niedziela, 30 września 2012

5 lat Zbrodni w Bibliotece!

Wpis bierze udział w konkursie.


Aż ciężko uwierzyć, że to już pięć lat minęło, że portal Zbrodnia w Bibliotece ma taką ładną rocznicę. Trafiłam na niego kilka lat temu, chyba z rok po jego „premierze”, dlaczego? Proste! Samo wyrażenie „zbrodnia w bibliotece” jest niezmiernie ciekawe, przyciągające, fani kryminałów mają od razu w głowie kilka scenariuszy i książek, w których taki motyw wykorzystano. Pierwsze skojarzenie? Agatha Christie i jej książka „Noc w bibliotece”. Jakby nie patrzeć, nieodmiennie kojarzy się z kryminałem.

Ten portal to także pierwsze nagrody, wysyłane maile i ... wygrane. Zaskakujące (mimo, że zawsze nagroda jest przedstawiona) i uszczęśliwiające – jeszcze wtedy – właścicielkę nielicznego zbioru książek. To Zbrodnia w Bibliotece była – i jest – dla mnie niezmiennym źródłem wiedzy o kryminałach polskich i zagranicznych, wywiadach z autorami i współtwórcami, to także miejsce inspiracji, gdy nie wiem, co przeczytać, bo wybór jest duży.  

część nagród z konkursów organizowanych przez ZwB - reszta na "pożyczeniu"

Przyznaję się – kilka razy w tygodniu tam zaglądam – i nie jest to żadna reklama. Uważam, że to dobry i konkretny portal, z wieloma informacjami. I świetnymi konkursami :)

a tak są "znaczone" książki od nich :)

Tak trzymajcie!

sobota, 29 września 2012

"Dom na Wyrębach" S. Darda - audiobook

 
Czyta: Wiktor Zborowski
Język: polski
Czas trwania: 12 godz. 2 min.
Format: mp3
Rok wydania: 2010



O Stefanie Darda, pisarzu z Roztocza, usłyszałam kilka lat temu. Zaraz po premierze widziałam jego książkę nawet w księgarni, ale jako biedna studentka nie mogłam sobie na nią pozwolić. Później było dużo więcej innych książek do przeczytania i dopiero w tym roku udało mi się poznać jego debiut w postaci audiobooka. „Dom na Wyrębach” zbiera różne opinie, szczególnie wśród czytelników, których trudno zaskoczyć czymś nowym. Dla mnie magią i ogromnym plusem tej książki, jak i całej twórczości autora, jest umiejscowienie akcji książek w dobrze znanych mi miejscach, takich roztoczańskich zakamarkach. 

Marek Leśniewski, wykładowca akademicki, z powodu rozwodu musi wyprowadzić się z domu. Chce zacząć życie od nowa, więc podejmuje odważną decyzję i przenosi się z Wrocławia do rodzinnej Lubelszczyzny. Kupuje stary dom w tytułowych Wyrębach, z dala od cywilizacji, jednak zupełnie się tym nie przejmuje. Już na początku wymarzoną sielankę narusza wiadomość, że jego najbliższy sąsiad, był kiedyś podejrzany o zabójstwo. A to dopiero rozgrzewka przed czekającymi go wyzwaniami.

Miło było posłuchać o Uniwersytecie, na którym jeszcze do niedawna studiowałam, o bliskim mi Lublinie oraz okolicznych wioskach. Serce mi się raduje na samą myśl, że nie samym Mazowszem, Pomorzem i wielkimi miastami pisarska wyobraźnia żyje. Dobrze, że jeszcze ktoś o Roztoczu pamięta, bo to naprawdę fajny i ładny region, chociaż może nie ma szału, jeśli chodzi o pracę. Osobiście nie wyobrażam sobie bym mogła mieszkać gdzieindziej, więc doceniam twórczość regionalistów, takich jak: Stefan Darda czy Marcin Wroński. 

