poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Stosik

No to się pochwalę kolejnymi książkami, które zapełniają już moją ostatnią wolna półkę.



"Neapol, moja miłość" i "Śpij, kochanie, śpij" wygrałam w ramach facebook'owych konkursów wydawnictwa Prószyński.
Książki z wydawnictwa Muza zakupiłam w bardzo niskich cenach w Matrasie.
"Podarunek z przeszłości" również jest nagrodą, oczywiście także z fb.
A moje wymarzone "Miasto śniących książek" kupiłam za 15 zł w antykwariacie. :)



A oto i moje przepiękne przypinki :) Z wydawnictwa Prószyński i od Klubu Książki Księgarni Krajowej. Bardzo dziękuję za te prezenty.

"Invictus. Igrając z wrogiem" idzie dość opornie. Ale mam nadzieję skończyć ją przed wyjazdem za granicę.

czwartek, 26 sierpnia 2010

"Smutny to oręż, co nie broni się słowem" M. Mayoral


Na serię Salsa zwróciłam uwagę dzięki jej wielbicielce Futbolowej i myślę, że ja też się nią niedługo stanę. Wydawnictwo Muza, wydało wspaniałe powieści w pięknych, barwnych okładkach, które z daleka przyciągają wzrok i kuszą (teraz, np. w Matrasie) niewielką ceną. Ja na moich ostatnich książkowych zakupach przyniosłam do domu 4 książki z tej serii, dziś zaprezentuję jedną z nich.

„Smutny to oręż, co nie broni się słowem” jest niewielką książeczką, która na małej ilości stron zawiera bardzo wiele treści. Tłem powieści jest wojna, na początku domowa w Hiszpanii, a później światowa. Bohaterkami są dwie siostry: Harmonia i Rosa, których rodzice zajęci są walką dla ojczyzny. Dziewczynkami nie ma się kto zająć pod nieobecność rodziców, ponieważ najbliższa rodzina popiera generała Franco. Zachodzi zatem w rodzinie śmieszny konflikt polityczny, którego ofiarami stają się siostry, najpierw przebywające w sierocińcu w Hiszpanii, a następnie wysłane do Rosji za zgodą rodziców.

"A tata wyjął z plecaka książkę i rzekł:
- Poznacie tam na pewno wielu przyjaciół, ale i tak chciałbym wam to dać, bo przecież wiecie, że książka jest...
- Przyjacielem na całe życie! - wyrecytowały chórem dziewczynki."
(s. 12-13)

Wtedy tak naprawdę rozpoczyna się cała powieść. Czas wojny działa na niekorzyść rozbitej rodziny, Harmonia musi zaopiekować się Rosą i jakoś przeżyć bez rodziców najważniejsze lata swojego życia. Autorka bardzo dobrze przedstawia bohaterów książki, szczególną sympatię wzbudzają główne bohaterki i ich przyjaciel, którego poznają w Rosji. Ta przyjaźń będzie miała dla nich szczególne znaczenie w momentach oddalenia od domu. Książka wzbudza wiele ciepłych uczuć, momentami nawet można uronić łzę. Pokazuje, że nawet w sytuacjach takich jak wojna, strata rodziców, oddalenia od ojczyzny można sobie poradzić. Ludzi, których ciężko doświadczył los, najlepiej się wynagradza. Pięknie w całość historii wpisuje się przypowieść o talentach. Dziewczynki dobrze zrozumiały jej przesłanie i umiały wykorzystać tą wiedzę w swoim życiu. Najbardziej jednak cieszy zakończenie.

"Pan Bóg pisze prosto po liniach krzywych" (s. 97)

Polecam, czyta się szybko, łatwo przywiązać się do bohaterów. Cała historia jest naprawdę piękna.

5,5/6

wtorek, 24 sierpnia 2010

"Służące" K. Stockett


Książka została mi przesłana do recenzji przez portal nakanapie.pl. Trochę zwlekałam z jej przeczytaniem, bo wiedziałam, że czeka mnie coś dobrego, i nie pomyliłam się. Powieść jest piękna, czyta się ją szybko i potem można tylko żałować, że się skończyła.

