowodnić prawnikowi, że mieszka i pracuje w tym domu od lat, musi się wyprowadzić. Pakuje wszystkie rzeczy i wychodzi na przeciw nieznanemu światu. Mały wypadek sprawia, że poznaje żonę znanego biznesmena, Benjamina Randa. Mieszkańcy jego domu, a także inni ludzie związani z polityką uznają, że jest znanym człowiekiem, niejakim Rossem O’Grodnickiem. Nowe imię i nazwisko Los zyskał dzięki pani Rand, która nie dosłyszała jak się naprawdę nazywa. Tym samym staje się jakby nową osobą, inni ludzie tworzą wokół niego legendę sławnego specjalisty od amerykańskiej gospodarki. Los mimo, że jest w całkiem nowej sytuacji, nie sprzeciwia się jej. Jego sposób wyrażania się, porównywanie wszystkiego do ogrodu i roślin, sprawia że interesuje się nim coraz więcej osób. W politycznym środowisku zostaje uznany za wspaniałe odkrycie, a dziennikarze wróżą mu cudowną karierę. Nagle prawie nieistniejący człowiek, pojawia się w każdym programie i spogląda z pierwszych stron krajowych i zagranicznych gazet.

Wiele godzin oglądania telewizji sprawia, że Los we wszystkich sytuacjach przywołuje zachowania ludzi ze szklanego ekranu i postępuje tak jak oni. Telewizja wydaje mu się jedyną prawdą i sposobem poznania świata. Los, nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie rozwija się jego kariera polityczna. Wciąż pragnie tylko spokoju podczas przebywania wśród roślin lub oglądania telewizji. Różne ludzkie zachowania są dla niego po prostu dziwne, jednak poddaje się im, ponieważ wydaje mu się, że widocznie tak powinno być.

Kosiński w swojej książce wyśmiewa amerykańskie społeczeństwo, dające złapać się w pułapkę ikon propagowanych przez media. Wytyka im brak obiektywnego oceniania rzeczywistości i nadmierną wiarę w polityków. Zwraca także uwagę, że ludzie u władzy, chcą za wszelką cenę wiedzieć wszystko o wszystkich. Jednak z drugiej strony z łatwością dają wiarę słowom obcych ludzi, mając w głowach to, co chcieliby usłyszeć, nie zwracając uwagi na prawdę. Wszelkie spostrzeżenia Kosińskiego są trafne, a wady celnie wytknięte.

Książka „Wystarczy być” odznacza się także bardzo dużym poczuciem humoru. Widać to przede wszystkim w scenkach sytuacyjnych i dialogach. Przykładem może być prezydent mówiący do nieznanego wcześniej mu Losa: „Miło mi pana poznać. Wiele o panu słyszałem.” Jest to jedna z wielu zabawnych historii, które przytacza Kosiński.

Powieść jest bardzo dobrze napisana, nieduża objętość pozwoli na przeczytanie jej w zaledwie jeden wieczór. Polecam wszystkim!

5/6

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Albatros.

wtorek, 11 stycznia 2011

Sprostowanie

Przed napisaniem recenzji książki "Wystarczy być" (poprzednia, już nieistniejąca wersja) przeczytałam recenzję pana Rafała Niemczyka z portalu Czytadełko. Zauważyłam, że mamy podobne spostrzeżenia na kilka spraw w książce. Dość nieświadomie (nie miałam przecież zamiaru łamać praw autorskich) wiele określeń i podobnych zdań użyłam u siebie. Czytając recenzje pana Rafała Niemczyka nie zauważyłam, że aż tak wryła mi się w pamięć, bo okazało się po wszystkim, że są dość podobne. W tym miejscu chciałabym przeprosić pana Rafała, za naruszenie jego pracy, a Was za to, że wprowadziłam Was w błąd przedstawiając prace podobną, a momentami prawie identyczną do już istniejącej.

Nowa recenzja zostanie niedługo opublikowana.

sobota, 8 stycznia 2011

"Altowiolista" J. A. Homa


Gdy autor jest znany z innej dziedziny niż literatura, to zawsze podchodzę do jego książki sceptycznie. Ostatnia fala książek wydanych przez aktorów, prezenterów i piosenkarzy skutecznie odstrasza. Nagle wydaje się, że każdy może coś napisać, wydać i zarabiać na tym pieniądze. Z podobnym dystansem podeszłam do książki Jana Antoniego Homy, skrzypka, jednego z koncertmistrzów Het Brabants Orkest, działającej w holenderskim Eindhoven. Na szczęście się myliłam, bo „Altowiolista” to naprawdę wciągający kryminał z dużą dawką muzyki klasycznej w tle.