Autor stworzył ciekawą, wciągającą i pełną grozy historię. Bardzo lubię wykorzystywanie lokalnych legend, strachów z dawnych wierzeń, trochę zapomnianych przy modnych teraz wampirach, wilkołakach i zombie. Siłą tej książki jest jej prostota: zwykły bohater, osobista tragedia, chęć zmiany życia, a do tego nadprzyrodzone zdarzenia, które dla ścisłych umysłów nie mają prawa bytu. Darda świetnie stopniuje napięcie, wprowadza element grozy, w taki sposób, że prawie ma się wrażenie, że to za naszym oknem huczy puszczyk. Ciekawi są także bohaterowie – zindywidualizowani przez język, postawę i zachowanie. Wielkim plusem tej powieści jest przyjaciel głównego bohatera – Hubert, który odpowiada za humorystyczną stronę powieści, za sprawą swoich anegdotek, żartów i dosadnych określeń. 

Lektorem „Domu na Wyrębach” jest Wiktor Zborowski, znany aktor filmowy i teatralny. Moim zdaniem nieźle interpretuje tę książkę, chociaż momentami jego głos jest zbyt sztywny i nienaturalny. Do wszystkiego można się jednak przyzwyczaić, i z ciekawością wsłuchiwałam się w kolejne wciągające rozdziały. 

Warto zwrócić uwagę na tę książkę, choćby przez wzgląd na przywołanie strachów z naszych rodzimych wierzeń. Nastrój i intryga także mają tu duże znaczenie i z pewnością mogą spodobać się wielu osobom. Książka bardziej należy do działu fantastyki niż horroru, lecz posiada i jego elementy. Siłą powieści jest również okładka – sugestywna i jednoznacznie kojarząca się z tematyką powieści. Skutecznie przyciąga wzrok stojąc na księgarnianej półce. Dacie się namówić?

piątek, 28 września 2012

"Noc i ciemność" A. Christie - audiobook


Czyta: Roch Siemianowski
Język: polski
Czas trwania: 6 godz. 28 mim. 18 s.
Format: mp3



„Noc i ciemność” Agathy Christie czytałam dość dawno temu, pamiętam jednak to uczucie niepokoju, które we mnie pozostawiła. Niedawno zaczęłam sobie odświeżać jej kryminały w formie audiobooków, więc nadszedł czas na odświeżenie także tego. Do tej pory, gdy widzę gdzieś wiersz Wiliama Blacke’a mam w pamięci tą historię. Jednym słowem – klasyka.

Michael Rogers to prosty, raczej mało zamożny chłopak, które ma kilka marzeń w życiu: chce znaleźć i poślubić bogatą żonę, kupić wymarzoną działkę i postawić na niej dom, zaprojektowany przez znanego architekta. Nierealne mrzonki w jednej chwili stają się rzeczywistością. Chłopak poznaje bajecznie bogatą Amerykankę, z którą potajemnie bierze ślub, kupuje „Cygańskie Gniazdo” i oczekuje z radością na koniec budowy wymarzonego domu. W swoim szczęściu, nie ma zamiaru przejmować się klątwą, która podobno ciąży na terenie posiadłości i przepowiednią starej Cyganki. Nie chce wierzyć w nią nawet wtedy, gdy zaczynają się kłopoty.


To z pewnością zupełnie inny kryminał, niż te, do których fani autorki są przyzwyczajeni. Akcja rozwija się powoli, przypomina raczej powieść obyczajową niż czysty kryminał, ponieważ brak w nim od początku zbrodni, nie pojawia się także żaden z głównych detektywów, których stworzyła autorka. Warto jednak poczekać, śledzić akcję, wczuć się w ten tajemniczy, narastający nastrój grozy i dać się zaskoczyć. Bo zakończenie jest czymś, co wbija w fotel, cała sielanka była tylko oszustwem, na który dają się nabrać wszyscy czytelnicy. A wszystko to po czasie ciągłego oczekiwania i niepokoju. Po czymś takim poznaje się dobrych pisarzy, potrafią przeskoczyć z jednego, znanego szablonu, w coś zupełnie innego. 