Akcja powieści toczy się w Jackson w stanie Missisipi w latach sześćdziesiątych XX w. W tym czasie wciąż panuje segregacja rasowa w Ameryce. Jest to naprawdę straszny podział na białych panów i czarnych służących. Przeraża ilość możliwości, gdy można popełnić błąd i wkroczyć na zakazany teren. Każda taka sytuacja jest surowo i bezmyślnie karana. Przykładem może być ciężkie pobicie czarnego chłopaka, który przypadkiem wszedł do ubikacji dla białych.

„Murzynom i białym nie można korzystać z tych samych publicznych dystrybutorów wody, kin, publicznych toalet, boisk do baseballu, budek telefonicznych i cyrków. Muni nie mogą chodzić do tej samej apteki a ni kupować znaczków w tym samym pocztowym okienku co ja.” (s. 223)

W atmosferze nierówności rasowej, autorka wykreowała szereg barwnych postaci, zarówno wśród białych, jak i czarnych mieszkańców Jackson. Głównymi bohaterkami są dwie służące: Aibileen i Minny oraz biała kobieta, panienka Skeeter, niezgadzająca się na poniżanie innych, tylko ze względu na ich odmienny kolor skóry. Skeeter jest samotna, wie że po studiach jej przyjaźń z kobietami z Jackson osłabła i mimo jej szczerych chęci nie da się jej odbudować. Niekorzystnie na jej stosunki z byłymi przyjaciółkami wpływa nienawiść jednej z nich do czarnych mieszkańców miasta. Kroplą, która przepełniła czarę, jest inicjatywa sanitarna dla kolorowej służby w każdym domu, która wymyśliła była przyjaciółka Skeeter - Hilly. W wyniku wielu sytuacji, zbliża się do służących, z którymi wpada na bardzo ryzykowny pomysł. Dzięki książce z wywiadami ze służącymi chce zmienić coś w postępowaniu ich pracodawców i pokazać światu jak naprawdę wygląda praca czarnej kobiety dla białej pani. Ich dążenie do celu, pomimo strachu o siebie i swoje rodziny nakłania do pomocy nad książką inne kobiety. Wszystkie chcą zmienienia sytuacji, albo chociaż pokazania, że także są ludźmi.

„Czy nie taki był sens książki? Czy nie chodziło o to, żeby kobiety zrozumiały: ‘Jesteśmy tylko dwiema istotami ludzkimi, nie tak znowu wiele nas dzieli. Znacznie mniej, niż sądziłam’.” (s. 539)

Życie w Ameryce w tym czasie było ciągłym tworzeniem podziałów i granic. Wydawało się, że ludzie robią coraz więcej by oddzielić dwie strony miasta. Nie chcieli dostrzec, że służba tak naprawdę wychowuję ich dzieci, że mimo tych wszystkich chorób, które niby przenosili, ich pracodawcy zgadzali się na ciągłą obecność służby w domu i przygotowywanie posiłków. Ciężko było im się przyznać, że dla niektórych czarna służba była bliższa niż większość krewnych.

Lektura powieści wzbudza wiele emocji, od złości, przez nadzieję, aż do radości. Autorka bardzo płynnie poprowadziła historię dzięki narracji trzech bohaterek, które zmieniając się pozwoliły czytelnikowi zobaczyć cała sytuację z każdej strony. Na książkę można spojrzeć także w wymiarze uniwersalnym, jako opowieści o walce z barierami i ograniczeniami, jakie stwarza dla każdego z nas społeczeństwo.

Dla mnie ogromnym plusem jest także gwarowy język Aibileen i Minny, który dodał powieści autentyczności.

Zdecydowanie polecam! 6/6

piątek, 20 sierpnia 2010

"Wzgórza Toskanii" F. Máté


„Wzgórza Toskanii” wybrała mi Patrycja Antonina w „stosikowym losowaniu”. Dobrze się nawet stało, bo obrzucana z każdej strony nowymi tytułami książek o Toskanii i Włochach wcale nie miałam zamiaru jej ruszać. Do lektury tej książki podeszłam z niewielkimi wymaganiami i chyba dobrze się stało, ponieważ przy większych oczekiwaniach odłożyłabym ją po 3 rozdziałach. Dobrnęłam jednak do końca i muszę stwierdzić, że nie było aż tak źle.