Tytułowym altowiolistą jest Bartosz Czarnoleski, zwany przez kolegów także Kochanowskim. Jako muzyk żyje skromnie, ciągle chodzi na przesłuchania w nadziei na stała pracę w filharmonii, unika chałtur, choć mógłby dobrze wtedy zarobić i wciąż ćwiczy. Jego gra nie przypada do gustu sąsiadom, którzy na każdym kroku pokazują swoje niezadowolenie. To wszystko powoduje, że nagle musi opuścić kawalerkę. Dodatkowo niełatwą sytuację pogarsza posiadanie psa „potwora”. Znaleziony na jednej z wycieczek, porzucony przez gangsterów pies, zostaje towarzyszem Bartosza i dostaje imię Eston. W czasie poszukiwań nowego miejsca zamieszkania, szczęśliwym trafem poznają antykwariusza Sebastiana, który po wyjeździe córki do Włoch chce wynająć poddasze. Co więcej, właściciel kamienicy uwielbia psy i muzykę klasyczną. Bartosz nie chce stracić szansy i wprowadza się praktycznie od razu. Radosne chwile w nowym miejscu zmienia pewien nocny spacer do parku. Bartosz jest świadkiem napaści na światowej sławy dyrygenta maestro Damiana Rucacellego, a jego pies wyławia wrzucony do jeziora przez dyrygenta przedmiot. Od tej chwili altowiolista czuje się bardzo związany z sytuacją i postanawia na własną rękę rozwiązać zagadkę kryminalną. Okazuje się, że historia sięga czasów wojny, a klucz do jej rozwiązania przyniósł w pysku Eston. Jednak zagadkowym przedmiotem interesuje się jeszcze kilka osób, które nie przebierają w środkach by wyeliminować Bartosza z gry...

Oprócz wątku kryminalnego, autor dużo pisze o zawodzie muzyka, przedstawia żarty o altowiolistach znane w muzycznym kręgu oraz opisuje świat muzyki i instrumentów. Znajdzie się tam miejsce na skróconą historię najważniejszych utworów klasycznych czy opowieści o sposobach pracy filharmonii. Przybliża nam też najważniejszych kompozytorów, ale kto nie zna Bacha czy Wagnera. Poznajemy także wady i zalety pracy w orkiestrze oraz dowiadujemy się czym jest dla muzyka własny instrument... Dla ktoś kto miał cokolwiek z muzyką i instrumentami w życiu wspólnego, także ta część będzie bliska. Mi niestety nie była, momentami nawet nudziły mnie muzyczne wstawki. Jednak doceniam i szanuję pasję innych ludzi, w tym wypadku grę na instrumentach.

Książka jest bardzo wciągająca, bohaterów łatwo polubić. Muszę przyznać, że z chęcią przeczytałabym kolejną część ich przygód, jeśli kiedyś powstanie. Zagadka była naprawdę dobrze przemyślana, a jej odkrywanie stało się samą przyjemnością. Powieść została napisana dobrym językiem. Duże znaczenie ma tutaj także dowcip czy rozmowa głównego bohatera z samym sobą. Polecam każdemu, a miłośnikom muzyki klasycznej szczególnie, bo będą potrafili docenić ją w pełni. Warto wziąć pod uwagę, że poleca ją sam Jerzy Maksymiuk.

5/6

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Sol.

piątek, 7 stycznia 2011

Piątkowy stos

Już od jakiegoś czasu mój piątkowy powrót do domu obfituje w otwieranie paczek. Podobnie było i tym razem. A oto co w nich znalazłam:



Od dołu:

"Cukiernia pod Amorem" - do recenzji od wydawnictwa Nasza Księgarnia.
"Wystarczy być" - do recenzji od wydawnictwa Albatros.
"Mariola, moje krople..." i audiobook "Łabędź i złodzieje" - do recenzji od wydawnictwa Świat Książki.
"Ymar" - do recenzji od wydawnictwa Fox Publishing.
"Rozkaz" i "Wirus Ebola w Helskinkach" - do recenzji od wydawnictwa Kojro .