"Każdego ranka, każdej nocy,
dla męki ktoś na świat przychodzi
Każdego ranka, każdej nocy,
dla szczęśliwości ktoś się rodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
inni dla nocy i ciemności."
/William Blake "Wróżby Niewinności"

Audiobook słuchało mi się świetnie, polecam jako porę wybrać wieczór – natychmiastowe wczucie się w nastrój gotowe. Rocha Siemianowskiego nie trzeba nikomu przedstawiać, jest lektorem idealnym, więc podobnie było w tym przypadku. Słucha się szybko, audiobook trwa lekko ponad sześć godzin.

czwartek, 27 września 2012

"Studium w szkarłacie" A. C. Doyle - audiobook


Czyta: Janusz Zadura
Język: polski
Czas trwania: 5 godz. 30 min
Format: mp3
Rok wydania: 2011

Cykl o Sherlocku Holmesie to klasyka, którą wypada znać. Dość długo omijałam wersję pierwotną – książkową, a znałam postać detektywa-amatora zarówno z filmów, serialu, jak i gier komputerowych. Wszystko to jednak było tylko namiastką prawdziwego spotkania z detektywem. Niedawno otrzymałam do recenzji audiobook „Dolina strachu”, czyli czwartą część cyklu, więc decyzja była prosta: trzeba jak najszybciej poznać trzy wcześniejsze tomy – także w postaci „słuchanej”.

„Studium w szkarłacie” to pierwszy tom cyklu, ważny głównie z powodu spotkania doktora Watsona i Sherlocka Holmesa – czyli głównych bohaterów kolejnych powieści i opowiadań Arthura Conana Doyle’a. Powieść podzielona jest na dwie części: pierwsza dotyczy spotkania z Watsonem i śledztwa, które prowadzi londyński detektyw, natomiast druga przedstawia losy i motywy kierujące zabójcą. Przeskok pomiędzy obiema częściami jest dość zaskakujący, a przynajmniej tak to odebrałam słuchając książki. Prawdopodobnie przy wersji tradycyjnej przejście do drugiej części jest mniej odczuwalne. 

Pierwsza część powieści jest bardzo wciągająca i obfitująca w wiele wydarzeń. Narratorem jest doktor Watson, który swoje wrażenia zapisywał w dzienniku. Druga część rozgrywa się wiele lat wcześniej, na innym kontynencie, i przez długi czasu zupełnie nie wiadomo, co ma wspólnego ze śledztwem Holmesa w Londynie, szczególnie, że przerywa je w kluczowym momencie. Powieść pod względem szybkości akcji ma niewiele wspólnego z obecnie wydawanymi kryminałami, jest raczej spokojna, momentami nawet nudnawa, ale to przyjemna odmiana. 

Janusz Zadura jako lektor był świetny. Podoba mi się jego interpretacja powieści, chociaż trochę chyba przesadził z głosami policjantów ze Scotland Yardu – są zbyt głośne. Akcję prowadzi szybko i lekko, nie ma czasu na zbędne przerwy. Zasłuchałam się i nawet nie wiem kiedy powieść się skończyła.  

Jeżeli jeszcze nie znacie cyklu o słynnym detektywie-amatorze to zachęcam Was do przeczytania/wysłuchania „Studium w szkarłacie”.

środa, 26 września 2012

"Pięćdziesiąt twarzy Greya" E.L. James


Wydawnictwo: Sonia Draga
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 608



„Pięćdziesiąt twarzy Greya” to powieść, o której słyszała chyba większość osób, mających chociaż minimalną styczność z portalami kulturalnymi. Reklamowany jako niesamowity, pełen seksu bestseller, który przywędrował do nas z Ameryki. Pierwotnie powieść powstała jako fanfik do słynnej sagi „Zmierzch” i przedstawiała związek głównych bohaterów w bardziej erotycznej i odważnej postaci. Później ewoluowała do formy ebook’a, a jakiś czas temu została wydana w wersji papierowej. Opis na okładce sugeruje raczej banalność fabuły z erotycznymi wstawkami. Czym, więc świat się tak zachwyca? Niestety ciężko mi znaleźć na to odpowiedź.

