środa, 29 lutego 2012

"Wodospad" M. Kuczyński

 
Wydawnictwo: Sol
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 320



Autor „Wodospadu”, jest bardzo ciekawą osobą: publicysta, organizator i uczestnik wypraw paleontologicznych i geofizycznych, a także autor ponad 30 książek. Nie będę przytaczać całej biografii Macieja Kuczyńskiego, chcę tylko zwrócić uwagę na to, jak zainteresowania i doświadczenie mogą wpłynąć na budowę książki, historie bohaterów i bogactwo świata przedstawionego. Początkowo nie spodziewałam się zbyt wiele po tej książce, jednak podobnie, jak w przypadku innych książek wydawnictwa Sol z tej serii, zostałam bardzo miło zaskoczona.

Głównym bohaterem powieści jest Robert, pisarz, który właśnie dowiedział się, że zostało mu kilka tygodni życia. Z tego powodu podejmuje szybką decyzję o wyjeździe do Ameryki Południowej, gdzie jego żona prowadzi badania naukowe. Na miejscu okazuje się, że Justyna wyruszyła w głąb Amazonii, a szczątkowe informacje pozwalają Robertowi zrozumieć, że jest ona w niebezpieczeństwie. Mimo braku podstawowej wiedzy o terenie i nieprzygotowaniu na taką ewentualność, mężczyzna wyrusza w podróż, której nie zapomni do końca życia. Wyprawa mająca na celu odnalezienie żony, przeradza się w pełną przygód podróż, nie ograniczoną barierami czasu, przestrzeni i ludzkiego pojęcia. W pewnym momencie powieść obyczajowa przekształca się w książkę fantastyczną, z elementami podróżniczymi i przygodowymi oraz momentami żywcem wziętymi z sennych marzeń i koszmarów.

Przyznam, że jestem pod wrażeniem wyobraźni autora, te wszystkie stwory, zwidy, postacie znane z baśni czy podań, w tej książce dostały nowe życie, dodatkowo Kuczyński stworzył wiele hybryd, z którymi do tej pory nigdzie się nie spotkałam. Książka zabrała mnie w nierzeczywisty świat, ten równoległy, znany z szamańskich wizji, obcy kulturowo, ale niezwykle fascynujący. Autor przyznaje, że wątki związane z praktykami szamanów i ich wizjami czerpał z książek i artykułów wielu antropologów. Warto zwrócić uwagę na wątek miłości Roberta i Justyny, pełnej poświęcenia i wzajemnego zrozumienia, przedstawionej delikatnie i spokojnie, choć to właśnie ona jest osią całej historii. W powieści nie brakuje świetnych opisów, pozwalających wtopić się w bujną przyrodę Amazonii, mając wrażenie, że upał, a także bezlitosne komary są także udziałem czytelnika.

wtorek, 28 lutego 2012

"Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji" W. Szabłowski

 
Wydawnictwo: Czarne
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 208
Reportaże wydawnictwa Czarne zawsze mnie fascynowały, bo tematy podejmowane przez autorów wydawały się ciekawe, często bardzo odważne i nietypowe. Z jednej strony zaciekawienie, z drugiej brak czasu i „czarnych” książek na półce. Rozwiązanie nadeszło bardzo szybko, Witold Szabłowski miał być gościem Lublina, w ramach projektu Citybooks, zostało przewidziane także spotkanie autorskie z jego udziałem, więc czym prędzej zakupiłam jego książkę„Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji” i zabrałam się za czytanie.

Turcja przedstawiona w reportażach Witolda Szabłowskiego nie ma prawie nic wspólnego z tą, którą reklamują biura podróży w swoich ofertach. Bo co właściwie Polacy o tym kraju wiedzą? Z czym się im kojarzy? Pojęcia takie jak: „kebab”, „islam”, „wakacje zagraniczne”, pewnie byłby jednymi z pierwszych, które wymieniłaby zapytana przez nas osoba. W takiej sytuacji książka Szabłowskiego jest niczym światełko w tunelu, przystępne teksty „wyjaśnią” Turcję osobom, które chciałby wiedzieć o niej więcej. Reportaże dziennikarza „Gazety” są taką opowieścią o kraju w pigułce, którą przyjmuje się w dobrej wierze, łatwo połyka, ale wrażenia, które pozostają są szokujące, odrobinę ciężkie do zrozumienia i przyjęcia.

