środa, 27 kwietnia 2011

"Złodziej magii" S. Prineas

Historie dzieci, które odkrywają w sobie nadprzyrodzone zdolności, wykorzystywane są dość często w literaturze. Z lepszym i gorszym skutkiem. Niemniej kierowane są do dzieci, które tak naprawdę nie wymagają za dużo od czytanej książki. Wystarczy im bohater w podobnym do nich wieku, przeżywający fascynującą przygodę, której przy odrobinie wyobraźni mogliby doświadczyć sami. Ten opis pasuje także do pierwszej części trylogii „Złodziej magii” Sarah Prineas, która z pewnością spodoba się młodym czytelnikom.

Głównym bohaterem książki jest Conn, sierota i złodziej, wychowujący się na ulicach Wellmet. Pewnego dnia natrafia w zaułku na starca poruszającego się o lasce i postanawia go okraść. Nie wie jeszcze, że to spotkanie zmieni na zawsze jego życie. Starzec okazuje się potężnym magiem, a skradziony przedmiot to jego locus magicalius – nieodłączny element wyposażenia każdego czarodzieja. W normalnych okolicznościach kamień powinien zabić każdego, kto ośmieli się go dotknąć, jednak chłopcu właściwie nic się nie stało. Mag Nevery postanawia przygarnąć chłopca i przyjrzeć się bliżej jego zdolnościom. Czy Conn zmieni swoje życie i uratuje magię znikającą z jego rodzinnego miasta?

Książka ma dość niestandardowy rozmiar, co początkowo powodowało u mnie uczucie dyskomfortu. Podejrzewam jednak, że dzieciom łatwiej ją utrzymać w rękach, i właśnie tym kierował się wydawca. Warto zwrócić uwagę na stronę graficzną powieści - ilustracje autorstwa Antonio Javiera Caparo z pewnością umilą czytanie. Ciekawym dodatkiem jest także runiczny alfabet, dzięki któremu młodzi czytelnicy mogą odczytać zaszyfrowane w tekście wiadomości. Autorka dodała także przepisy na biszkopty, które są jednym z posiłków bohaterów książki.

Choć ja już dawno skończyłam dziesięć lat, to przyznam, że całkiem fajnie czytało mi się „Złodzieja magii”. Podejrzewam jednak, że dzieci i młodzież będą się przy niej bawiły jeszcze lepiej. Książka jest dość schematyczna, jednak nie skreślałabym jej za to.

Uważam, że „Złodziej magii” nadaje się idealnie na prezent dla młodego czytelnika.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Jaguar.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Stosik poświąteczny

Święta, święta i po świętach. Teraz pozostało zmęczenie i wstręt do potraw z jajkami. Przez ten czas przeczytałam zaledwie kilka stron, ponieważ zdecydowałam, że wolę poświęcić ten czas na spotkania z rodziną i znajomymi.

Z powodu przygotowań, nie miałam kiedy pokazać stosika z poprzedniego tygodnia, więc dziś to nadrabiam:



"Sorry" - do recenzji od wyd. Telbit

"Na gorącym uczynku" - do recenzji od wyd. Albatros. Dawno nie czytałam już Cobena, więc z przyjemnością zagłębie się w lekturze jego najnowszej książki.

"Grzechotka" - wygrana u Leny. Dzięki bardzo :)

"Duchy i zjawy wielkopolskie" - duchy i zamki, czyli mój ukochany temat. Wygrzebana w Matrasie.


Zmęczenie poświąteczne w swojej największej fazie. Może jutro trochę ruszę mózgiem i sklecę recenzję. 

sobota, 23 kwietnia 2011

"We własnym gronie" M. Jungstedt i życzenia :)

„We własny gronie” to trzecia książka Mari Jungstedt, opowiadająca o śledztwach prowadzonych przez komisarza Andersa Knutasa. Dzięki znajomości poprzednich tomów, gładko można zagłębić się w historię toczącą się na Gotlandii. Można nawet powiedzieć, że z bohaterami znamy się już całkiem nieźle, a lektura książki to jakby odwiedziny u dawno niewidzanych przyjaciół.

