Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: duński
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 352
„Mam na imię księżniczka” to
druga książka w dorobku duńskiej królowej kryminału. Kolejny raz mamy okazję
spotkać się ze znanymi już bohaterami: policjantką Louise Rick czy dziennikarką
Camillą Lind. Sara Blædel stworzyła powieść na osi popularnych od kilku lat
serwisów randkowych i kwestii bezpieczeństwa w przypadku poznawania ludzi przez
internet. Skupiła się na złych stronach takich działań, przedstawiając sylwetkę
gwałciciela, który znalazł bardzo dobry sposób na zachowanie anonimowości. Mieszkańcy
Kopenhagi kolejny raz zostaną niemymi świadkami okropnego procederu.
Dunka nie wybrała tematu nowego,
odkrywczego, ale skupiła się na tym, by kryminalna historia była jak
najbliższej ewentualnej rzeczywistości. Łatwo sobie przecież wyobrazić
gwałciciela, który wyszukuje sobie ofiary przez internet, korzystając z kafejek
i nienamierzalnych adresów e-mailowych. Chociaż rozwój technologii coraz lepiej
pozwala na odkrywanie tożsamości takich osób, to z drugiej strony stwarza im
kolejne furtki, pozwalające na spokojne oddalenie się poza obszary
poszukiwawcze. Mówi się, że w sieci nikt nie jest anonimowy, nieprawda, anonimowi
nie są tylko ci, którzy nie potrafią i nie chcą się ukryć. Przedstawiona
historia, która oczywiście jest fikcją literacką, powinna sprawić, że wiele
osób zastanowi się, zanim postanowi zaprosić do domu osobę poznaną za pośrednictwem
portalu randkowego.
Druga książka z serii pozwala
także lepiej poznać bohaterów: więcej dowiadujemy się o ich życiu prywatnym,
doświadczeniach, pracy, kontaktach z innymi osobami. Prywatna sytuacja Louise
Rick ulega poprawie i staje się odciążeniem podczas ciężkiego śledztwa. Ciągle
tli się jednak obawa, że wszystko jest pozorne i nie takie, jakim się wydaje.
Zmienia się także sytuacja Camillii, która ku przerażeniu przyjaciółki poznaje
mężczyznę przez internet. Powieść czyta się zdecydowanie lepiej niż „Handlarza śmiercią”, autorka po początkowych wprowadzeniach sprawia, że bohaterowie są
bardziej konkretni, a Rick daje się nawet polubić.
Nie zmienia się jednak moje
zastrzeżenie w stosunku do poprzedniego spotkania z autorką: Skandynawii wciąż
jest mało. Czuje się jedynie miasto, wraz z jego korkami, restauracjami i
tłumem ludzi, niby gdzieś w tle pojawia się wieś i las, jednak są to jedynie
malutkie fragmenty, które nie dają mi żadnej radości. Mam nadzieję, że w
kolejnej powieści autorki, która ma się wkrótce ukazać znajdę więcej takich
fragmentów.
Na początku sceptycznie podchodziłam do tych książek. Jednak z każdą opinią i recenzją seria coraz bardziej mnie intrygowała. Teraz mam ochotę ja poznać :)
OdpowiedzUsuńCzyli brak realiów dla powieści, tak? Szkoda, bo dla mnie nie jest oczywsite to jak wygląda Skandywnawia.
OdpowiedzUsuńChodzi mi o to, że siłą kryminałów z tamtego regionu jest właśnie ich umiejscowienie, często także krajobrazy i obrazy społeczeństwa, które odróżniają je od pozostałych kryminałów, które powstają w innych zakątkach świata.
Usuń