Niełatwo jest żyć w kraju podzielonym tak bardzo jak Turcja, rozdzielonym pomiędzy Wschodem a Zachodem, dążącym do Europy, a z drugiej strony obawiającym się pobytu w strefie euro. Właśnie tam dziewczyny chcące żyć jak równolatki z Zachodu narażają się na odrzucenie przez rodzinę, a nawet śmierć. Nowoczesne tureckie miasta, na pierwszy rzut oka zapomniały o tradycji, chcąc być bardziej przystępnymi dla zagranicznych turystów, na swoich obrzeżach prezentują konserwatyzm islamu. Chciałoby się zapytać, więc jaka jest ta prawdziwa Turcja, która jej strona jest pewna? Na te pytania jest tylko jedna odpowiedź: Turcja ma dwa oblicza i oba są prawdziwe,może to właśnie w niej najbardziej fascynuje.

Jednak największą siłą „Zabójcy z miasta moreli...” są opowieści o ludziach, którzy są sercem Turcji, zarówno tej konserwatywnej, jak i dążącej do nowości. Nawet na emigracji, Turcy wciąż żyją tym fascynującym krajem. Szabłowski przedstawiając ich historie, oddaje głos Turkom, pozwala opowiadać, nie oceniając i nie komentując. Dociera do osób,które nie chcą zazwyczaj rozmawiać z dziennikarzami, interesuje się wydarzeniami, które w tym kraju należą do tematów tabu, wkracza w Turcję z całą swoją „zachodniością”, sprawiając jednocześnie, że mieszkańcy tego kraju chcą mówić, dzielić się swoimi historiami z obcym. Moim zdaniem, po tym poznaje się dobrego reportera.

Warto sięgnąć po tą książkę,chociażby ze względu na wrażenia i emocje, jakie jeszcze długo pozostaną w pamięci, po jej przeczytaniu. Innym powodem jest przeczytanie o prawdziwej Turcji, której próżno szukać w turystycznych przewodnikach.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Stosik

Dawno już nie było żadnego stosiku, więc postanowiłam to nadrobić. Kilka książek się nie załapało, bo albo już przeczytane, albo jestem w trakcie czytania, bądź po prostu o nich zapomniałam.

Jak pewnie niektórzy zauważyli, bardzo mało pojawia się u mnie recenzji w ostatnim czasie, tłumaczenie jest jedno: kompletnie nie mam czasu. Już dawno nie pamiętam weekendu czy chociażby samej niedzieli, w czasie której mogłabym ponarzekać na brak zajęć. Może to dziwne, ale naprawdę mi tego brakuje. 

W tym tygodniu jednak pełna mobilizacja: biorę się za drugi rozdział magisterki (może jeszcze dziś będę miała do Was prośbę odnośnie wypełnienia ankiety na ten cel) i pisanie recenzji, bo mam bardzo dużo zaległych.

Ale już nie przedłużając, oto stosik:

 
"Śledztwo Decjusza" - od wyd. Bellona
"Błękitna pustka", "Dolores Claiborne" i "Worek kości" - wymiana na LC
"Piramida" i "Zakazane wrota" - audiobooki od Biblioteki Akustycznej
"Mój tydzień z Marilyn" - od wyd. Znak
"Księżyc nad Toarminą" - wymiana z Prowincjonalną Nauczycielką (dzięki jeszcze raz :)
"Kill Grill 2. Głodne kawałki czyli musztarda po obiedzie" - od Matrasa
"Arytmia" - od wyd. Prószyński i S-ka
"Środa popielcowa" - z wymianki "Z miłością w tle..."
"Kapliczki i krzyże przydrożne" - od wyd. Muza


Przypominam o KONKURSIE. Pisałam o nim także TU.


Mieszkańców Lublina i okolic zapraszam na spotkanie autorskie z Marcinem Wrońskim, podczas którego odbędzie się promocja jego najnowszej książki "Skrzydlata trumna":

Miejsce: Trybunał Koronny w Lublinie
Data: 29.02.2012
Godzina: 17:30

sobota, 25 lutego 2012

Konkurs!