Książka jest zbiorem wspomnień autora o początkach jego przygody w Toskanii. Razem z żoną podróżował po całym świecie, jednak dopiero tam odnalazł swój przysłowiowy raj. Bez znajomości języka, dają sobie 4 tygodnie na znalezienie wymarzonego domu. Całość podzielona jest na dwie części: w pierwszej pisarz poszukuje domu i próbuje przyzwyczaić się do toskańskiego trybu życia, a w drugiej urządza już swój wymarzony domek i wtapia się całkowicie w Toskanie. Máté oprowadza nas po wzgórzach i dolinach tej pięknej krainy pełnymi szczegółów opisami. Momentami są one aż za drobiazgowe i zdecydowanie niepotrzebne. Mnie osobiście naprawdę było ciężko się do nich przyzwyczaić. Musiałam sobie wmawiać, że odczucia mają to do siebie, że są osobiste, subiektywne i często bardzo emocjonalne. Później poszło już z górki.



Pomijając opisy, autor przedstawia naprawdę piękne miejsca, które staram się ujrzeć oczami swojej wyobraźni. Zazdroszczę mu fascynujących, małych, średniowiecznych miasteczek, tajemniczych ruin, tej prawdziwiej bliskości natury. Od tej pory Toskania będzie dla mnie połączeniem różnych odcieni żółci, zieleni i błękitu. Urzekł mnie fragment o małych sklepikach, które górują nad bezosobowymi supermarketami. W tych małych pomieszczeniach toczy się prawdziwe życie i można odczuć bliskość innych osób. Zewsząd słychać głośne śmiechy, rozmowy, a nawet krzyki i wrzaski, które są dla nich normalnym zachowaniem, a do czego trudno początkowo przyzwyczaić się autorowi. Ważnym elementem toskańskiego życia dla autora, jak i jej mieszkańców są posiłki. Obiad jest najważniejszą częścią dnia i poświęca się mu bardzo wiele czasu. Czytając o aromatycznych mięsach, słonecznych pomidorach, serach, oliwkach i hektolitrach wypijanego wina, miałam ochotę zabukować bilet do Włoch i sama poszukać swojego raju.
Pisarz przytacza także wiele naprawdę śmiesznych anegdot i historii. Pierwsze pojawiają się już przy kupnie domu, kolejne przy zakupie mebli, poznawaniu nowych przyjaciół, pierwszych żniwach czy winobraniu. Moją ulubioną jest jednak historyjka o soli:

„Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do głośnych rozmów, ale nagle doszło do ostrego spięcia między Carlą i Frankiem. Paolucci krzyczał gniewnie. Córka nie pozostawała dłużna, i tak w kółko. Ani Candace, ani ja nie rozumieliśmy ani słowa, ale było oczywiste, że jesteśmy świadkami jakiejś rodzinnej kłótni. Candace nachyliła się do mnie i powiedziała:
- Wydaje mi się, że postanowiła wyprowadzić się z domu.
W miarę jak krzyki osiągały apogeum, zapytaliśmy Giovannę – która jadła niczym nieporuszona i gawędziła z babcią – jakie to nieszczęście się wydarzyło. Spojrzała na nas jakbyśmy oszaleli.
- O czym oni mówią? – Candace nie dawała za wygraną.
- O soli. – odparła.
- O czym!?
- O soli. Franco poprosił o sól, a ona odparła, że przecież jest koło niego, on zapytał gdzie dokładnie, na co ona odpowiedziała, że sól jest za koszykiem z chlebem, on powiedział, że jej nie widzi, a ona oświadczyła, że mu ją poda. I tyle.
- To dlaczego tak wrzeszczą?
- Ponieważ, moja droga, jesteśmy we Włoszech! – wrzasnęła.
Nikt nawet nie mrugnął okiem.”




Máté pisze językiem prostym, a przy tym pełnym określeń różnych rzeczy, tworząc przez to naprawdę rozbudowane zdania. Oczywiście nie brakuje w nich błędów, ale nie wiem czy to po prostu nie jest wina tłumaczenia.

