środa, 29 maja 2013

"Gramy dalej" A. Del Piero


Wydawnictwo: Sine Qua Non
Język oryginału: włoski
Tłumaczenie: Marcin Nowomiejski
Ilość stron: 192
Rok wydania: 2013



„Gramy dalej” Alessandro Del Piero z pewnością nie jest typową autobiografią. Włoski piłkarz, który spędził prawie całą swoją karierę w Juventusie Turyn szczędzi czytelnikom szczegółowych informacji o swoim dzieciństwie, początkach z piłką, pierwszych meczach i poszczególnych wydarzenia, które zazwyczaj są elementami tego typu książek. Ale, żebyście nie zrozumieli mnie źle: te elementy się pojawiają, jednak nie są opisywane krok po kroku, a taki układ tłumaczy sam piłkarz pisząc, że prawdziwe autobiografie pisze się na końcu. Kilka razy wspomina o tym, że ludzie twierdzą, że wiedzą o nim wszystko, a tylko niewielu zna go od podszewki, i prawdopodobnie to było podstawą do spisania prawdy o nim samym. Książka ta jest zbiorem wartości, którymi od dziecka kieruje się Del Piero, pełno w niej ideałów i prawd, od lat brakujących we współczesnych sporcie. „Gramy dalej” jest bardzo dobrym wstępem do rozmyślań i rozmów o moralności i wartości, które teraz „promuje się” w piłce nożnej. 


Del Piero podzielił swoją książkę na dwanaście rozdziałów, przy czym dziesięć z nich dotyczy najważniejszych dla piłkarza elementów uprawiania sportu drużynowego. Wspomina między innymi o talencie, pasji, poświęceniu, duchu drużyny czy stylu, dodatkowo rozwijając te hasła o własne doświadczenia, nie tylko te przyjemne, ale także smutne. Nie zabraknie w tej książce emocji, szczerych wyznań i życiowych doświadczeń, którymi chce podzielić się z innymi osobami. 

„Gramy dalej” czyta się szybko, chociaż, co jakiś czas warto się zatrzymać i przemyśleć poruszane tematy czy prezentowane zasady. Czytelnicy dowiedzą się z niej m.in.: czym jest dla Del Piero uczciwość, zwłaszcza, że jest warta tego, by nawet przegrać mistrzostwo. Jednak przede wszystkim to opis drogi, która prowadziła od marzeń małego chłopca, aż do ich spełnienia. Mogę szczerze przyznać, że to piękna i wartościowa historia, tym cenniejsza, że prawdziwa. 


Książkę chciałabym polecić zwłaszcza młodym osobom, dopiero zaczynającym przygodę ze sportem czy przede wszystkim z piłką nożną. Wielkie kluby i znani piłkarze cieszą oko, są niezwykle medialni, ale warto zwrócić uwagę na to, co tak naprawdę jest w tym wszystkim najważniejsze i czy gdzieś pod drodze Ci idole nie pogubili trochę ideałów. Alessandro Del Piero jest prawdopodobnie jednym z ciekawszych przykładów sportowca, którego warto naśladować. 



Recenzja napisana (i wcześniej opublikowana) na portalu Time4men.pl

sobota, 25 maja 2013

"Brzoskwinie dla księdza proboszcza" J. Harris - ebook


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Bańkowska
Format: epub
Rok wydania: 2013



„Brzoskwinie dla księdza proboszcza” to trzecia, po „Czekoladzie” i „Rubinowych czółenkach” książka Joanne Harris, w której głównymi bohaterkami są: Vianne i Anouk. Trzeci raz mogłam powrócić do ich świata, relacji, magii i czekolady. Coś czego odrobinę zabrakło w drugiej książce powraca w trzeciej. Z drugiej jednak strony myślę, że zabieg, który zastosowała autorka był umyślny. Harris chciała za wszelką cenę pokazać tę „inność”, która zakradła się do życia bohaterek, gdy paradoksalnie chciały być jak taki same, jak otaczający ich ludzie. „Brzoskwinie...” to powrót do Lansquenet, miasteczka, do którego miały już nigdy nie wracać.

Wydaje się, że życie w Paryżu i związek z Roux pochłoną Vianne całkowicie. Mają swoją ostoję, łódź i szczęśliwą rodzinę. Jednak pewnego dnia przychodzi list z przeszłości, od dawno zmarłej Armande Voizin. Zawarta w nim prośba o przyjazd do miasteczka wydaje się być przepowiednią zza grobu. Vianne nie pozostaje obojętna na ten list, kiełkuje w niej pewność, że nic nie dzieje się przypadkiem. Pewnego dnia wyrusza w podróż, ze strachem, bo spotka się z upiorami z przeszłości, a z drugiej strony radością, by zobaczyć dawno niewidzianych przyjaciół i spróbować pokonać ten irracjonalny lęk. 

