poniedziałek, 26 lipca 2010

"Saga Córka Morza" T. Angelsen


"Córka morza" to fascynująca saga rozgrywająca się w XIX w. w Norwegii w niezwykłej scenerii wysp Lofotów. Lofoty to norweski archipelag leżący za kołem podbiegunowym z wysokimi, stromymi skałami spadającymi pionowo do morza, przepięknymi piaszczystymi plażami oraz malowniczymi osadami."

Mam słabość do skandynawskich sag od czasu zapoznania z twórczością Margit Sandemo. Oczywiście każda czytana przeze mnie saga jest coraz gorsza, a i oczywiście nie czytam każdej która na polskim rynku wychodzi. Sięgnęła po nią głównie dlatego, że całość kupowała moja siostra, która jest fanką takiej niewymagającej wysiłku umysłowego literatury.

Całość ma 30 części, początkowo zapowiada się nawet nieźle. Mama opowiada córce historię rodzinną, wydarzenia z życia jej prapraprababki Elizabeth, po której dostała imię. Myślałam, że opowiadana historia będzie się przeplatała z czasami współczesnymi, ale jednak nie. W całości to historia Elizabeth i jej dwóch mężów, jej siostry, córki i syna, a także służacych, których traktowała jak bliskie osoby. Różne perypetie jak to w sagach, zdrady, miłości, morderstwa, nienawiść, kłótnie, chwile radosne i smutne.

Saga wciąga, ale tylko na tyle, że chce się wiedzieć co dalej, bo oczywiście każda część kończy się w taki sposób, że trzeba sięgnąć po kolejny tom.

W sam raz na raz. ;)

3,5/6

niedziela, 25 lipca 2010

Stosik urodzinowo-wakacyjny

Na urodziny otrzymałam trochę pieniędzy, które oczywiście wydałam częściowo na książki. Oczarowana stosikiem u Futbolowej, także dałam się skusić na promocję w wyd. Znak. Choć nie do końca mi się to udało, ponieważ gdy zamawiałam, część podstron nie działała i nie widziałam promocji na dzieła Llosy i Mendozy, nad czym okropnie boleję.



"Klin" Chmielewskiej to upolowana dziś książka z "Przyjaciółką". Nie wiem czy będę kupować każdą część, ale kilka jeszcze się postaram.
"O bibliotece" i "Hannibal po drugiej stronie maski" to prezent urodzinowy od chłopaka.
A pozostałe to właśnie zakupy w Znaku. :)

Na zdjęciu jej nie ma, ale też od niedawna mam "Historia i mądrość Achikara Asyryjczyka". Książkę wygrałam w konkursie serwisu nakanapie.pl.

Część też zakupionych jeszcze w czerwcu książek została w lubelskim mieszkaniu, musze się tam niedługo wybrać. :)

czwartek, 22 lipca 2010

"Samotność liczb pierwszych" P. Giordano


"Mattia i Alice. Ich losy splatają się w nowej szkole. Każde z nich nosi w sobie traumę z dzieciństwa, która uniemożliwia im normalne funkcjonowanie wśród rówieśników.
Obydwoje są outsiderami, padają ofiarami szkolnej przemocy, mają też problemy z własną cielesnością. Nowa przyjaźń nie jest jednak ratunkiem na wszelkie problemy. Choć wiele do siebie czują, nie potrafią wyrażać swych emocji. Poprzez lata, wchodząc w dorosłość, rozpoczynając karierę czy zakładając rodzinę, na przemian zbliżają się do siebie i oddalają. Są bowiem jak tytułowe liczby pierwsze - oddzielone jedyną cyfrą parzystą, która nie pozwala im złączyć się naprawdę."


Przed chwilą skończyłam książkę Paolo Giordano "Samotność liczb pierwszych". Niestety kompletnie nie wiem co o niej napisać. Początkowo myślałam, że mnie nie wciągnie, że to taka zwykła historia miłosna, ach! jakże się myliłam.