Na Gotlandię po raz kolejny zawitało lato. Przed wakacjami na wyspie rozpoczął się międzynarodowy kurs archeologiczny, podczas którego studenci z różnych krajów badają pozostałości po osadzie wikingów. W tym samym czasie dwie małe dziewczynki odnajdują na pastwisku nieżywego kuca z odrąbaną głową. Policja w Visby chce jak najszybciej ująć zabójcę zwierzęcia, by uspokoić zdenerwowaną tym bestialskim czynem opinię publiczną. Niestety czas mija, a śledztwo nie rusza naprzód. Pewnego dnia ginie jedna z uczestniczek kursu archeologicznego, Holenderka Martina Flochten. Nikt nie wie co się mogło z nią stać. Od razu wykluczono ucieczkę, gdyż wszystkie jej rzeczy pozostały w schronisku, w którym mieszkała. Kilka dni później jej ciało odnajduje mężczyzna, który wybrał się na spacer z psem. Sekcja zwłok wskazuje, że morderca postanowił pozbawić ją życia na trzy różne sposoby. Policjanci dochodzą do wniosku, że mogło to być morderstwo rytualne. Dochodzenie i przesłuchania świadków nie przybliżają organów ścigania do odkrycia tożsamości sprawcy. Presja rośnie, gdy pojawia się kolejna ofiara, zabita w ten sam sposób, co młoda studentka…

Mari Jungstedt po raz kolejny zabiera nas w podróż na Gotlandię, na której grasuje seryjny morderca. Akcja wciąż toczy się dwuetapowo. Z jednej strony mamy śledztwo prowadzone przez Knutasa i spółkę, a z drugiej miłosne perypetie Emmy i Johana. Każda z historii posuwa się swoim tempem. Autorka pewnymi wstawkami pozwala nam także na zbliżenie się do mordercy, jednak w żaden sposób nie możemy odkryć jego tożsamości posiadając tak niewiele informacji.

Powieść wciąga i pozwala na jakiś czas skutecznie oderwać się od otaczającej rzeczywistości. Z przyjemnością przeczytam kolejne tomy serii, które jak wiem mają duże grono fanów poza granicami Polski.




Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Bellona.





Chciałabym Wam także złożyć w tym miejscu najlepsze życzenia z okazji Świąt Wielkanocynych. Zdrowia, szczęścia, miłych dni w rodzinnym gronie oraz dobrej pogody i czasu na czytanie oczywiście.

Jako że dziś wypada także Światowy Dzień Książki to życzę Wam tego podwójnie. I oczywiście jak najwięcej książek Kochani!


piątek, 22 kwietnia 2011

"Proroctwo sióstr" M. Zink

Większość ludzi postrzega siostry bliźniaczki jako identyczne dziewczyny, mające wspólny pokój, grono przyjaciół, zainteresowania i marzenia. Są jakby nierozłączne i mocno ze sobą związane. Tak to wygląda na zewnątrz. Jednak nie zawsze bliźniacze więzi to radość dla obu sióstr, a czasem, jak w powieści „Proroctwo sióstr” to nawet duże niebezpieczeństwo.

Siostry bliźniaczki, Lia i Alice Milthorpe zostają sierotami. Śmierć ojca była ciosem dla wszystkich w rodzinie. Dodatkowo nastąpiła ona w niewyjaśnionych okolicznościach, a ciało znaleziono w pokoju, do którego nikt od dawna nie wchodził. Bliźniaczki w starym domu mają teraz mieszkać jedynie z niepełnosprawnym bratem i ciotką Virginią. W dniu śmierci ojca na nadgarstku Lii pojawiło się tajemnicze znamię, którego pochodzenia nie potrafiła wyjaśnić. Wiedziała jednak, że już kiedyś widziała podobny znak w książce swojego ojca. W celu wyjaśnienia tajemnicy udaje się do biblioteki, w której jej chłopak i jego ojciec katalogują książki należące do zmarłego. James odnajduje podczas pracy starą książkę, którą bardzo chciał pokazać Lii, ponieważ uważał że ojciec schował ją dla niej. Treść starego proroctwa jeszcze bardziej zwiększa obawy dotyczącą znamienia i samego przesłania przepowiedni. Czyżby ona i Alice mogły być siostrami, o których mowa w książce? Której z nich przypadnie wykonanie zadań należących do Strażniczki, a która będzie Bramą? W tym momencie Lia wie, że to co widziała poprzedniej nocy w Czarnym Pokoju to nie przypadek, a Alice może wiedzieć na temat przepowiedni więcej niż chce pokazać.