Książka przede wszystkim dla miłośników Toskanii i Włoch, których jak wiem jest coraz więcej. Ja jednak do końca przekonana nie jestem. Bo mimo wszystko to jakieś za idealne. Na półce czeka kolejna część. Może kiedyś dam jej szansę.

4/6

wtorek, 17 sierpnia 2010

"W proch się obrócisz" Y. Sigurdardottir


Za sprawą wyzwania Krajów Nordyckich ostatnio odkrywam dużo skandynawskich kryminałów. Nazwisko autorki wpadło mi w oko na blogu Mary i od razu kupiłam książkę na allegro. Okazało się, że jest to już trzecia część przygód prawniczki Thory. Mimo tego postanowiłam nie kombinować i brać się za czytanie, bo termin wyzwania nadchodzi a ja dalej nic islandzkiego nie przeczytałam. ;)

Thorze tym razem trafia się dość dziwna, ale niby zarazem prosta sprawa Markusa, który chce wynieść coś z piwnicy swojego domu, który został zasypany popiołem w wyniku wybuchu wulkanu w 1973 roku. Zyskał taką możliwość, gdy archeolodzy odkopali jego dom z popiołów. Sprawy komplikują się, gdy okazuje się, że w pudle tak interesującym jej klienta jest ludzka głowa. Dodatkowo obok niej leżą trzy ciała. Prosta sprawa zamienia się w bronienie klienta podejrzanego o zabójstwo.

Wszystko nieodłącznie wiąże się z wybuchem wulkanu Eldfell 23 stycznia 1973 roku na wyspie Heimaey. Zniszczona zostaje wtedy duża część wyspy, a jej mieszkańcy musieli ratować się wyjazdem na stały ląd. Wtedy też zdarzyły się wszystkie wydarzenia, do których musi dotrzeć Thora by obronić Markusa. Niestety wielu z tych, którzy coś wiedzieli już nie żyją, a pozostali uparcie wymazują ostatnie dni na wyspie z pamięci.



Do trzech ciał i głowy dochodzi jeszcze zabójstwo pielęgniarki, która mogłaby oczyścić Markusa z zarzutów. W tym wszystkim musi odnaleźć się prawniczka oraz sekretarka z kancelarii Bella. Islandzka policja jakoś niewiele robi, a często także pomija wiele dowodów.

Z czasem śledztwo staje się coraz bardziej zagmatwane. Dodatkowo Thora ma problemy w życiu osobistym, z byłym mężem, córką, synem i synową oraz wnukiem. Wielkim znakiem zapytania jest także mężczyzna, z którym na nadzieję się związać i ustabilizować życie uczuciowe.

Książkę czytało się bardzo dobrze, choć momentami była trochę zagmatwana i przynudzająca. Akcja nabiera tempa szczególnie w drugiej połowie kryminału, a zakończenie bardzo zaskakuje. Dodatkowo przyciąga tło rozgrywanej akcji, którym jest zimna i pokryta lawą Islandia.



5/6

Na pewno sięgnę po wcześniejsze części przygód Thory. :)

PS. Zapomniałabym wspomnieć: strasznie denerwowało mnie określenie "w Necie", "na Necie", że jeszcze skrót to i z dużej litery. Paskudnie.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Powrócone ;)

Dziś wróciłam. Wyjazd mogę zakwalifikować do średnio udanych niestety. Pogoda dopisywała nam tylko przez pierwszy dzień, później prawie cały czas lało i zamiast martwić się, że poparzę sobie stopy o piasek, to trzęsłam się z zimna w moich letnich kreacjach. Męczyło także ciągłe gadanie w radio, że w całej Polsce niby tak upalnie i że 34 stopnie jest.
Z tej racji nie mam też prawie żadnych zdjęć, bo ciągłe robienie ich w domku było monotonne...
Mecz jak większości pewnie wiadomo zakończył się porażką. Dodatkowo moi sąsiedzi na trybunie po 20. minutach postanowili kibicować Kamerunowi i wyzywać Polaków od ciot itd. Oczywiście mecz poległ także organizacyjnie, gdyż wstawiono jakieś śmieszne 6 brameczek i do tego sprawdzano dowody, gdyby kibice nie "weszli z bramą" mogłabym obejrzeć dopiero druga połowę pewnie, choć w kolejce stałam już 1,5h przed meczem.
Na szczęście dopisało towarzystwo, choć początkowo miałam obawy z racji tego, że znałam tylko 3 kolegów z całej ekipy. Było śmiesznie, a te nasze wypady na dyskoteki o 1 w nocy i poranne powroty przejdą do historii. :)
Podsumowując najważniejsza jest atmosfera i dobrzy ludzie, z którymi już jestem umówiona na kolejny wyjazd. :)

Oczywiście książka prawie nie ruszona, nocne powroty w pociągu przez 10 godz. jakoś nie nastrajają do czytania.