Tutaj było już trochę konkursów, więc tym razem nowy postanowiłam ogłosić na fanpaga'u mojego bloga na FB.

Do wygrania jest audiobook "Piramida" Henninga Mankella ufundowany przez Bibliotekę Akustyczną.

Wszelkie informacje i bardzo proste zasady TU.





środa, 22 lutego 2012

"Mila księżycowego światła" D. Lehane


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Teresa Komłosz
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 280



Po kilku latach postanowiłam powrócić do książek Dennisa Lehane, tym razem wybierając "Milę księżycowego światła", którą wydało wydawnictwo Prószyński i S-ka. Nowa powieść Lehane nawiązuje do sprawy z książki "Gdzie jesteś, Amando?", a bohaterami jest znana już czytelnikom para detektywów Patrick Kenzie i Angela Gebbaro.

Nie czytałam niestety "Gdzie jesteś, Amando?" i dopiero w trakcie czytania uświadomiłam sobie, że musi być książka opisująca sprawę zaginięcia czteroletniej Amandy. Na szczęście autor wprowadza czytelników w wydarzenia sprzed dwunastu lat, za sprawą wspomnień Patricka, do którego kolejny raz zgłosiła się ciotka Amandy z prośbą o jej odnalezienie. Szesnastoletnia obecnie dziewczyna, któregoś dnia po prostu zniknęła z domu, a ciotka bardzo niepokoi się, że mogło stać się z nią coś złego. Do detektywów wracają wspomnienia z przeszłości, a także pytanie, które nie dawało im spokoju przez te wszystkie lata. Czy oddanie dziewczynki matce, która się nią nie zajmowała, było dobrym posunięciem? Z jednej strony było prawo, z drugiej troska o bezpieczeństwo i szczęście dziecka.

Książkę czyta się szybko, nowa historia Amandy, a także rozterki detektywów, wciągają czytelnika, wymuszając w nim wyrobienie własnego zdania na temat całej sprawy. Zaginięcie nastolatki to tylko kropla w morzu spraw, z którymi można się zetknąć podczas czytania tej książki. W dużo większy szok wprowadza fałszowanie tożsamości na duża skalę, mafia czy porwania i handel dziećmi. Wielbiciele sensacyjnych historii z pewnością będą zadowoleni czytając "Milę księżycowego światła". Dzięki tej książce czuję się zmobilizowana do poznania pozostałych książek Dennisa Lehane.


poniedziałek, 20 lutego 2012

"Cukiernia pod Amorem. Cieślakowie" M. Gutowska-Adamczyk


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 472



Jestem świeżo po lekturze drugiego tomu gutowskiej sagi "Cukiernia pod Amorem. Cieślakowie". Oczywiście poznajemy w nim dalszy ciąg losów Zajazierskich, a także tytułowych Cieslaków. Nie zabrakło wcześniej występujących postaci, jak np. Grażyna Toroszyn, jej matka Kinga czy Marianna Blatko. Wraz z bohaterami wyruszamy poza dobrze znane gutowskie okolice, w drugim tomie akcja przenosi się m.in. do Chicago i Warszawy, z rzadka powracając do zajerzyckiego majątku. I Wojna Światowa zmusza wielu bohaterów do opuszczenia rodzinnych stron i szukania miejsca, na przetrwanie ciężkiego czasu.

Nie można odmówić Małgorzacie Gutowskiej-Adamczyk umiejętności tworzenia barwnych opisów z licznymi detalami oraz wykreowania ciekawych bohaterów. Z pewnością pod tym względem jest to świetna książka obyczajowa i wiele osób będzie nią zachwyconych. Rozumiem, że cała otoczka historyczna jest niezbędna, by powieść zyskała potrzebny w jej przypadku realizm, ale momenty opowiadające o emigracji hrabiostwa Zajazierskich oraz działaniach wojenny, po jakimś czasie stały się nużące i mało wciągające. 

Drugi tom w większości opiera się na czasach historycznych, z przełomu XIX i XX wieku. Akcja tylko w niektórych chwilach powraca do roku 1995 i prób Igi Hryć w odkryciu przeszłości jej rodziny. Przyznam, że lepiej by mi się czytało tą książkę, gdyby podział na przeszłość i teraźniejszość był bardziej wyrównany, choć wiem, że ten powrót do przeszłości, był nieunikniony w przypadku tworzenia pełnego obrazu rodziny Hryciów. 