Narratorką powieści jest Lia, która tak jak Alice ma szesnaście lat. Od dłuższego czasu nie czuje się związana z siostrą, a nawet coraz częściej unika jej towarzystwa. Śmierć ojca ostatecznie rozdzieliła siostry, a tajemnicze proroctwo sprawiło, że stały się dla siebie śmiertelnymi wrogami.

Akcja powieści toczy się pod koniec XIX wieku i zawiera wszelkie elementy charakterystyczne dla tamtej epoki. Stare proroctwo, tajemnice i mitologia w niesamowity sposób łączą się w tej powieści i przyciągają czytelnika. Szkoda tylko, że autorka całą historię przedstawia z jednej strony, nie pozwalając dojść do głosu Alice. Nie spodziewałam się, że jestem w stanie tak szybko i z takim zainteresowanie przeczytać książkę przeznaczoną dla młodzieży. Z przyjemnością sięgnę także po pozostałe części tej trylogii.

Chciałabym także zwrócić uwagę na piękną oprawę graficzną książki, która bardzo do niej pasuje.



Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Telbit.

wtorek, 19 kwietnia 2011

"Noc w bibliotece" A. Christie

Królowej kryminału chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Jest nią bezapelacyjnie od dawna Agatha Christie. Wszystkie jej powieści zawsze są świetną lekturą. Intryga jest przemyślana, pełna zagadek, podejrzanych zawsze kilku, a detektyw prowadzący sprawę zazwyczaj na długo przed końcem książki wie, kto jest przestępcą. Czytelnik jest najczęściej tak zagmatwany, że z rozwiązaniem zagadki jest daleko w tyle. Oto chyba głównie chodzi w kryminałach, by próbować, kombinować, rozmyślać, chcieć wytropić sprawcę, ale jednak zawsze na koniec być zaskoczonym. Tego w kryminałach Christie możemy się zawsze spodziewać.

Pewnego ranka w bibliotece pułkownika Bantry’ego służąca znalazła ciało młodej dziewczyny. Nikt z mieszkańców rezydencji nie przyznaje się, by kiedykolwiek widział ofiarę na oczy. Wiadomość roznosi się po okolicy, fakty stawiają pułkownika w bardzo negatywnym świetle. Przecież nie jest już młodym mężczyzną, ma żonę, ustabilizowaną pozycję społeczną, a tu taka wpadka. Sprawy nie poprawia wiadomość o tożsamości dziewczyny. Do akcji wkracza policja, ale także panna Marple, którą sprowadziła żona Bantry’ego. W czasie śledztwa wychodzi na światło dzienne coraz więcej informacji związanych z denatką. Tym samym rośnie krąg podejrzanych, jednak większość z nich ma pewne alibi. Policja jest w kropce, panna Marple także nie znajduje punktu zaczepienia. Jednak podczas pewnej rozmowy trafia na ślad, który doprowadzi ją do mordercy…. Bo czasem ważniejsza jest umiejętność słuchania i kojarzenia faktów niż wszystkie policyjne procedury.

W kryminałach Agathy Christie jest dwóch głównych bohaterów, którzy jednak nigdy nie występują w tych samych powieściach. Jest to bardzo dobry zabieg, autorka dzięki temu stworzyła dwie charakterystyczne i chyba już kultowe postacie detektywów: Herkulesa Poirota i Jane Marple. Nie ukrywam, że uwielbiam Poirota, ale książki z udziałem panny Marple także są ciekawą lekturą.

Christie stworzyła ciekawą intrygę, etapowo rozbudowując akcję, tradycyjnie rozpoczynając jednak od mocnego wstępu będącego osią całej historii. Z przyjemnością mogę się przyznać, że nie odkryłam mordercy, a pomysł jego wykrycia bardzo mi przypadł do gustu. Dla wielbicieli kryminałów autorki to obowiązkowa pozycja.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Nowe nowe... książki ;)

Jak co tydzień listonosz/kurier zrobili do mnie kilka wycieczek. W celach wiadomych. Podejrzewam, że mają mnie już lekko dość ;) Ale żeby nie owijać w bawełnę:



Od dołu:

"Zawód: fotograf", "Gościu. Auto-bio-Grabaż" i "Jeden dzień" - od Amazonka.pl. Bardzo się cieszę, super pozycje. 

"Nowe nowe media" - od wydawnictwa WAM, bardzo potrzebna pozycja do magisterki.

