czwartek, 29 listopada 2012

Nowe nabytki.

Stos - czyli tzw. zapchajdziura. Przyznaję oficjalnie - nie mam czasu na pisanie nowych recenzji. Wczoraj nawet nie miałam czasu na przeczytanie kilku zdań z książki. Codzienne wyjazdy do Lublina mnie dobijają. Chociaż z drugiej strony cieszą, spotkałam się z Agatą, dziś mam nadzieję spotkać się z Kasią. No i zastój z brakiem rozmów o pracę ruszył - nie są to stanowiska wymarzone, nawet niezwiązane minimalnie z zawodem, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, a pieniądze i doświadczenie trzeba jakoś zdobywać.

Przypominam o KONKURSIE. Do wygrania audiobook "Biała lwica" Henninga Mankella. 

Od dołu:

"Wiatr przez dziurkę od klucza" - zakup własny

"Halloween po polsku", "Halloween", "Piąta pora roku" - nagrody z konkursów Syndykatu

"Kłamczuchy" i "Bez skazy" - efekt wymiany

"Futbol cholera jasna!" i "Sejf" - do recenzji od portalu Time4men.pl

"Biała lwica" - od Biblioteki Akustycznej.




PS. Pewnie w tym momencie tułam się gdzieś pomiędzy Kunickiego, a Budowlaną ;)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Konkurs!


Konkurs na FB. A mówiłam, że niedługo będzie coś do wygrania?


Mam nadzieje, że lubicie Mankella podobnie jak ja i powalczycie o nagrodę.

Pozwodzenia.

A niedługo jakiś konkurs także tutaj.


PS. Sytuacja na rynku pracy może sprawić, że będę musiała poszukać pracy w stolicy. Przeraża mnie ta wizja okrutnie.

sobota, 24 listopada 2012

"Jane Austen żałuje" reż. J. Lovering


Reżyseria: Jeremy Lovering
Gatunek: dramat, biograficzny
Czas trwania: 90 min.
Kraj / Rok produkcji: USA, Wlk. Brytania 2008



Ostatni film z boxu filmowego Jane Austen to „Jane Austen żałuje”. Nie oglądałam go wcześniej, ale już sam tytuł zapowiadał, że będzie w tym filmie coś smutnego. W założeniu scenarzystów, którzy oparli się na autentycznych listach i pamiętnikach pisarki, była to opowieść o ponad czterdziestoletniej pisarce, od której siostrzenica chce się nauczyć wszystkiego o miłości. Popularność powieści Austen dała jej w oczach czytelników i znajomych status ekspertki od romansów i uczuć. Ciekawość Fanny – siostrzenicy pisarki – obudzi wiele wspomnień i skłoni do swoistego rachunku sumienia przed końcem życia. 

Powieści Jane Austen o miłości i małżeństwie znajdują się w kanonie klasyki literatury. Jak wyglądało życie miłosne kobiety, która stworzyła te słynne dzieła? Oparta na autentycznych listach i pamiętnikach autorki opowieść zdradza sekrety z życia tajemniczej pisarki. Jane jest popularną pisarką, która ma na swoim koncie uznane powieści "Duma i uprzedzenie", "Rozważna i romantyczna", "Mansfield Park" i właśnie kończy "Emmę". Jej utwory opowiadają o małżeństwach, ale dobiegająca czterdziestki autorka sama nigdy nie wyszła za mąż. Jej siostrzenica, młodziutka i śliczna Fanny Knight, uważa ciotkę za ekspertkę w sprawach miłosnych. Nurtuje ją pytanie, czy tak doskonale opisująca miłosne niuanse kobieta sama miała jakieś fascynujące romanse? Fanny postanawia dowiedzieć się prawdy o młodości Jane. /Best Film

Pod pozorem humoru, anegdotek i uśmiechu Jane Austen ukrywa niespełnienie w miłości. Twierdzi, że to świadomy wybór, ale gdzieś w głębi serca żałuje wielu decyzji z młodości. Jej siostrzenica prosi ją o pomoc, a ciotka nie potrafi odmówić, chociaż chyba nie jest pewna tego, czy faktycznie potrafi coś dla niej zrobić. Wciąż powraca do niej myśl, co by było, gdyby jednak wiele lat wcześniej zdecydowała się na ślub z majętnym mężczyzną. Może wtedy życie jej i rodziny wyglądałoby zupełnie inaczej? Warto by nie nastawiać się na ten film z pragnieniem obejrzenia ekranizacji, która przedstawia pełne losy dojrzałej Austen. Zaprezentowanie takiej ilości informacji nie byłoby możliwe w zaledwie półtoragodzinnym filmie. Jednak okrojenie do tego, co zobaczyłam w produkcji BBC wydaje mi się świadome i wystarczające. 