Spokojna, niczym niewyróżniająca się studentka ostatniego roku literatury angielskiej musi wyręczyć chorą koleżankę w zrobieniu wywiadu z bogatym dobroczyńcą ich uczelni. W ten właśnie sposób Anastasia Steele poznaje przystojnego i bardzo bogatego Christiana Greya. Ona dziewica, niedoświadczona w związkach z mężczyznami, on niejeden związek ma już za sobą, chociaż interesuje go tylko namiętność i erotyczne zniewolenie. Wbrew pozorom ci dwoje dogadują się idealnie i znajdują w tej sytuacji coś dla siebie: Anastasia początki seksualnych doświadczeń, a Christian kolejną chętną do łóżkowych igraszek. 

Główna bohaterka nie ma w obie nic ciekawego: jest bezbarwna, spokojna, cichutka i strasznie niezdarna, trochę bardziej rozkwita u boku bogatego przedsiębiorcy. Ale nawet wtedy jej sprzeciw czy nietypowe zagranie jest raczej elementem gry niż cechą kształtującego się charakteru. Tytułowy Grey to idealny mężczyzna, rodem z Harlequinów, zawsze przygotowany, z manierami i pieniędzmi oraz nigdy niezapominający o prezerwatywach, które ma chyba w każdym pomieszczeniu i ubraniu. Do tego ta „miłość”, dwa przeciwieństwa i nagle wielka wzajemna fascynacja. Hmm, czy tego już gdzieś kiedyś nie było? Pewnie, że było, nie raz i nie dwa. Autorka bowiem garściami czerpie z wcześniej powstałych powieści. 

Skąd więc te listy bestsellerów? Ta ogólna wariacja i wszechobecne „must have”? Ano stąd, że ludzi od wieków interesują tematy tabu, i pewnie niektórzy się zdziwią, bo przecież scen erotycznych teraz wszędzie pełno, więc co takiego może być tu. Moim zdaniem już dawno nie było we wszystkich mediach promowania książki za pomocą haseł: „erotyczna powieść”, „iskrząca seksem” czy „porno dla mamusiek”, i to najprawdopodobniej przyciąga czytelników do powieści. 

Samą książkę czyta się bardzo szybko, fabuła jest wciągająca, nie ma zbędnego przedłużania, skupia się raczej na konkretach, czyli seksualnej relacji głównych bohaterów. Opisów scen łóżkowych jest aż nadto, można by nimi obdzielić kilka innych książek, bez szkody dla „Pięćdziesięciu twarzy Graya”. Przeczytałam ją raczej z ciekawości, ponieważ dostałam ją w dniu premiery jako nagrodę w konkursie, sama bym nie wydała na nią prawie 40 złotych. Ciężko powiedzieć czy mi się podobało, bo to jednak z tych książek, które nie wymagają od czytelnika ruszania głową, a jedynie przewracania kolejnych kartek. 

Największy minus oprócz banalnej fabuły? Jest nim zdecydowanie wydanie powieści, a dokładnie papier, który jest okropnie cienki i w dotyku przypomina ten gazetowy oraz fatalne klejenie książki. Styl powieści także pozostawia wiele do życzenia, dużo więcej spodziewałam się po narracji studentki literatury angielskiej, zaczytującej się w powieściach klasycznych. Najgorzej jednak wspominam liczne, zupełnie niepotrzebne powtórzenia, np.: ciągłe wspominanie o przygryzaniu wargi przez główną bohaterkę czy fragmenty z „moją wewnętrzną boginią”. 

Ta książka to raczej ciekawostka, z gatunku tych, które mają za zadanie odprężyć i rozbawić.Raczej nie znajdziecie tu nic, co mogłoby Was jakoś mocno zaskoczyć.
Related Posts with Thumbnails