"Na północ od Capri"
- od wyd. Prószyński

"Dyskretne symetrie" - wygrana na blogu Katarzyny.

"Księga Sandry" - od wyd. Initium.

"Z Miśkiem w Norwegii" - od wydawnictwa Prószyński.




Ostatnio nie mam jak i kiedy skorzystać z komputera, internetu itd. Niestety laptop w naprawie. Co za tym idzie nie mam jak pisać recenzji, choć książki czytam. Ale dziś niedziela, wolne, więc... coś się pewnie ruszy w tej sprawie. Jak to dobrze, że siostrę odwiedziły koleżanki i nie będzie narzekać, że korzystam z jej laptopa.

piątek, 15 kwietnia 2011

"Elizabeth i jej ogród" E. von Arnim

Wiosna sprzyja pracom w ogrodzie, sadzeniu kwiatów, plewieniu, doglądaniu ich oraz radości z każdej kwitnącej rośliny. Szczególną radość takie prace sprawiają osobom, które nie muszą się już troszczyć o nic innego. Mają piękny dom, służbę, niańkę do dzieci oraz wszelkich pomocników. Nie mając zajęć, taka osoba może poświęcić swój czas zainteresowaniom i przyjemnościom. Czasami takim hobby jest przydomowy ogród, a pragnienie pięknych sadzonek jest ważniejsze niż nowa suknia. Przykładem takiej osoby jest autorka książki „Elizabeth i jej ogród”, hrabina von Arnim.

Akcja autobiograficznej książki toczy się w pomorskich włościach hrabiostwa, we wsi Nassenheide (obecnie Rzędziny). Elizabeth wyjechała tam z mężem by otworzyć szkołę, jak nakazywała tradycja. Podczas pobytu na terenie posiadłości zachwyciła się uśpionym jeszcze ogrodem. Postanowiła porzucić miasto i zamieszkać na wsi, poświęcając cały swój czas przywróceniu świetności zarośniętemu ogrodowi otaczającemu dwór. Swój pamiętnik zaczęła pisać 7 maja, rozpoczynając go słowami: „Kocham mój ogród”. Prowadziła go przez 11miesięcy, co jakiś czas dopisując coś nowego. Książka jest skarbnicą wiedzy o trudach prac w ogrodzie, zakupie nowych sadzonek i nasion, rozmieszczeniu ich na licznych rabatach, tak by były w odpowiednich dla siebie miejscach. Elizabeth jako żona dziedzica, nie mogła sama niczego posadzić, a jej tłumaczenia i wskazówki nie zawsze były rozumiane przez szybko zmieniających się ogrodników. Dawało to, więc często bardzo różny efekt, w większości daleki od zamierzonego.

Autorka z humorem przedstawiła zwyczaje i zachowania mieszkańców pomorskiej wsi. Opisała także anegdoty z życia wyższych sfer, z którymi z racji swej pozycji także miała częstą styczność. Elizabeth swoim zachowaniem pokazała, że żona hrabiego nie musi być damą oczekujących ciągłych wygód. Pięknymi słowami opisała otaczającą ją przyrodę i trzeba przyznać, że potrafiła ją docenić. Bo cóż może być przyjemniejszego niż lektura pasjonującej książki pod rozłożystym drzewem w ciepły letni dzień?

Książka z pewnością zainteresuje osoby kochające przyrodę i przebywanie na łonie natury. W odbiorze powieści nie przeszkadza to, że słowa autorki pochodzą sprzed ponad 100 lat. Może nawet dzięki temu czyta się ją z taką przyjemnością i ciekawością? Bardzo ciekawym dodatkiem są także zdjęcia obrazujące obecne tereny hrabiostwa i dawny, nie istniejący już dwór, w którym mieszkała autorka.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa MG.

środa, 13 kwietnia 2011

"1Q84"(tom 2) H. Murakami

Kolejny raz zagłębiłam się w świecie roku 1Q84. W tej rzeczywistości na niebie są dwa księżyce. Jednak nie wszyscy mogą je zobaczyć, żyją jakby nie wiedząc, że nie ma już roku 1984. Są nieświadomi zmian i nieczuli na drobne odchylenia rzeczywistości od ich standardowego pojmowania. Tacy ludzie nigdy nie zobaczą Little People ani powietrznej poczwarki.