"Liczby pierwsze dzielą się tylko przez 1 i przez siebie. Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych, ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami, ale mają w sobie coś, co różni je od innych. To liczby podejrzliwe i samotne." (s.139)

Książka rozpoczyna się od historii Alice, jej nienawiści do nart i wypadku, który ma znaczenie dla całego jej późniejszego życia. Rozdział ten opatrzony jest tytułem "Anioł na śniegu" z datą 1983. Rok później wydarzyła się historię Matti i jego siostry Micheli. Feralne urodziny, wstyd za opóźnioną w rozwoju siostrę bliźniaczkę i jej ostateczne zaginięcie, już na zawsze zmienia Mattie. Ten rozdział ma tytuł "Prawo Archimedesa". W kolejnym rozdziale pt.: "Na skórze i pod nią" Alice i Mattia, starsi o kilka lat w końcu się poznają. Cały rozdział to właściwie urodziny Violi, koleżanki Alice ze szkoły. jeden wieczór, który wszystko zmienił. Później znów następuje przeskok w latach, oboje są już na studiach. I tu właściwie dla mnie wszystko się zaczyna, a może też kończy...

Alice i Mattia łączy samotność, z powodu przeżyć z przeszłości, braku związku z rodzicami, odseparowanie od rówieśników. Ale jest to także samotność z wyboru, szczególnie w przypadku Matti. Z tego wszystkiego wytwarza się między nimi silna nić porozumienia, zdumiewająca, gdy patrzy się na ich rozmowy, które właściwie rozmowami nie są, niedopowiedzenia i ciągłe wątpliwości, które w końcu są ważniejsze niż prawdziwe uczucie.

"Mattia i ona byli połączeni niewidzialną, elastyczną nicią, zagrzebaną pod stosem nieważnych rzeczy, nicią, która mogła istnieć tylko między dwojgiem takich jak oni: ludzi, którzy znaleźli własną samotność jedno w drugim." (s.296)

Powieść Giordano właściwie mnie przeraża, jest chłodna, pisana prostym językiem, ale jednocześnie zawiera tak wiele uczucia i emocji, że momentami, aż nie mogłam w to uwierzyć. Bardzo na plus jest dla mnie odbieranie świata przez Mattie, matematycznego geniusza, dla którego świat to liczby.

Oboje są na pewno liczbami pierwszymi, w dwóch momentach w swoim życiu, gdy mogą się zdecydować na bycie razem, coś niszczy tą chwilę.

"Już się nauczył, że wyborów dokonuje się w kilka sekund, a ich skutków doświadcza się przez resztę życia." (s.322)

Zakończenie mną wstrząsnęło, nie wierzyłam, że może być aż tak smutno.

Całość to opowieść o samotności jakiej człowiek może doświadczyć w swoim życiu. Samotności, jaką jest brak prawdziwie bliskich osób. W powieści tych samotności jest za wiele: między dzieckiem a rodzicami, między rówieśnikami, a nawet między osobami, które są właściwie sobie przeznaczone i dobrowolnie zgadzają się na tę samotność.

"Mattia. No właśnie. Często o nim myślała. Znowu. To było jak jeszcze jedna z jej chorób, z których tak naprawdę wcale nie chciała się wyleczyć. Można zachorować na jedno tylko wspomnienie, ona zachorowała na wspomnienie popołudnia w samochodzie przed wejściem do parku, kiedy swoją twarzą zakryła przed Mattią widok parku, w którym przed laty przeżył straszne chwile."(s.272)

6/6

środa, 21 lipca 2010

Wyniki losowania

Już tradycyjnie skorzystałam z pomocy mamy przy losowaniu :)

Poprosiłam by wybrała cyfrę od 1 do 13 i wybrała 7! A pod 7 kryje się Paideia!

Gratuluję :)

Proszę o adres na maila.

PS. Jak widać mam problem z szablonem, a dodatkowo chyba jeszcze z komentarzami. Ale już powinno wszystko działać. Choć raczej średnio ze zmian jestem zadowolona... I jeśli komentarze tyle godzin naprawdę nie działały to ponawiam pytanie:

Ktoś jest ze Szczecina? Bo w sierpniu tam będę i chciałabym się dowiedzieć czy możecie mi polecić do zobaczenia coś ciekawego, czego próżno szukać w przewodnikach? ;)

Łańcuszek wakacyjny

Czas i mi odpowiedzieć na pytania wakacyjnego łańcuszka, do którego zaprosiła mnie Kasia. No i przy okazji bardzo za zaproszenie dziękuję. :)

1.Do jakiego kraju, miasta chciałabyś pojechać zainspirowana lekturą?


