piątek, 16 listopada 2012

"Mam na imię księżniczka" S. Blædel


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: duński
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 352



„Mam na imię księżniczka” to druga książka w dorobku duńskiej królowej kryminału. Kolejny raz mamy okazję spotkać się ze znanymi już bohaterami: policjantką Louise Rick czy dziennikarką Camillą Lind. Sara Blædel stworzyła powieść na osi popularnych od kilku lat serwisów randkowych i kwestii bezpieczeństwa w przypadku poznawania ludzi przez internet. Skupiła się na złych stronach takich działań, przedstawiając sylwetkę gwałciciela, który znalazł bardzo dobry sposób na zachowanie anonimowości. Mieszkańcy Kopenhagi kolejny raz zostaną niemymi świadkami okropnego procederu. 

Dunka nie wybrała tematu nowego, odkrywczego, ale skupiła się na tym, by kryminalna historia była jak najbliższej ewentualnej rzeczywistości. Łatwo sobie przecież wyobrazić gwałciciela, który wyszukuje sobie ofiary przez internet, korzystając z kafejek i nienamierzalnych adresów e-mailowych. Chociaż rozwój technologii coraz lepiej pozwala na odkrywanie tożsamości takich osób, to z drugiej strony stwarza im kolejne furtki, pozwalające na spokojne oddalenie się poza obszary poszukiwawcze. Mówi się, że w sieci nikt nie jest anonimowy, nieprawda, anonimowi nie są tylko ci, którzy nie potrafią i nie chcą się ukryć. Przedstawiona historia, która oczywiście jest fikcją literacką, powinna sprawić, że wiele osób zastanowi się, zanim postanowi zaprosić do domu osobę poznaną za pośrednictwem portalu randkowego. 

Druga książka z serii pozwala także lepiej poznać bohaterów: więcej dowiadujemy się o ich życiu prywatnym, doświadczeniach, pracy, kontaktach z innymi osobami. Prywatna sytuacja Louise Rick ulega poprawie i staje się odciążeniem podczas ciężkiego śledztwa. Ciągle tli się jednak obawa, że wszystko jest pozorne i nie takie, jakim się wydaje. Zmienia się także sytuacja Camillii, która ku przerażeniu przyjaciółki poznaje mężczyznę przez internet. Powieść czyta się zdecydowanie lepiej niż „Handlarza śmiercią”, autorka po początkowych wprowadzeniach sprawia, że bohaterowie są bardziej konkretni, a Rick daje się nawet polubić. 

Nie zmienia się jednak moje zastrzeżenie w stosunku do poprzedniego spotkania z autorką: Skandynawii wciąż jest mało. Czuje się jedynie miasto, wraz z jego korkami, restauracjami i tłumem ludzi, niby gdzieś w tle pojawia się wieś i las, jednak są to jedynie malutkie fragmenty, które nie dają mi żadnej radości. Mam nadzieję, że w kolejnej powieści autorki, która ma się wkrótce ukazać znajdę więcej takich fragmentów.
 

3 komentarze:

  1. Na początku sceptycznie podchodziłam do tych książek. Jednak z każdą opinią i recenzją seria coraz bardziej mnie intrygowała. Teraz mam ochotę ja poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli brak realiów dla powieści, tak? Szkoda, bo dla mnie nie jest oczywsite to jak wygląda Skandywnawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi o to, że siłą kryminałów z tamtego regionu jest właśnie ich umiejscowienie, często także krajobrazy i obrazy społeczeństwa, które odróżniają je od pozostałych kryminałów, które powstają w innych zakątkach świata.

      Usuń

Related Posts with Thumbnails