Drugi tom trylogii 1Q84 wciąga jeszcze bardziej niż pierwszy. Bez niepotrzebnych wstępów Murakami przedstawia nam dalszą historię Aomame i Tengo. Zgrabnie kontynuuje przerwane wątki, nie pozwalając nudzić się czytelnikowi. Aomame dostaje ostatnie zlecenie od Starszej Pani, nie jest ono łatwe, a po jego wykonaniu nic w jej życiu może nie być już takie samo. Tengo po wydaniu „Powietrznej poczwarki” stara się żyć normalnie. Powrócił do pracy na kursach, a w wolnych chwilach stara się pisać swoją powieść. Niestety w jego otoczeniu zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. Najwyraźniej Little People nie potrafią zapomnieć, że pomógł w wydaniu powieści, która opisuje ich istnienie. Tengo i Aomame coraz częściej o sobie myślą, tylko czy rzeczywistość w jakiej się znaleźli powoli się im spotkać?

Choć nie czytałam innych książek Murakamiego, to czuję się zafascynowana. Już dawno nie czytałam książek, których autor miałby tak wielką wyobraźnię, a jednocześnie świetny warsztat pisarski. W tych dwóch tomach jest prawie wszystko: fantastyka, kryminał, sensacja, a także świetna historia, która wciąga i nie daje o sobie zapomnieć. Język, jakim posługuje się autor wydaje się lekki, delikatny i trochę magiczny. Murakami otacza czytelnika mgiełką słów, wyczarowując świat, trochę podobny do bajecznego. Tylko że to bajka dla dorosłych. Nie ma w niej dobrych skrzatów, które z uśmiechem na ustach ułożą dziecko do snu. To raczej historia, która nie pozwoli zasnąć, dopóki nie pozna się jej do końca.

Nie wiem czy podobnie jest w innych książkach Murakamiego, ale w „1Q84”, autor zwraca dużą uwagę na szczegóły. Odnotowuje marki ubrań, okularów, samochodów, a nawet zwraca uwagę na szczegóły dań, które przygotowują bohaterowie. Wynotowałam sobie fragmenty, gdy Tengo gotuje krewetki z jarzynami (s. 79-80), przygotowuje ostroboka i zupę sojową (s. 215) czy ryż z szynką i grzybami (s. 312). Bardzo lubię takie kulinarne wątki w czytanych przeze mnie książkach.

Uwaga! Jest minus, moim zdaniem bardzo poważny. W opisie książki na okładce pojawia się streszczenie dwóch ostatnich rozdziałów drugiego tomu. Ja na szczęście nie przeczytałam tekstu, ponieważ zostałam wcześnie ostrzeżona. Uważam jednak, że coś takiego nie powinno mieć miejsca, a noty wydawnicze powinny być kilka razy sprawdzane przed drukiem i puszczeniem „w świat”.

Oczywiście czekam z niecierpliwością na wydanie ostatniego tomu trylogii i poznanie finału tej wspaniałej opowieści.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Muza.



PS.Recenzja gotowa od niedzieli, ale nie miałam jak jej dodać. Mam niestety awarię laptopa.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Najnowsze nabytki ;)

Jak co tydzień przedstawiam nowy stos. W tym tygodniu listonosz wyjątkowo się musiał do mnie nachodzić ;)



Od dołu:

"Fragmenty" - książka przepięknie wydana, zawiera niepublikowane zapiski i wiersze aktorki. Wygrałam na fb w profilu amazonka.pl.

"Historia Lisey" - wymiana z użytkowniczką LC.

"Jutro" - egzemplarz do recenzji od wyd. Znak.

"Córka hańby" - egz. od wydawnictwa Prószyński.

"Numery" i "Numery 2" - od wydawnictwa Wilga.

"Zawierucha", "Jutrzejsza miłość", "Kto zabił Inmaculadę de Silva?" (bardzo bardzo się cieszę) i "Tatami kontra krzesła" - od wyd. Muza.

"Kino Venus" - wymiana z Kalio na LC. (muszę skombinowac jeszcze pierwszą cześć z komisarzem Maciejewskim)

"Tajemnicze wynanie" i "Niebezpieczny wielbiciel" - do mojej sentymentalnej kolekcji Ulicy Strachu. Jeszcze kilka muszę wyszukać. Na allegro za małe pieniądze.