Hmm, zdecydowanie Hiszpania, a szczególnie Barcelona, choć i wcześniej chciałam tam pojechać. No i oczywiście kraje skandynawskie.

2.Jakie jest Twoje ulubione miejsce do czytania na wakacje?


Nie mam ulubionego miejsca do czytania. Książkę zabieram wszędzie, czytam w łóżku, w kuchni, w pokoju, w przerwie reklamowej podczas filmu, w autobusie, na plaży, itd. :) Choć czuję, że ulubionym wakacyjnym miejscem może być niedługo drewniana huśtawka ogrodowa, którą tata ma niedługo zrobić. ;)

3.Poleć mi jedną książkę do przeczytania na wakacje:


Ciężko mi coś polecić, choć z ostatnio przeczytanych to może "Piątą kobietę" Mankella, z racji orzeźwiającego chłodu Szwecji.

4.Jaka jest Twoja najnowsza lektura? Co zaczęłaś czytać?


Teraz czytam "Samotność liczb pierwszych" Paolo Giordano. Przy okazji wciąż zapraszam do zgłaszania się do konkursu.

PS. Ktoś jest ze Szczecina? Bo w sierpniu tam będę i chciałabym się dowiedzieć czy możecie mi polecić do zobaczenia coś ciekawego, czego próżno szukać w przewodnikach? ;)

wtorek, 20 lipca 2010

Akcja przeciwko samotności

Swego czasu na blogu Med-Oli wylosowałam książkę "Samotność liczb pierwszych", teraz ją czytam, skończę w ciągu 2 dni pewnie. Z tego powodu chcę wiedzieć komu wysłać ją dalej.

Zasady:
- zgłoszenie to wpis w komentarzach
- zgłaszający musi posiadać bloga, bo w ramach akcji powinno się napisać recenzję książki i móc przekazać ją dalej tak, by była widoczna w blogowym świecie
- chciałabym też, żeby osoba wylosowana posłała ją dalej w świat na podobnych zasadach, nie jest to oczywiście wymóg, ale skoro żadna z nas jej nie zatrzymała dla siebie to znak, że powinna krążyć :)

A i bym zapomniała: zgłoszenia do jutra do 22:00 :)

poniedziałek, 19 lipca 2010

"Piąta kobieta" H. Mankell


„Piąta kobieta” Henninga Mankella to moje drugie spotkanie z jego twórczością. Musze szczerze przyznać, że dużo lepiej mi się ją czytało niż „O krok”. Oczywiście dalej czytam w złej kolejności, ale jakoś mi to za bardzo nie przeszkadza.

Książka rozpoczyna się od morderstw w Algierii, z których jedno ma wpływ na całość powieści i jest momentem wyjściowym do spraw, które później dzieją się w Szwecji. Niestety opis książki na okładce od razu nas informuje ile będzie zabójstw i kogo zabiją. Trochę za dużo informacji jak dla mnie, ale nie wpływa to jakoś specjalnie na czytanie, ponieważ książka wciąga i ja przeczytałam ją w 2 dni.

Przy poprzedniej książce Mankella narzekałam na „za mała ilość Szwecji”. Tu miałam jej bardzo dużo i cieszę się z tego. Autor idealnie próbował oddać aurę zimnej szwedzkiej jesieni. Czytanie wzmianek o „siąpiącym deszczu”, „niskich temperaturach”, „zamarzniętych jeziorach” i „gęstej mgle” bardzo pomogło mi w walce z upałem z ostatnich dni tego tygodnia. Literatura idealna na gorące lato, zdecydowanie ochładza. Dodatkowo temperaturę obniżają morderstwa, których w książce jest aż 10.

Nie podobała mi się wzmianka o polskich kobietach. Nie znam tego okresu historii z doświadczenia, bo lata powojenne to odległa przeszłość, ale wyrażenia, że Szwed mógł sobie jeździć do Polski i kupować polskie kobiety, bo u nas był kryzys to chyba jednak przesada. Za drugim razem też padło w rozmowie, że Szwed jeździł do Polski i pewnie miał tam kobiety, a drugi odparł, że po co innego mógłby jechać. Może za bardzo na to zareagowałam, ale nie lubię takiego pisania o Polsce i polskich kobietach.