Bardzo podoba mi się gra Olivii Williams, która w filmie wyglądała i zachowywała się właśnie tak, jak wyobrażałam sobie Jane Austen. Cieszy mnie także wybór aktorki, która wiekiem pasowała do roli, na szczęście uniknięto specjalnego postarzania jakiejś młodej dziewczyny, która ze względu na popularność miałaby przyciągnąć widzów. Podobnie jak w pozostałych produkcjach BBC na pochwałę zasługują scenografie, wybrane miejsca do realizacji filmu oraz kostiumy. Dla mnie wszystko, co zrobią jest ucztą dla oka. 

Sam film jest jednak dość smutny, a zabawne wypowiedzi podszyte bólem i niespełnieniem. Nastrój odbiega od tego, który można zauważyć w ekranizacjach powieści Austen. Ostatnie minuty filmu mogą bardziej wrażliwych przyprawić nawet o kilka łez. Bo chociaż happy end jest, to jednak nie taki, jakiego zazwyczaj widzowie oczekują. Poszczególne wydarzenia podkreśla muzyka, piękna, instrumentalna, jest dopełnieniem całości. 

Bardzo mi się podobało. Cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z tymi filmami.
 

piątek, 23 listopada 2012

"Ostatni dzień lipca" B. Rychter - audiobook


Czyta: Marek Lelek
Język: polski
Czas trwania: 9 h 5 m 
Format: mp3 
Rok wydania: 2012



„Ostatni dzień lipca” Bartłomieja Rychtera przesłuchałam jeszcze w sierpniu. Historia z powieści miała nawiązywać do Powstania Warszawskiego, więc miałam nadzieję na skończenie jej w okolicach 1 sierpnia, lecz niestety mi się to nie udało. Byłam ciekawa, jak autor przedstawił Warszawę z lat 40. XX wieku i samo Powstanie, zastanawiałam się czy będzie ono jedynie tłem czy może jednym z głównych bohaterów powieści. Zapowiadał się dobry kryminał, pełen akcji i realiów wojennych. 

Akcja przebiega dwutorowo. Pierwszym bohaterem jest Niemiec, Klaus Enkel, który chce rozwiązać zagadkę tajemniczego samobójstwa swojego najlepszego przyjaciela. Druga historia dotyczy śmierci młodej telegrafistki, która zginęła na oczach adwokata Antoniego Chlebowskiego. W tym samym czasie do Warszawy wkracza Armia Czerwona, wśród Niemców wybucha panika,  a Polacy powoli odbijają kolejne fragmenty stolicy. Obaj bohaterowie starają się w tym zamieszaniu walczyć o swoje sprawy, jednak przełożeni obu stron nie tylko im nie pomagają, lecz nawet skutecznie utrudniają dotarcie do prawdy.

Książka Rychtera z pewnością nie jest czystym kryminałem, takim z definicji, książkowym można by rzec. Owszem, jest śledztwo, dążenie do prawdy, morderstwa, ale nie jest to, przedstawione tak, jak obecnie jesteśmy przyzwyczajeni. Za śledczymi goni śmierć – dosłownie – a w około rozgrywają się przerażające wydarzenia na każdym kroku, jednak dla nich rozwiązanie zagadek jest jakby ostatnią, najważniejszą misją i nieważne, że mogą po drodze zginąć. Dla pozostałych bohaterów książki te dążenia dwóch mężczyzn są irracjonalne, zwłaszcza, że na każdym kroku przecież ginęli inni ludzie. Nie martwią się kolejnymi zmarłymi, boją się jedynie o swój los. 