Czytelnikom, którzy znają poprzednie losy Vianne, z pewnością udzielą się emocje, które będą jej towarzyszyć w podróży i zaraz po przyjeździe do miasteczka. Z drugiej strony na pewno będą oczekiwać, jak najszybszego tempa akcji i spotkania z proboszczem Reynaudem. Zaciekawi ich tajemnicza dama w czerni, która przemyka skrajem miasteczka i nie odpowiada na powitania. W końcu czytelnicy zastanowią się także, co się stało z „wodnymi szczurami” i czy jeszcze ktoś pozostał w domach nad rzeką. Na wszystkie te wątpliwości będzie odpowiedź w „Brzoskwiniach dla proboszcza”.

Joanne Harris także i tym razem przywołuje temat nietolerancji. Vianne staje się naocznym świadkiem tego, co jeszcze parę lat wcześniej dotyczyło jej samej. Kobieta w czerni jest muzułmanką, co sprawia, że mieszkańcy katolickiej części miasteczka traktują ją z pogardą, obojętnością, a czasem nawet strachem. Co dziwniejsze, także jej współwyznawcy nie chcą o niej rozmawiać. Kobieta staje się celem ataków, a jej dom zostaje podpalony. Vianne dowiaduje się, że mieszkańcy Lansquenet podejrzewają o to proboszcza. Autorka daje dzięki temu swoim czytelnikom do myślenia: jak wiele jeszcze musi się wydarzyć, by ludzie zrozumieli, że wyznawcy różnych religii mogą mieszkać obok siebie, przyjaźnić się i nie tworzyć niepotrzebnych barier między sobą. Jednocześnie Harris wplata te refleksje w piękną, magiczną i pachnącą brzoskwiniami historię, która jest czymś więcej niż zwykłym czytadłem. Zauważalne są także rozważania nad sytuacją kobiet w różnych kulturach, w tym przypadku przedstawione za pomocą dość mocnego akcentu. Kolejny raz zostanie także świetnie nakreślony obraz małej grupy społecznej, w której żyje się zupełnie inaczej niż w dużym mieście. 

Od siebie dodam, że warto czytać powieści Joanne Harris w odpowiedniej kolejności, nawet pomimo tego, że są trochę nierówne, to jednak opuszczenie którejkolwiek z nich nie daje pełnego obrazu życia Vianne. Cieszę się, że miałam okazję zanurzyć się w tej magii, która jest specyficzna dla twórczości angielskiej autorki.
 

piątek, 24 maja 2013

Wyniki konkursu z "Mistrzem"

Na początek chcę przeprosić za zwłokę. Po pierwsze: nie miałam czasu, a po drugie: nie mogłam się zdecydować. Wypowiedzi niewiele, spodziewałam się większej ilości chętnych, bo wydawało mi się, że książka cieszy się sporym zainteresowaniem. Ale może większość tych osób już ją do tej pory nabyła.

Nie przedłużając chciałabym ogłosić wyniki. O wsparcie poprosiłam także Izę z Czytadełka.

Wygrała osoba ukrywająca się pod nickiem oczko (aka zemfiroczka):

Mirabelle i Jack - "Spóźnieni kochankowie" W. Whartona.
Za niedookreśloną relację, za brak wszechobecnego w literaturze happy endu, za niecodzienną parę (staruszka i mężczyzna w średnim wieku) i za pokazanie, że pomimo tego, że jest się niewidomą osobą w starszym wieku nie przekreśla to szansy poznania czegoś, czego nie spróbowało się w całym dorosłym życiu.  

Przede wszystkim wypowiedź ta przypomniała mi o książce, której jeszcze nie przeczytałam, a od dawna mam w planach. I zachęciła mnie, mimo tak niewielkiej ilości tekstu. Tak, to właśnie do Ciebie wędruje "Mistrz"!