W „Piątej kobiecie” dzieją się w życiu Wallandera zdarzenia, których następstwa mamy ukazane w powieści „O krok”. Tak więc mamy Bajbe, Linde, ojca Kurta i Gertrudę. Ja już wiem jak potoczy się ich życie dalej, a wszystkich którzy nie czytali zachęcam do następnych części.
Podsumowując jest to bardzo dobra książka, wciąga, przyjemnie się czyta. Nie ma momentów, że chce się ją odłożyć na dłużej. Sprawa, którą prowadzi Wallander, też jest ciekawa. A szczególnie motyw zabójcy.

„Każdy – argumentował, to popłakując, to się złoszcząc - nawet człowiek związany i pozbawiony wszelkich praw, powinien znać powód, dla którego tych praw go pozbawiono. Inaczej wszechświat nie miałby sensu”.*

Polecam.

5/6

*s.49.

wtorek, 13 lipca 2010

"Katedra w Barcelonie" I. Falcones


"Katedra w Barcelonie" to napisana z wielkim rozmachem powieść historyczna, fascynująca panorama średniowiecza, przedstawiająca blaski i cienie feudalnej Katalonii. W magicznej scenerii Barcelony rozgrywa się historia wielkich namiętności, tragicznych miłości, zdrad, spisków i zemsty. Jej fabuła nasuwa porównanie ze słynnymi Filarami Ziemi Kena Folletta, do czego zresztą autor przyznaje się bez ogródek.
Akcja książki toczy się w XIV wieku, w dobie religijnych niepokojów, nietolerancji i wojen. Stolica Księstwa Katalonii, Barcelona, panuje na szlakach handlowych i rozrasta się ku morzu. Mieszkańcy skromnej, ubogiej dzielnicy Ribera, postanawiają własnymi rękami wybudować najwspanialszą i największą na świecie katedrę maryjną - słynny kościół Santa María del Mar.
Historia budowy splata się z losami Arnaua Estanyola, syna uciekajacego przed okrutnym panem pańszczyźnianego chłopa. Z przymierajacego głodem zbiega Arnau przemieni się w zamoznego patrycjusza, człowieka prawego i szanowanego. Tragarza portowego, żołnierza, bankiera, a potem konsula morskiego. Żadne pieniadze, honory i zaszczyty nie uchronią go jednak przed niebezpiecznym spiskiem i długimi rekami inkwizycji...


Dziś udało mi się przeczytać leżącą od roku na półce „Katedrę w Barcelonie”. Przed rokiem zatrzymałam się na 198 stronie i za nic w świecie nie mogłam przeczytać ani słowa więcej. Z racji blogowego „stosikowego losowania” musiałam dać jej jeszcze jedną szansę. Inie żałuję.

Bohaterem powieści jest jednocześnie Arnau Estanyol i kościół Santa María del Mar. Życie bohatera rozwija się w miarę wzrastania murów katedry, miejsca czczenia jego jak mu się wydaje jedynej matki – Madonny. Arnau jest synem Bernata, początkowo żyje jako niewolnik, jednak z czasem jego kariera i pozycja społeczna zmienia się w iście bajkowy sposób.

Powieść Falconesa jest podzielona na 4 części. Każda z nich to inny etap głównego bohatera. W pierwszej „Słudzy ziemi” opowiedziana jest historia ojca Arnaua, Bernata Estanyola, który porzuca kajdany niewoli. Część druga "Słudzy możnych", przedstawia początkowe życie Arnaua w Barcelonie, uzależnienie od innych, biedę i sytuację w kraju. Trzecią częścią są "Słudzy namiętności", w której Arnau dojrzewa, odkrywa w sobie mężczyznę i musi zetknąć się oraz poradzić sobie z naprawdę wieloma problemami. W ostatniej części pt. "Słudzy przeznaczenia" całe życie bohatera zatacza koło, ale o tym musi już każdy z Was dowiedzieć się sam.