PS. KULTURALNIE na Facebook'u ;) Zapraszam, choć dopiero to rozbudowuję.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

W końcu wakacyjny wyjazd!

Nareszcie wyruszam na prawdziwy wakacyjny wyjazd - na jakim nie byłam od lat. Kierunek - Szczecin (na mecz Polska - Kamerun), a potem Dziwnów, żeby PIERWSZY raz w życiu zobaczyć morze. Ale najpierw do Warszawy, gdzie zobaczę Muzeum Powstania Warszawskiego po raz kolejny, a także Powązki. Trzeba wykorzystać każdą chwilę.
Cieszę się bardzo, dodatkowo dlatego, że wyjeżdżam w przemiłym towarzystwie najlepszych kolegów. :)

Wracam w następny poniedziałek, albo i później. ;)

Z książek jeszcze nie wiem co zabiorę, ale pewnie wciąż czytany przeze mnie kryminał "W proch się obrócisz" oraz Mendozę. :)

piątek, 6 sierpnia 2010

"Pochwała macochy" M. V. Llosa


To już moja chyba piąte spotkanie z Llosą. Ledwo się skończyło, a ja już nie mogę doczekać się następnego.

„Pochwała macochy” przedstawiana jest jako powieść, którą „powinno się spalić, nie czytać jej, odłożyć z powrotem na półkę”, ponieważ jest „zbyt rozpasana, perwersyjna i wyuzdana”... Osobiście uważam, że wcale aż taka nie jest, może dlatego że żyję w obecnych czasach, w których ciężko jest kogokolwiek zadziwić. Owszem jest erotyzm, seks, może nawet lekka perwersja, ale nie w takiej dawca, której się początkowo spodziewałam. Choć na pewno znajdą się osoby, które ta książka przerazi i odrzuci.

Książka rozpoczyna się w dniu 40. urodzin doñi Lukrecji, która otrzymuje laurkę od Fonsita, syna jej męża z pierwszego małżeństwa. Nie wie jeszcze, że ta niewinna karteczka rozpocznie lawinę zdarzeń, o których nikomu by się nie śniło. Jej mąż, don Rigoberto jest miłośnikiem sztuki erotycznej. Opisy jego obrazów pojawiają się aż 6. razy w całej powieści. Dodatkowo świetnie komponując się z całą historią, jaka rozgrywa się w jego domu.

Po raz kolejny rozpływam się w zachwycie nad okładką książki. Pani Katarzyna Borkowska naprawdę bardzo się postarała. Moim zdaniem jest to jedno z najpiękniejszych wydań książek (bo mówię tu o całej serii) jakie widziałam. Cieszę się także, że wydano edycje z ilustracjami, dodającą całej powieści takiego idealnego wykończenia.

Llosa posługuje się językiem w bardzo ciekawy sposób, bawi się słowami, wciągając w czytelnika w grę słowną. Wydaje się, że nie ma dla niego barier, a słowa potrafi dostosować do każdej sytuacji. To także ma bardzo duży wpływ na moje uwielbienie do jego powieści.

Wydawca zadał pytanie „kto jest krętaczem?”, ja już wiem kto nim jest. A teraz czas byście przekonali się i Wy. :) Choć jednocześnie krętaczem jestem też ja, przeczytałam książkę, której nie powinnam czytać i jestem z tego dumna.

5/6

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

"Smilla w labiryntach śniegu" P. Høeg


„Smilla w labiryntach śniegu” należy do literatury duńskiej, czym doskonale wpisuje się w przerabiane na czas wakacji przeze mnie książki skandynawskie. To moje drugie podejście do tej powieści, za pierwszym razem oddałam ją nie czytając. Uważam, że do niektórych lektur trzeba dorosnąć, do tej także.