Niezwykle sugestywnie przedstawione jest tło powieści: walcząca Warszawa. Słuchacz wręcz odczuwa ten dym, proch, ciągły huk, wybuchy i okrzyki z każdej strony zrujnowanego miasta. Rychter w bardzo prosty sposób buduje wrażenie, dzięki któremu czytelnik jest w centrum wydarzeń. Nie przesadza z opisami, nie stara się oceniać, zwyczajnie obserwuje i relacjonuje sytuacje, która z każdą chwilą jest coraz bardziej zaogniona. Także wyrażenia, metody, którymi posługują się główni bohaterowie i zachowania pozostałych osób, są dopasowane do przedstawianych czasów. Głos lektor był bez zarzutów, świetnie wpisywał się w nastrój książki, chociaż początkowo bałam się, że będzie zbyt „lekki”. 

Jeżeli macie ochotę na pełną akcji książkę, osadzoną w realiach Powstania Warszawskiego to polecam powieść Bartłomieja Rychtera.
 

czwartek, 22 listopada 2012

"Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)" L. Faccio


Wydawnictwo: Sine Qua Non
Język oryginału: hiszpański
Tłumaczenie: Barbara Bardadyn
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 268



Przed przeczytaniem książki „Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)” miałam pewne obawy. Owszem, bohater  tej biografii (?) pobił bardzo wiele rekordów, zdobył wiele nagród, zarówno indywidualnych, jak i trofeów drużynowych. Ale czy można opisać to na tyle ciekawie, zwłaszcza, że skończył on w tym roku dopiero 25 lat? Gdzieś wewnątrz wciąż czułam opór przed czytaniem tworzonych masowo książek o piłkarzach, którzy są na topie, a których autorzy, nie są w stanie napisać rzetelnej i dobrej biografii, która powinna być dziełem zamkniętym. Dałam szansę książce Leonardo Faccio – argentyńskiego dziennikarza i jestem zadowolona, bo autor nie zrobił z niej na siłę czegoś, czym nigdy nie będzie. 

Dziennikarz ograniczył się do trzech ważnych lat z kariery Messiego: 2009-2011, czyli lat, w których trzy razy z rzędu zdobył on Złotą Piłkę (od 2010 roku nazywaną Złotą Piłką FIFA). Te wydarzenia są tylko punktem wyjścia do luźnego snucia opowieści o tym, jaki Messi jest w rzeczywistości. Bo on ma tak naprawdę dwie natury: żywiołową i energiczną z piłką przy nodze oraz spokojną, a nawet trochę ponurą, gdy musi zakończyć mecze i treningi. Aż ciężko uwierzyć, że przy tak męczących i długich sezonach w FC Barcelona, on nie cieszy się na wakacje, a nawet wraca z nich wcześniej byle móc trenować do kolejnego sezonu. Nie przepada za serialami, nudzą go gry, a jedynym uzależnieniem jest blackberry, dzięki któremu stale porozumiewa się na czacie z przyjaciółmi i rodziną. 

Trudno uwierzyć, ale czytając tą książkę ma się wrażenie, że Messi jest zwyczajnym chłopakiem, którego można by minąć na ulicy. I on wciąż stara zachować się tą naturalność, z którą pojawił się w Barcelonie – unika tłumów, stara się omijać miejsca, w których dostrzegliby go kibice, stroni od dziennikarzy, bo zwyczajnie uważa, że traci czas na nikomu niepotrzebne wywiady. Swoją karierę w reklamach i mediach oddał do decyzji ojcu i najstarszemu bratu, sam nie czuje się na siłach, by się tym zajmować. Przykładem na to jest wywiad, który autor książki przeprowadził swego czasu z Messim – piłkarz stale spoglądał na zegarek, wciąż spoglądał na boisko i szukał wzrokiem rzecznika prasowego, który uratowałby go przed dalszym przepytywaniem. 

Obraz Messiego wynurza się także z rozmów z osobami z jego otoczenia, które miały z nim bliższy kontakt. Faccio na potrzeby książki porozmawiał z siostrą Messiego, jego dziadkami, nauczycielką, trenerem, braćmi, przyjaciółmi z Rosario czy kolegami ze szkółki. Natomiast brak tu znanych nazwisk, trenerów czy kolegów z pierwszej drużyny, dzięki czemu opowieść o argentyńskim piłkarzu jest bardziej naturalna, prawdziwa i z pewnością nie ma w sobie nic z laurek, jakie niektórzy dziennikarze wystawiają gwiazdom. Wszystko to odczuwa się tym bardziej, że fragmenty rozmów są cytowane bez żadnej cenzury, dowiadujemy się o Messim, nawet więcej niż byśmy chcieli, czasami są to naprawdę prywatne sprawy, wypowiedziane w luźnej rozmowie, bez żadnych wymuszeń. Także w tym miejscu warto zauważyć, jak zachował się autor: nie zrobił z tego wielkiego wydarzenia czy skandalu, po prostu zamieścił informacje, dzięki którym Argentyńczyk wydaje się jeszcze bardziej normalny. 