W powieści oprócz wątku Arnaua i jego życia, autor opisuje w tle historię średniowiecznej Barcelony, ze wszystkimi jej detalami. Książka jest naprawdę dobrze podbudowana źródłami historycznymi, nic dziwnego że jej pisanie zajęło autorowi aż 5 lat. Falcones opisuje wszystkie wojny, a przynajmniej o każdej wspomina. Od strony historycznej jest to bardzo dobra powieść, wciąga, daje uczucie bycia pośród mieszkańców w czasie pospolitego ruszenia, gdy każdy z nich wykrzykuje ile sił w płucach „¡Via Fora!”. Ma się ochotę iść za tym tłumem. Książka także przybliża działania Inkwizycji i stosowanych przez nią praktyk. Przeraża jak łatwo można było zostać osądzonym i skazanym.

Książka ma także minusy, najbardziej odrzuciły mnie wiadomość o tym jak 14-letni Arnau pragnął Aledis. No ja rozumiem takie rzeczy przypisywać 16-latkom, 17-latkom, ale w tej sytuacji mnie to nawet oburza. W ogóle całe życie Arnaua jest podporządkowane kobietom, a przynajmniej mają one na niego duży wpływ.

„Katedra...” to moim zdaniem także książka o przyjaźni, o sile jaką daje dobroć i miłość. O tym, że nawet w średniowieczu, gdzie istniał podział na chrześcijan i innowierców, można było przekraczać te granice, jeśli naprawdę żywiło się do kogoś prawdziwie dobre uczucia. Guillem, moja ulubiona postać w tej książce właśnie jest dla mnie takim prawdziwym przyjacielem. Cieszę się też, że dla Arnaua nie miało znaczenia to, że Guillem jest niewolnikiem.

„Urodził się niewolnikiem i wiódł życie niewolnika. Nauczył się kochać w tajemnicy i skrywać uczucia. Niewolnik nie był uważany za człowieka, dlatego gdy był sam – w tym jednym jedynym czasie, gdy czuł się wolny – potrafił sięgać wzrokiem głębiej niż ludzie, którym wolność przesłania duszę. Dawno odkrył miłość łączącą najdroższe mu istoty i modlił się do swych dwóch bogów, by uwolnił je z kajdan, znacznie mocniejszych od tych krępujących jego.
Załkał, choć niewolnikom nie wolno było płakać.”*

Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę. Polecam każdemu kogo interesuje Barcelona, a zwłaszcza jej średniowieczna historia.


5/6


*s. 507.

Muszę się też pochwalić, że recenzja została wybrana na recenzję tygodnia w serwisie nakanapie.pl

środa, 7 lipca 2010

Z życia około książkowego

Mam wakacje. Okropne wyrażenie kompletnie nie oddające tego, co czeka mnie w najbliższych 3 miesiącach. Całe 9 miesięcy narzekałam na miasto, teraz jestem na wsi kilka dni i też niedługo zacznę narzekać. ;) Mama postawiła sobie za cel pokazanie mi, że nie będę miała nawet chwili na czytanie, jeśli będę w domu. Moje czytanie dla niej oznacza, że się po prostu nudzę i trzeba dać mi coś do roboty, jakieś sprzątanie, plewienie czy inne badziewie. Tylko gotowanie mnie interesuje i cieszy, bo w mojej lubelskiej kuchni gotować nie lubię.
No i jeszcze mężczyzna mój pracuje w stolicy, wyjechał na 2 tygodnie teraz.
Także plany pt.: "po obronie wyjeżdżam nad morze, bo go nigdy nie widziałam" legły w gruzach. ;)
I jeszcze wszyscy znajomi wyjechali, albo mieszkają daleko. nawet nie ma się z kim spotkać. A o pracy u mnie nawet nie ma co marzyć.

Ech. No i jeszcze w "stosikowym losowaniu" trafiło mi się tomiszcze "Katedra w Barcelonie".

Dobra, koniec narzekania. Od tej pory tylko optymizm i zdrowa energia!