Z książkami dalej średnio idzie. Półtorej książki na tydzień. Jakoś tak... Marnie marnie. Może w świętna nadrobię, albo i nie.

piątek, 8 kwietnia 2011

Wymiana książkowa :)

 

Oto zawartość paczki, którą otrzymałam od Iwony/Eltei. Jak widzicie jest tego naprawdę dużo i po prostu zachwyca :) Bardzo cieszę się z książki, bo jak Iwona dobrze zauważyła lubię literaturę ibroamerykańską. Dziękuję także za miły liścik i możliwość poznania kolejnej autorki twórczego bloga. Naprawdę jest pod wrażeniem tego co potrafisz zrobić z igły, nitki i kawałka materiału ;)

Pozdrawiam serdecznie, jeszcze raz dziękuję Iwonie za paczkę, a Sabinie za świetny pomysł. Mam nadzieje, że jeszcze nie raz wezmę udział w podobnej zabawie.


Moja paczka jest w trakcie tworzenia. Własnoręczne wykonanie zakładki to nielada wyzwanie ;)

czwartek, 7 kwietnia 2011

"Trzy żywoty świętych" E. Mendoza

Tytuł najnowszej książki Eduardo Mendozy może niejednego zaskoczyć i zmylić odnośnie treści. „Trzy żywoty świętych” to jednak nie hagiografia, ale zbiór trzech opowiadań, które autor postanowił wydać pod wspólnym tytułem, w miarę możliwości najbardziej oddającym przesłanie historii. Każde z opowiadań powstało w innym okresie czasu, różnią się stylem, długością i dotyczą innych spraw. Jednak bohaterowie poszczególnych tekstów mają w sobie specyficzną możliwość bycia świętymi, w sposób całkiem nie związany z kościelnym pojmowaniem tego słowa. Bowiem prawdziwa świętość czasem objawia się światu w zwykłym człowieku. I może to jest właśnie takie niezwykłe.

„Wieloryb” to początkowy okres kariery pisarskiej autora. Bohaterem opowiadania jest biskup wygnany z rodzinnego kraju, zmuszony do przeczekania sytuacji w Barcelonie. Pozbawiony tytułu i godności kościelnej stacza się na dno, ocierając się o hazard, pijaństwo i złodziejstwo, nieraz mając do czynienia także z narkotykami.

„Finał Dubslava” to historia mężczyzny, który nie odczuł w swoim dotychczasowym życiu żadnych większych emocji. Podróżując po kraju za pieniądze matki, nie przejmuje się niczym i nikim. Pewnego dnia otrzymuje dwie wiadomości, które w jakiś sposób odmienią jego życie. Śmierć matki i konieczność odebrania za nią „Europejskiej Nagrody za Dokonania Naukowe” zmusza bohatera do pierwszego od jakiegoś czasu zatrzymania się i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość.

Główną bohaterką ostatniego opowiadania pt. „Pomyłka” jest kobieta ucząca literatury w więzieniu. Wśród „uczniów” trafia jej się młody złodziej, twierdzący że nigdy niczego nie przeczytał. Po pewnym czasie i wielu przeczytanych książkach podsuwanych mu przez nauczycielkę, młody chłopak sam próbuje swoich sił w pisarstwie, a nawet stwarza wrażenie, że w przyszłości może stać się znanym i cenionym autorem.

„Trzy żywoty świętych” to moje pierwsze spotkanie z lekką prozą hiszpańskiego autora. Po dość poważnej „Mauricio, czyli Wybory”, dostałam naprawdę świetnie napisane, pełne czarnego humoru i ironii teksty. Na pozór opowiadań nic nie łączy, jednak wystarczy się chwilę nad nimi zastanowić i można dostrzec, że myśli które autor stara się nam przekazać, splatają opowieści w pewną całość. Mendoza bawi się słowem, a także konwencją literacką. Zachwyca, rozśmiesza, ale jednocześnie przedstawia ważne prawdy i wartości w otoczce absurdu.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Stosy stosy

Miałam wrzucić na weekendzie, ale nie było za bardzo czasu. Ostatnie dwa dni to wyjazd do Bydgoszczy na konferencje naukową organizowaną przez tamtejsze Koło Naukowe Bibliotekoznawców. Dla mnie to pierwsza konferencja i cieszę się, że pojechałam, bo okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują ;)

Ale do rzeczy:



od dołu:

"Zły" - do recenzji od wydawnictwa MG.
"Lunch w Paryżu" - nagroda w konkursie wyd. Bukowy Las za przesłanie przepisu na potrawę z kuchni francuskiej.
"Wiosna. Żyj zgodnie z porami roku" - od wydawnictwa MG. W sam raz na wiosnę :)
"Pismak" i "W imię zasad" - "Pismaka kiedyś czytałam, ale z chęcią sobie odświeżę, przed najnowszą książką Harnego. Od wyd. Prószyński i S-ka.
"Strach" - od wyd. Albatros.