Jedyne czego żałuje, to to, że książka Faccio jest taka krótka. Z przyjemnością przeczytałabym więcej publikacji tak naturalnych i obiektywnych, w których autor jest pośrednikiem, a nie twórcą poematów pochwalnych na cześć piłkarskich gwiazd.
 
Recenzja napisana dla portalu Time4men.pl

poniedziałek, 19 listopada 2012

"Cyrk nocy" E. Morgenstern - audiobook


Czyta: Maria Peszek
Język: polski
Czas trwania: 15 h 8 m 
Format: mp3 
Rok wydania: 2012



„Cyrk nocy” wdarł się na nasz rynek książki przebojem. Zewsząd słyszałam o elektryzującym debiucie, który oczarowuje czytelników. Kolejne recenzje pełne zachwytów sprawiły, że i ja zapragnęłam poznać piękną, baśniową historię, która przeniesie mnie do czasów dzieciństwa i chwil, gdy ktoś opowiadał mi bajki na dobranoc. W moim przypadku tę bajkę miała opowiadać Maria Peszek, operując słowami i myślami Erin Morgenstern. Zapowiadało się ciekawie, już nie mogłam doczekać się wieczoru, gdy będę mogła włączyć audiobook i zatopić się w cyrkowej historii. 

Celia, niezwykła dziewczyna została odgórnie skazana na pojedynek z nieznanym jej przeciwnikiem. Porachunki pomiędzy jej ojcem, a mężczyzną w szarym garniturze sprawiły, że cała jej przyszłość miała jeden cel – wygrać. Jej otoczeniem i domem stał się cyrk – nietypowy, piękny, otwarty tylko w nocy, co jakiś czas pojawiający się w innym miejscu. Zwyczajne dnie, związane z codzienną działalnością w cyrku, były tylko tłem, chwilową przykrywką dla czekającego ją pojedynku. Pewnego dnia nadszedł jednak ten dzień, gdy wszystko ruszyło.

Erin Morgenstern stworzyła porywającą historię, z wieloma barwnymi i zaskakującymi postaciami. Każda z występujących w poszczególnych scenach osób jest charakterystyczna i rozbudowana. Głos Marii Peszek spokojnie opowiada poszczególne fragmenty, sprawiając, że słuchacz chce wiedzieć jeszcze więcej. Szeregi czarno-białych namiotów, brama z napisem i tłum zwiedzających czekających na nocne otwarcie cyrku jest specyfiką tej powieści. Chociaż nie znam francuskiego, to akcent lektorki bardzo mi się podobał, wydawało mi się, że każdy wyraz z tego języka brzmiał tak jak powinien. 

Niestety chociaż początkowo powieść porwała mnie i zafascynowała, stało się coś, co już od dawna nie miało miejsca przy żadnym audiobooku: kilka razy po prostu zasnęłam. Spokojny ton, brak szybkiej akcji i wielowątkowość zwyczajnie mnie usypiała. Po kilku próbach odłożyłam „Cyrk nocy” na jakiś czas. Wróciłam do niego i skończyłam, lecz nie byłam ani zachwycona ani niezadowolona. Miałam bardzo mieszane uczucia, i chociaż rozumiem, że książka może się podobać, to jednak nie widzę powodów do nazywania jej jedną z najlepszych książek w roku 2012. Także w zakończeniu historii czegoś mi brakowało, nie wiem czy nieuważnie słuchałam, ale wydawało mi się, że autorka wyczerpała limit pomysłów przed czasem. Spodziewałam się czegoś innego, wątek zakazanej miłości, nawet w tak magicznym wydaniu nie robi już niestety na mnie wrażenia.