Wydawca przedstawia książkę Høega jako niezwykłe połączenie wątku kryminalnego i epickiej wielowarstwowości, które zawiera elementy książki sensacyjnej i literatury psychologicznej. Mogę się z tym zgodzić, choć czytając widzi się, że część kryminalna jest tak naprawdę tylko tłem dla tworzenia wspaniałego studium postaci ludzkiej.

Powieść rozpoczyna się od pogrzebu Esajasa, chłopca który był bardzo bliski Smilli i mechanikowi. Według policji to był nieszczęśliwy wypadek, jednak Smilla, która zna go lepiej uważa inaczej. Jej odczucie jest motorem napędowym kolejnych zdarzeń i sytuacji, które mają miejsce w książce.

Główną bohaterką powieści jest Smilla Jaspersen, córka Eskimoski i duńskiego lekarza. Żyje ona jednocześnie w dwóch światach: Grenlandii z dzieciństwa, gdzie się wychowała i żyła razem z matką i bratem oraz Danii do której sprowadził ją ojciec, chcą posiadać blisko siebie namiastkę kobiety, która zawsze kochał. Smilla ciężko znosi trudy życia w Danii, miejsca gdzie jest pełno biurokracji, tak innego od życia na wolności, które dawała Grenlandia.

„Nie lubię być pod nadzorem. Nienawidzę kart do obijania i ruchomego czasu pracy. Mam alergię na zbiorcze rejestry. Brzydzi mnie kontrola paszportowa i akty urodzenia. Obowiązek szkolny, obowiązek udzielania informacji, obowiązek utrzymania rodziny, obowiązek zadośćuczynienia za szkody, obowiązek dochowania tajemnicy, całe to potworne grzęzawisko państwowych organów kontroli, żądań, walących się na głowę po przyjeździe do Danii, które na co dzień wypieram ze świadomości.” (s. 298)

Opis książki na okładce jest dla mnie odrobinę mylny, w ogóle nie widzę w kontaktach Smilli z mechanikiem „cudownie erotycznego, pełnego uczucia love-story”. Owszem, jest seks, jest jakieś uczucie, fascynacja, ale opis wydawcy bardziej kieruje nasze myśli w stronę szczęśliwego zakończenia rodem z komedii romantycznych. Niestety nic takiego nie następuje.

Pozwalając odkryć coś z fabuły dodam, że Smilla prowadząc swoje dochodzenie odkrywa coś o wiele większego niż się jej początkowo wydawało. Dla tej sprawy ginął ludzie, dla niej także ona naraża swoje. Wraz z pierwszą myślą wypowiedzianą na głos, że policja coś ukrywa, że za szybko kończy śledztwo staje się zwierzyną, na którą zaczynają polować prawdziwi drapieżcy.

Książka pełna jest intelektualnych twierdzeń, geograficznych i geologicznych spostrzeżeń. Pisana pięknym językiem, którego nie traci nawet podczas narad i naukowych dysput. W swej niebywałej urodzie jest jednocześnie literaturą niełatwą, wymagająca pełnego skupienia podczas jej czytania. Absorbuje i skupia uwagę. Uważam, że jest to doskonałe studium samotności, jaka może dotknąć człowieka. Nie umiem sobie wyobrazić jak musi się czuć osoba, która po wielu latach bycia osobno, pozwala sobie na uczucie, które może okazać się jedynie grą?

„Miłość rodzi się z nadmiaru energii; umiera, gdy skupia wszystkie siły na przetrwaniu, kiedy absorbują go problemy takie jak głód, sen czy potrzeba bezpieczeństwa.” (s. 397)

Tłem powieści jest zimna Dania, a także arktyczne lody Grenlandii. Książka obfituje w wiele opisów skandynawskich krajobrazów, zamrażając czytelnika chłodem. Doskonale komponują się one z treścią książki, która nie jest lekkim, przyjemnym czytadłem. Całość dopełnia zakończenie, które mogę obiecać, że zaskoczy każdego.

5/6
Related Posts with Thumbnails