środa, 22 maja 2013

Warszawskie Targi Książki 2013 - relacja



Decyzję o wyjeździe na Warszawskie Targi Książki podjęłam już dawno. Nie byłam tylko pewna na ile dni uda mi się pojechać do stolicy. Ostatecznie na stażu mogłam sobie wziąć tylko jeden dzień wolny, więc oczywiście wybrałam piątek – 17 maja. Wstępnie na TK miałam być w piątek i sobotę, a jednak wyszło, że byłam tylko w sobotę. Piątek spędziłam na spotkaniach ze znajomymi, wylegiwaniu się na trawie na Polach Mokotowskich i Juwenaliach Politechniki Warszawskiej. Było tak jak powinno, czyli miło i relaksująco.


z Agą i Izą :*

Na Targi zawitałam w sobotę chwilę po 11:00, wcześniej kupując bilet na poranny niedzielny pociąg do domu. Skontaktowałam się z Izą i Agnieszką, by wraz z nimi przyjemniej spędzić czas, bo wiadomo, że radowanie się z takiej ilości książek dookoła nie może być przyjemne w pojedynkę, a przynajmniej jest mniej przyjemne niż z kimś. Otwarcie przyznam, że nie bardzo przygotowałam się do Targów: wzięłam tylko 4 książki, w notesie miałam zaznaczonych tylko kilka spotkań, zupełnie nie zapoznałam się z rozkładem stoisk (co później okazało się wielkim błędem, bo chyba z połowy w ogóle nie zauważyłam) i raczej szłam „na żywioł”.

Oczywiście jako fanki futbolu ucieszyła mnie zmiana miejsca Targów, bo przy okazji mogłam sobie zwiedzić Stadion Narodowy. Oczywiście było na nim także o wiele więcej miejsca niż w Pałacu Kultury i Nauki, chociaż ogrom miejsca sprawił, że nawet przez te 6 godzin, które tam spędziłam, nie udało mi się dotrzeć na każde stoisko. Z zaplanowanych autografów wzięłam dwa: od Romy Ligockiej i Tomasza Sekielskiego. Marzyłam jeszcze o podpisie Lidii Ostałowskiej, ale nie zdążyłam na spotkanie.

Na stoisku wydawnictwa SQN kupiłam dwie brakujące książki z barcelońskiej serii: „Rok w raju” i „Messi. Historia chłopca, który stał się legendą”, bo były w promocji po 10 i 20 zł. A po rozmowie z Rafałem z wydawnictwa Anakonda wzięłam jeszcze do domu „Kochanowo i okolice”. Zagarnęłam także kilka fajnych zakładek, ale to zupełnie inne „łowy” niż na poprzednich targach. 

Jednak jednym z moich największych celów tego wyjazdu były spotkania z blogerami, więc w końcu wybrałyśmy się z dziewczynami w stronę Pikanterii, w której miało odbyć się spotkanie. Wraz z Agą spodziewałyśmy się małej ilości osób, a tu wielka niespodzianka, w pewnym momencie brakowało nawet miejsca dla nowoprzybyłych. Wśród zgromadzonych osób były blogerki i blogerzy, Ci książkowi – tradycyjni oraz Ci bardziej nowocześni – czytnikowi, a także pisarki i pisarze czy nawet kilka osób całkowicie spoza naszego grona, a które ostatecznie okazały się świetnie do nas pasować. Długo wbijałam się w rozmowy, zwłaszcza, że zawsze dość ciężko odnajduję się w grupie obcych osób, a gdy już się rozkręciłam to musiałam wracać do mieszkania... W końcu torba sama się nie spakuje, a czekała mnie pobudka o 5:00 i  prawie 5 godzinna podróż do domu. Z pewnością to były bardzo miłe dwa dni i chcę jak najszybciej je powtórzyć.

dyskusje, dyskusje i jeszcze więcej rozmów...

nasze rodzime pisarki - prywatnie bardzo miłe i rozmowne :)

Mam nadzieję, że uda mi się pojechać w październiku do Krakowa, a może i jakimś cudem do Katowic. Chociaż czas wrześniowo –październikowy będzie upływał pod znakiem weselnych przygotowań. 


wtorek, 21 maja 2013

Promocja zbioru wierszy Jakóba Raciborskiego - relacja

W mojej okolicy rzadko zdarzają się wydarzenia o charakterze literackim. Przez kilka lat zaobserwowałam zaledwie parę spotkań autorskich, głównie w naszej gminnej bibliotece (głównie na bardzo lokalnym poziomie). Niedawno został jednak wznowiony Zbiorek Poezji i Wierszy Ludowych Jakóba Raciborskiego - lokalnego twórcy z Mokregolipia (jedna z miejscowości w mojej gminie). Nie, nie napisałam imienia poety z błędem, tak wyglądała składnia i ortografia pod koniec XIX i na początku XX wieku.