Chciałabym jednak zaznaczyć, że z racji tak różnych ocen tej książki przez wiele osób, radzę, by każdy sam się z nią zapoznał. Może po prostu lepiej ją czytać w formie tradycyjnej.
 

niedziela, 18 listopada 2012

"Zmierzch" J. Theorin - audiobook


Czyta: Andrzej Mastalerz 
Język: polski
Czas trwania: 13 h 8 m 
Format: mp3 
Rok wydania: 2012




Postanowiłam jak najszybciej nadrobić swoją pomyłkę z kolejnością odsłuchiwania cyklu olandzkiego. Po bardzo ciekawej „Nocnej zamieci” nadszedł czas na pierwszy kryminał w dorobku Johana Theorina – „Zmierzch”. Wrażenia spisane będą przez mnie na świeżo, czyli tak, jak nie dzieje się nigdy w moim przypadku. Ale od każdej reguły musi być wyjątek. Żeby Was zaciekawić i narobić smaku, przyznam bezceremonialnie, że jestem zachwycona i oczarowana. A wybór Andrzeja Mastalerza na lektora jest strzałem w dziesiątkę.

W gęstej mgle ginie pięcioletni Jens, który niepostrzeżenie oddalił się od pilnujących go tego wieczoru dziadków. Nie udaje się go odnaleźć, długie poszukiwania kończą się opinią policji, według której chłopiec utopił się w zatoce. Ta informacja jest końcem historii dla prawie wszystkich zainteresowanych. Jednak jego matka, Julia Davidsson nie potrafi uwierzyć by jej syn mógł się po prostu utopić. Mija prawie dwadzieścia lat, a Julia nie potrafi pogodzić się z zaginięciem syna. Pewnego wieczoru dostaje informację, że jej ojciec jest w posiadaniu chłopięcego sandałka, prawdopodobnie należącego do Jensa. Julia wraca na wyspę, by zmierzyć się z przeszłością.

Ciężko mi uwierzyć, że można napisać tak dobry debiut. Znudzona byłam już schematami w postaci: głównym bohaterem jest policjant/policjantka, która ma za sobą rozpad związku/ów, problemy z alkoholem lub depresją, często mający/a słaby kontakt ze swoimi dziećmi. Ten oklepany układ przełamał właśnie Johan Theorin, pisząc cykl, który nie ma jednego bohatera, a łącznikiem wszystkich historii jest Olandia – szwedzka wyspa, której ponura aura może obdzielić niejeden kryminał. 

 
 
Ciężki, niespokojny nastrój, klimatyczne opisy i głos lektora dopełnia moją wizję opuszczonego regionu, w którym rozgrywa się akcja „Zmierzchu”. Wiele fragmentów jest niezwykle sugestywnych, słuchacz ma wrażenie, że znajduje się w środku toczącej się akcji. Nie raz mając słuchawki w uszach podskakiwałam nagle, gdy ktoś pojawił się niespodziewanie w zasięgu mojego wzroku. I to w świetle dnia. Autor nie straszy duchami, czy wyskakującymi zza ściany strachami – on straszy ludźmi. Warto wspomnieć, że wszyscy najważniejsi bohaterowie są świetnie skonstruowani, Theorin nie zapomina o żadnym z nich, a dwutorowe przedstawienie historii wraz z przeszłością Nilsa Kanta pozwala słuchaczom poznać całą intrygę w odpowiednich dawkach. Zakończenie bardzo zaskakuje, moja czujność została uśpiona wyjaśniającym się śledztwem i nie odkryłam zbyt wcześnie prawdy. 


Najważniejsza jest jednak Olandia – mroczna i zimna, skrywająca wiele tajemnic na bezkresnym Alvarecie. Wydaje się być idealnym tłem dla kryminału, autorowi można gratulować wyboru i sposobu w jaki ją przedstawił. Theorin nie zapomniał o przedstawieniu społeczeństwa i zmian, jakie dokonały się na wyspie. Nagłe przejście od rybołówstwa do pustki i odrzucenia wyspy na rzecz większych miast i turystyki sprawiło, że Olandia wydaje się miejscami opuszczona i niebezpieczna, ukrywając w jesiennej mgle tajemnice z przeszłości. 

Polecam. Nie linczujcie mnie jednak, gdy w Was nie wzbudzi ona tak pozytywnych uczuć jak we mnie. ;)
 
Related Posts with Thumbnails