Czyta: Andrzej Mastalerz
Język: polski
Czas trwania: 13 h 8 m
Format: mp3
Rok wydania: 2012
Postanowiłam jak najszybciej
nadrobić swoją pomyłkę z kolejnością odsłuchiwania cyklu olandzkiego. Po bardzo
ciekawej „Nocnej zamieci” nadszedł czas na pierwszy kryminał w dorobku Johana
Theorina – „Zmierzch”. Wrażenia spisane będą przez mnie na świeżo, czyli tak,
jak nie dzieje się nigdy w moim przypadku. Ale od każdej reguły musi być
wyjątek. Żeby Was zaciekawić i narobić smaku, przyznam bezceremonialnie, że jestem
zachwycona i oczarowana. A wybór Andrzeja Mastalerza na lektora jest strzałem w
dziesiątkę.
W gęstej mgle ginie pięcioletni Jens,
który niepostrzeżenie oddalił się od pilnujących go tego wieczoru dziadków. Nie
udaje się go odnaleźć, długie poszukiwania kończą się opinią policji, według której
chłopiec utopił się w zatoce. Ta informacja jest końcem historii dla prawie wszystkich
zainteresowanych. Jednak jego matka, Julia Davidsson nie potrafi uwierzyć by
jej syn mógł się po prostu utopić. Mija prawie dwadzieścia lat, a Julia nie
potrafi pogodzić się z zaginięciem syna. Pewnego wieczoru dostaje informację,
że jej ojciec jest w posiadaniu chłopięcego sandałka, prawdopodobnie należącego
do Jensa. Julia wraca na wyspę, by zmierzyć się z przeszłością.
Ciężko mi uwierzyć, że można
napisać tak dobry debiut. Znudzona byłam już schematami w postaci: głównym
bohaterem jest policjant/policjantka, która ma za sobą rozpad związku/ów,
problemy z alkoholem lub depresją, często mający/a słaby kontakt ze swoimi
dziećmi. Ten oklepany układ przełamał właśnie Johan Theorin, pisząc cykl, który
nie ma jednego bohatera, a łącznikiem wszystkich historii jest Olandia – szwedzka
wyspa, której ponura aura może obdzielić niejeden kryminał.
Ciężki, niespokojny nastrój,
klimatyczne opisy i głos lektora dopełnia moją wizję opuszczonego regionu, w
którym rozgrywa się akcja „Zmierzchu”. Wiele fragmentów jest niezwykle
sugestywnych, słuchacz ma wrażenie, że znajduje się w środku toczącej się
akcji. Nie raz mając słuchawki w uszach podskakiwałam nagle, gdy ktoś pojawił
się niespodziewanie w zasięgu mojego wzroku. I to w świetle dnia. Autor nie
straszy duchami, czy wyskakującymi zza ściany strachami – on straszy ludźmi. Warto
wspomnieć, że wszyscy najważniejsi bohaterowie są świetnie skonstruowani,
Theorin nie zapomina o żadnym z nich, a dwutorowe przedstawienie historii wraz
z przeszłością Nilsa Kanta pozwala słuchaczom poznać całą intrygę w
odpowiednich dawkach. Zakończenie bardzo zaskakuje, moja czujność została uśpiona
wyjaśniającym się śledztwem i nie odkryłam zbyt wcześnie prawdy.
Najważniejsza jest jednak Olandia
– mroczna i zimna, skrywająca wiele tajemnic na bezkresnym Alvarecie. Wydaje
się być idealnym tłem dla kryminału, autorowi można gratulować wyboru i sposobu
w jaki ją przedstawił. Theorin nie zapomniał o przedstawieniu społeczeństwa i
zmian, jakie dokonały się na wyspie. Nagłe przejście od rybołówstwa do pustki i
odrzucenia wyspy na rzecz większych miast i turystyki sprawiło, że Olandia wydaje
się miejscami opuszczona i niebezpieczna, ukrywając w jesiennej mgle tajemnice
z przeszłości.
Polecam. Nie linczujcie mnie
jednak, gdy w Was nie wzbudzi ona tak pozytywnych uczuć jak we mnie. ;)
Ej brzmi fajnie. Olandia wydaje się być ciekawa, audiobooki lubię, więc czemu by nie spróbować :)
OdpowiedzUsuńSłucham teraz "Co się stało tej małej dziewczynce' Też w interpretacji Mastalerza. Doskonale się go słucha.)
OdpowiedzUsuńCzytalam trzy dostepne i nas ksiazki Theorina i jestem zachwycona. Mam nadzieje, ze doczekam sie i czwartej. Klimat mrocznej Olandii idealnie wpasowal sie w moje czytelniczy gust.
OdpowiedzUsuńZnam "Zmierzch" i to po tej książce pokochałam THeorina miłością dozgonną chyba... Nikt nie pisze tak klimatycznych książek, jak on.
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę, lubię takie klimaty i ufam Twojej opinii :)
OdpowiedzUsuń