Zbiorek po raz pierwszy został wydany w 1913 roku, stąd jak najszybsze działanie ze strony prezesa Stowarzyszenia Mokrelipie, by udało się wydać go w setną rocznicę pierwszej publikacji. Wsparcia udzieliło Starostwo Powiatowe w Zamościu. 


Na promocję zbiorku zostało zaproszonych bardzo wiele osób, jednak przyszły głównie osoby z rodzinnej wsi poety i mieszkańcy okolicznych miejscowości. Także średnia wieku była dość wysoka, co raczej nie dziwi, bo w końcu im do tej ludowej, dawnej poezji bliżej, niż na przykład mi. Niemniej jednak doceniam starania, by promować przeszłość swoich miejscowości i regionu, zwłaszcza przez przypominanie o twórczości ich mieszkańców. 


Każdy z uczestników po wpisaniu się na listę otrzymał egzemplarz Zbiorku.. Przebieg spotkania był dość typowy: prezes Stowarzyszenia najpierw powitał gości, a następnie przytoczył życiorys Jakóba Raciborskiego. Dzieci z Mokregolipia odczytały kilka wybranych wiersz, a wiersz pt.: Jestem sobie chłop! przeczytał prezes Lokalnej Grupy Działania "Dolina Wieprza i Poru" Zygmunt Krasny. Później był czas na poczęstunek, rozmowy oraz... wspólne śpiewanie. 


Sama poezji za dużo nie czytam, ale doceniam osoby, które się na niej znają i nią zajmują. Więcej o samym zbiorku napiszę już w najbliższym czasie. A na razie pochwalam inicjatywę, i chociaż jej wydźwięk jest mocno lokalny, to jednak chciałam o nim napisać do szerszego grona odbiorców.


sobota, 18 maja 2013

Inspiracje #5 - Książkowe błyskotki

Nie od dziś wiadomo, że literatura inspiruje. Czerpią z niej wszyscy, także twórcy biżuterii i różnych bardzo ładnych przedmiotów. Dziś chciałabym Wam pokazać kilka przykładów. Do cieszenia oka, skuszenia do zakupu czy choćby inspiracji do własnej twórczości.

Co najbardziej Wam się podoba z tego grona? :)







identyczny mam w domu :)
źródło
źródło
źródło
źródło

czwartek, 16 maja 2013

"Wielka czwórka" A. Christie


Wydawnictwo: Dolnośląskie
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Jolanta Bartosik
Ilość stron: 196
Rok wydania: 2009



„Wielka czwórka” to czwarty kryminał Agathy Christie z Herkulesem Poirot w roli głównej. Tym razem detektyw musi zmierzyć się z tytułową czwórką osób, które mają prawdopodobnie największe wpływy na całym świecie. Wśród nich znajduje się m.in.: bogaty i tajemniczy Chińczyk. Zadanie nie jest łatwe, bo w grę wchodzą największe umysły tego świata. Z drugiej jednak strony, Herkules Poirot – nieskromnie – sam się do nich zalicza. Zapowiada się fascynujące starcie.

Kryminały Agathy Christie mają to do siebie, że są niezwykle wciągające. Już pierwsze strony zaciekawiają czytelnika na tyle, że nie może oderwać się od historii do samego końca. Podobnie było tutaj: czwórka osób, podobno znanych, o których nikt by nie pomyślał, zawiązuje pakt, który ma im pozwolić przejąć władzę nad światem. Plan ciekawy, pomysł możne trochę oklepany (bo w końcu nie oni pierwsi i nie ostatni), ale wykonanie całkiem niezłe. Niektóre momenty bardzo śmiałe jak na czasy autorki, ale z drugiej strony dobrze wyglądałyby w ekranizacji powieści. Z pewnością tempo akcji sprawiło, że nie miałam prawa się nudzić. 

Ten kryminał jest o tyle inny, że chodzi w nim raczej o udaremnienie przejęcia władzy nad światem niż wykrycie konkretnego mordercy. Oczywiście nie zabraknie słynnego wyjaśnienia Poirota, jak udało mu się rozwiązać całą sprawę. Kolejny raz będzie miał okazję zachwycić czytelników i swoich wrogów nieprzeciętnym geniuszem oraz umiejętnością kojarzenia faktów i logicznego myślenia. Warto nastawić się na nietypowość powieści, sam Herkules Poirot także jest w tym kryminale trochę inny. 

Nie polecam na pierwsze spotkanie z autorką.
 
Related Posts with Thumbnails