A to zdjęcie przedstawia nagrodę, którą wygrałam w konkursie Merlina na kartkę noworoczną :) Jeśli o mnie chodzi to trafili z Hiszpanią :)

wtorek, 4 stycznia 2011

"Opowieści celtyckie" K. Janowska


Celtowie fascynowali mnie od dawna. Ich naród, historia, tajemnicze rytuały czy będący wśród nich druidzi. Wszystko to miało w sobie taką magię starożytności, nieodkrytej do dziś historii, której nikt do końca nie będzie potrafił poznać. Właśnie czasy dawnych narodów, właściwie na pozór barbarzyńskich lubiłam na lekcjach historii najbardziej. Z przyjemnością więc zagłębiłam się w świat wyczarowany przez Karolinę Janowską w „Opowieściach celtyckich”.

Akcja powieści toczy się w dwóch miejscach jednocześnie, w Rzymie i kraju Celtów. Tym drugim zagraża niebezpieczeństwo ze strony coraz silniejszej potęgi rzymskich wojsk. Zjednoczeni Rzymianie podbijają kolejne ziemie, a ich głównym celem są celtyckie krainy. Wśród Celtów nie ma zgody, w przypadku wojny, nie potrafili by wspólnie odeprzeć ataku, ponieważ nie mają jednego głównego wodza, który by im przewodził. Wódz Arwernów (jednego z plemion celtyckich) – Celtyllus, chce zapanować nad Celtami i przewodzić im w walce z Rzymianami, niestety część jego narodu nie wyraża na to zgody i przeprowadza zamach na żądnego władzy namiestnika. W międzyczasie, Celtyllusowi narodził się syn Galvan, w którym druidzi i pewna wojowniczka upatrują wybrańca bogów, który zapanuje nad rozbitym celtyckim imperium i da im zwycięstwo nad rzymską armią. Chłopiec po śmierci ojca zostaje wysłany do druidów na nauki, podczas których ma nauczyć się sztuki wojennej. Galvan po latach nauki u druidów i wojowniczek poznaje starożytną magię i gotowy jest rozpocząć życie wojownika w dawnym domu swego ojca. Niestety będzie miał przed sobą ciężki wybór, między swoim przeznaczeniem z racji urodzenia, a zakazaną miłością do córki wojowniczki. W tym samym czasie, w Rzymie do władzy powoli dochodzi Cezar. Jego historia jest niemniej trudna niż Galvana. Cezar posiadający znaczących przodków pozostaje jednak na świecie prawie sam, a pod opieką ma kilka bliskich mu kobiet. Brak majątku także nie pomaga mu w wybiciu się wśród innych możnych. Sprzyjają mu za to cechy, z którymi się urodził, zuchwałość, zaradność, odwaga, pomysłowość i umiejętność retoryki. Każdą z cech doskonali z czasem, a cel który ma przed sobą coraz bardziej się przybliża. Pewnego dnia, jak mówi przepowiednia, Galvan i Cezar spotkają się podczas walki...

Książka ma jeden bardzo poważny minus: nikt nigdzie na początku nie zaznaczył, że historia opowiedziana przez panią Janowską może mieć dalszą część. A moim zdaniem musi mieć, bo tyle wprowadzania nie może być jednocześnie końcem. Czytałam i czytałam, a do zasadniczej części książki wciąż nie dochodziło. Pełne szczegółów opisy życia obu mężczyzn zapełniały większość powieści, gdy jednak miało nastąpić coś dalej to opowieść się urwała. Nie było to zbyt przyjemne.

Na plus zdecydowanie ilość szczegółów, dzięki którym cudownie została przybliżona kultura Celtów i Rzymian. Opisy rytuałów, zachować, działań, systemu szkolenia czy sposoby zawierania małżeństw zostały dopełnione historią dwóch rodzin pochodzących z wysokich rodów w obu krajach. Nie sprawdzałam na ile jest to zgodne z tym co podaje się w literaturze na te tematy, ale podejrzewam, że pani Janowska odrobiła świetnie pracę domową z tego fragmentu historii.

Książka jest ciekawa, początkowo może ciężko się wczuć w ten czas i samą akcję, ale później naprawdę wciąga. Oczywiście dalsza część być musi, bo nie wyobrażam sobie bym miała nie przeczytać o spełnieniu się przepowiedni czy ciężkim wyborze Galvana. Powieść przede wszystkim dla fanów powieści fantastycznych z dużą dozą historii. Ale myślę, że jest to o tyle ciekawa opowieść, że osoby na co dzień nie czytające takich książek też się skuszą.