Dodane: Ach! HISZPANIA W FINALE MISTRZOSTW ŚWIATA! Od dawna na to czekałam :D Z tego miejsca pozdrawiam serdecznie kibiców reprezentacji Włoch, Francji, Brazylii i Argentyny oraz Niemiec (o ile tacy wśród Polaków istnieją) :D

Pozdrawiam z mojego pięknego Roztocza. :)

wtorek, 6 lipca 2010

"Ojciec Chrzestny" M. Puzo


Dziś udało mi się zakończyć „Ojca Chrzestnego” , którego autorem jest Mario Puzo. Książkę przeczytałam pod wpływem bardzo dobrej oceny mojego chłopaka. Jemu udało się pochłonąć ją w 2 dni, mi to chyba z 3 tygodnie zeszło. Oczywiście problemem był brak czasu i obrona licencjatu. Oficjalnie ogłaszam, że obroniłam się w piątek. Uff. Teraz czas na składanie papierów na magisterkę i wakacje. Może to w końcu zwiększy ilość czytanych przeze mnie książek.

„Ojciec Chrzestny” to już chyba klasyka. Nie znam osoby, która nie słyszałaby o niej lub o filmie, który powstał na jej podstawie. Książka opowiada o jednej z sześciu rodzin mafijnych, które działają na terenie Nowego Jorku. Rodzina tą jest Rodzina Corleone, w tym czasie najsilniejsza ze wszystkich sześciu. Donem Rodziny jest Vito Corleone.
Historia rozpoczyna się od przedstawienia historii trzech osób, które znalazły się w potrzebie i zwracają się do dona Corleone. Sprawy Amerigo Bonasery, Johnnego Fontany i piekarza Nazorinego będą jeszcze nie raz pojawiać się w książce. Jednak prawdziwym początkiem i przedstawieniem Rodziny jest wesele jedynej córki dona – Conni. Właśnie wtedy poznajemy wszystkich członków rodziny, ich przyjaciół i wspólników. Czytamy także o sposobie, w jaki don wpływa na życie innych osób i jak rozległe są jego sposoby na pomoc innym.
Powieść składa się z 9 ksiąg. Ja może wspomnę tylko o kilku pierwszych, ponieważ nie chcę za bardzo opowiadać treści. Księga 1 to właśnie ślub Conni i różne sytuacje, które podczas niego wynikają. Opisany jest tam także konflikt z Rodziną Tattagli i Sollozzem, handlarzem narkotyków. Księga 2 to historia Johnnego Fontany i jego życia w Hollywood. Księga 3 opowiada o młodych latach Vita Corleone i jego drogi do stania się donem. Dalszych ksiąg streszczać nie będę, nawet w tych, które opisałam ominęłam ważniejsze sytuacje. Nie chcę nikomu psuć zabawy z czytania tej świetnej książki.
„Ojciec Chrzestny” jest powieścią żywą, wspaniałą, która porusza tak wiele stron życia i pokazuje rodzinę mafijną od środka. Dla mnie może nawet od tej bardziej „ludzkiej strony”. Najważniejszymi pojęciami, jakie pozostaną mi po przeczytaniu tej powieści będzie honor i szacunek. Puzo wykreował tak żywą postać Ojca Chrzestnego, że prawie odczuwałam tej jego wpływ, jaki miał na ludzi mających z nim bezpośrednio do czynienia. Jest to także historia o nienawiści, pogardzie, zemście, miłości i śmierci. A także o tym, że każdy z nas „ma tylko jedno powołanie”, którego nie da się zmienić i nie wolno mu się sprzeciwiać. Odczuwam też, że jest to wspaniała książka o zarządzaniu, bo kto, jak kto, ale Vito Corleone potrafił zarządzać bardzo dobrze i wiedział, kiedy coś jest warte jego zainteresowania i wkładu pieniężnego, a kiedy odpuścić sobie nawet bardzo pieniężnie się zapowiadające interesy.
Każdy z nas na pewno zna też słynne powiedzenie „mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia”, która doskonale przedstawia postawę Dona w interesach. Oraz jego postawa wobec zemsty: „Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna”, a którą Michael wziął sobie do serca.
Całość najdoskonalej opisuje cytat autorstwa Balzaka: „Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia”. Za fortuną Corleone, kryje się ich bardzo bardzo dużo.

Teraz czas na film oraz „Sycylijczyka”.

6/6
Related Posts with Thumbnails