Tym razem stos zakupowo-biblioteczny:

"Kuchnia z Zielonego Wzgórza" - uwielbiam takie książki, wypatrzyłam w bibliotece na praktykach.
"Jedyna wolność" - ulubiona autorka i oczywiście zakup w Matrasie.
"Afryka gola! Futbol i codzienność" - z biblioteki uczelnianej. Głównie z myślą o W., lecz ja także mam zamiar przeczytać :)
"Reka Boga" - oczywiście Matras. Jako, że o Maradonie to musiałam mieć :)
"Gol!" - znów piłka i znów Matras :)
"Bar dobrych ludzi" - świetna promocja w... Matrasie.
"Psy z Rygi" - ostatnio skończyłam słuchać audiobooka, ale chciałam mieć też wersję drukowaną. Recenzja książki audio na dniach.
"Spróbuj i wyjdź za mnie!" - książki kucharskie kocham, więc jest moja. Matras.

piątek, 1 kwietnia 2011

"Duchy w polskich zabytkach" J. Sobczak

Od zawsze fascynowały mnie ruiny zamków i różnych budowli. Tym bardziej te, które posiadały własnego ducha czy inną zjawę. Z ciekawością słucham historii o tajemniczych miejscach i zjawiskach. Zebrałam już kilka pozycji książkowych na ten temat. Oczywiście w moim zbiorze nie mogło zabraknąć wspaniale wydanej książki Jerzego Sobczaka „Duchy w polskich zabytkach”.



Autor przybliża nam w 62 rozdziałach nawiedzane polskie zabytki. Opisuje nie tylko 54 zamki, ale także 7 pałaców, 1 dwór, 2 kościoły i 3 klasztory. W każdym rozdziale podaje takie informacje jak historię zabytku, jego właścicieli, wymienia znanych mieszkańców oraz oczywiście przedstawia nam ducha, który nawiedza dane miejsce. Przytacza także fragmenty relacji świadków, którzy widzieli zjawy. Dodaje to historiom wiarygodności i uprzyjemnia lekturę. Kolejny raz odświeżyłam sobie legendy znanych mi zamków, ale także poznałam nowe. Całość uzupełniona jest pięknymi fotografiami oraz starymi ilustracjami ukazującymi zarówno stronę zewnętrzną, jak i wewnętrzną zabytków. Na dodatkową uwagę zasługują ilustracje prezentujące kolejne rozdziały.



„Duchy w polskich zabytkach” to praca przygotowana bardzo dobrze od strony wydawniczej, ale także źródłowej. Autor podaje na końcu książki bibliografię najważniejszych 37 prac, z których korzystał przy pisaniu. W tekście często odwołuje się także do źródeł piśmienniczych znajdujących się w kronikach, relacjach historycznych, czy wspomnieniach. Jerzy Sobczak przywołuje także znane osoby, które badały i opisywały zjawiska duchów w polskich zabytkach. Wymienia kronikarzy Janka z Czarnkowa i Jana Długosza, etnografa Oskara Kolberga czy innych poszukiwaczy niesamowitych historii jak: Edwarda Raczyńskiego, Kazimierza Władysława Wójcickiego i Adama Amilkara Kosińskiego.



Książka pokazuje, że Polska także może pochwalić się wieloma ruinami, które posiadają swoje duchy. Nie trzeba wyjeżdżać do Szkocji czy Anglii, by odczuć chwile grozy słuchając kolejnej legendy w murach starego zamczyska. Polskie zamki i ruiny są piękne, warte uwagi i odwiedzin. Trzeba pamiętać o nich jako kawałku historii, ale także czymś charakterystycznym dla naszego folkloru. Podobnie jak autor, chciałabym zachęcić zarówno do lektury książki, jak i odwiedzania opisanych miejsc. Warto spróbować, bo właściwie każdy z nas ma szansę poznać bliżej taką zjawę…


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Muza.
Related Posts with Thumbnails