4,5/6

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Novea Res.

Dopisane: Jak się dowiedziałam od pana Wojtka z wydawnictwa jest to pierwszy tom trylogii, a kolejne ukażą się niebawem. Informacją tą bardzo mnie ucieszył :)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

"Morderca bez twarzy" H. Mankell - audiobook


Po moim pierwszym dobrym spotkaniu z audiobookiem postanowiłam spróbować po raz kolejny. Tym razem także wybrałam Mankella, ale żeby moja historia z Wallanderem miała w końcu normalny początek, zaczęłam od pierwszej książki o policjancie z Ystad. Lepiej późno niż wcale, jak to mówią.

„Morderca bez twarzy” to pierwsza z dziewięciu książek o losach Kurta Wallandera. Pierwsze polskie wydanie miało miejsce w 2004 roku, choć w Szwecji książka ukazała się już w 1991 roku. Kurta poznajemy już jako rozwodnika, któremu ciężko pogodzić się z odejściem żony. Ciężko sytuacja z córką także nie pomaga mu się pozbierać. Sprawy nie ułatwiają dwa okropne morderstwa na parze starych rolników w jednej ze szwedzkich wiosek. Mordercy po storturowaniu małżeństwa potrafili jeszcze nakarmić konia. Kto robi coś takiego? Najpierw morduje, a potem martwi się o zwierze, tak jakby mógł spokojnie oddzielić od siebie oba czyny. Jedynym tropem jaki mają policjanci jest jedno słowo jakie wypowiedziała staruszka przed śmiercią – „zagraniczny”. Zaczynają więc szukać winnych wśród obcokrajowców przebywających w niedaleko położonych ośrodkach dla uchodźców. Sprawa jednak szybko wychodzi na jaw, coraz większe zainteresowanie wzbudzając wśród rasistów. Jeden z nim dzwoni do Wallandera i grozi mu podpaleniem obozu dla uchodźców. W krótkim czasie okazuje się, że policjanci oprócz morderców pary staruszków, muszą szukać zabójcy pewnego Somalijczyka. Dwie poważne sprawy, nacisk „z góry” oraz coraz głośniejsze ruchy nacjonalistyczne zajmują cały czas policjantów z Ystad. Brak jakichkolwiek poszlak, oprócz tego, że staruszek prowadził podwójne życie, o którym nie wiedziała ani jego żona ani sąsiedzi. Nagle na światło dzienne wychodzą olbrzymie pieniądze, choć małżeństwo było postrzegane jako dużo biedniejsze. Czy osłabiony prywatnymi problemami Wallander będzie potrafił dać sobie z tym wszystkim radę? A może przez to nie będzie mógł dostrzec niektórych faktów dotyczących obu spraw?

Książki słucha się dobrze, choć ciężko było mi się przestawić z głosu Adama Ferency na głos Marcina Popczyńskiego, którego chyba nawet nie kojarzę. Czas akcji rozgrywał się od stycznia do lipca, więc patrząc na to, sprawa naprawdę była ciężka do rozwiązania. Szczególnie przypadły mi do gustu opisy zimowych miesięcy. Taka zimna Szwecja działa dobrze na wyobraźnię podczas nocnych podróży, lub w czasie słuchania w łóżku, gdy na oknem wieje wiatr.

Kryminał jako całość mi się podobał, choć uważam że późniejsze książki o losach Wallandera są lepsze. Oczywiście podejrzewam, że duży wpływ ma tu także to, że jest to audiobook. Nie każdy lektor potrafi dobrze wczuć się w rolę i idealnie odczytać daną książkę. Jeśli miałabym wybierać, to Adam Ferency lepiej daje sobie radę z kryminałem Mankella.

Nie chcę jednak książce niczego ujmować, ponieważ akcja momentami naprawdę przypomina film sensacyjny. Nie brakuje pościgów, walki czy dużych obrażeń po starciu z mordercami. Książka wciąga, a ja niekiedy słuchałam jej dużo dłużej niż powinnam. O śnie przypominały mi już tylko bolące od słuchawek uszy. Po raz kolejny się nie zawiodłam, ani kryminałem, ani audiobookiem. Teraz czas na kolejne powieści Henninga Mankella, bo jeszcze zostało mi pięć do zapoznania się z całą historią policjanta z Ystad.

4,5/6
Related Posts with Thumbnails