Niewątpliwą zaletą drugiego tomu jest postać Grażyny Toroszyn i jej charakterna postawa. Dzięki niej powieść nabiera atrakcyjności, a akcja przyspiesza tempa, ukazując nam Warszawę z początku dwudziestego wieku, z jej teatrami i kabaretami oraz fascynującym życiem towarzyskim.

Moim zdaniem książka jest bardzo nierówna, choć wiem, że pewnych jej elementów nie można uniknąć w przypadku budowania trylogii. Mimo, że nie jestem do końca zachwycona, całość zainteresowała mnie na tyle, że sięgnę po ostatni tom sagi, by poznać zakończenie tej niezwykle rozbudowanej historii. 

piątek, 17 lutego 2012

Wernisaż mojej wystawy - mała relacja

15 lutego odbył się wernisaż wystawy moich zdjęć pt. "Moje Roztocze". Jak już wcześniej tutaj pisałam, pomysł wystawy nie był mój, ale wykorzystałam daną mi okazję przez Studenckie Koło Informacji Naukowej "Palimpsest", do którego należę i spróbowałam swoich sił jako "artysta fotograf", co w moim przypadku było bardzo amatorskie, jak mi powiedział pewien znający się na tym fachu pan. 

Przed wystawą było wiele różnego stresu: brak odpowiednich zdjęć, problemy z tytułem wystawy, organizacją, plakatem, promocją w mediach itd. Straszona wywiadami, fotografami i innymi krytykami sztuki miałam wiele wątpliwości odnośnie tej całej akcji. Szczęście w nieszczęściu sprawiło, że o wystawie dowiedziało się niewiele osób, w większości moi znajomi. Ale owszem, w lokalu o tej krytycznej godzinie 20:00 było bardzo tłumnie, choć raczej nie z mojego powodu. Dobrym zabiegiem, który pozwolił zapełnić sale był występ grupy "No Potatoes" w tym samym czasie. 

Czy naprawdę spodziewałam się wielu osób? Nie, bo jestem nikomu nieznaną osobą, szczególnie w dziedzinie fotografii. W tym samym czasie odbywało się chyba kilka innych wernisaży w Lublinie, więc o mediach mogłam pomarzyć, choć od razu zaznaczam, że bardzo się ciesze, że nie było mnóstwa wywiadów i pytań w stylu: "dlaczego zrobiła Pani to i to zdjęcie?", "co Pani czuła fotografując tego motyla?". Było miło i kameralnie. Wywiad był, ale tylko jeden, do Radia Lublin i właściwie nie o zdjęciach, a o Roztoczu. 


Jednak chciałabym wspomnieć o osobach, które przyszły, wśród nich byli przede wszystkim moi bliżsi i dalsi znajomi. Niezmiernie cieszę się, że niektórym chciało się przebyć ten kawałek drogi od ich mieszkań i ciepła pokojów, co w taką pogodę było wyczynem. Niektórych przybycia byłam pewna, bo wiem, że zawsze są by mnie wspierać, ale też przybyli tacy, którzy mnie bardzo zaskoczyli, z racji tego, że na co dzień nie mamy może jakiegoś super kontaktu. Niestety zabrakło też osób, na które bardzo liczyłam, a jak się okazało, tego dnia nie miałam w nich wsparcia. 








Dziękuję jeszcze raz tym, którzy tego dnia ze mną byli i świetnie się bawili. Dziękuję pomysłodawcy wystawy, którego niestety zabrakło i organizatorom, w tym przede wszystkim "Palimpsestowi" i właścicielowi lokalu Caxmafe. Może to mój pierwszy i ostatni raz, a może to wszystko dopiero się zaczyna. 

Tutaj prezentuję tylko część zdjęć (z tych, które wystawiałam pokazuje Wam jedynie 1/3), pozostałe możecie oglądać na moim facebook'owym profilu, a wystawa będzie czynna jeszcze przez miesiąc, więc zapraszam do Caxmafe, ul. Staszica 1, Lublin.

czwartek, 16 lutego 2012

Paczka z wymianki "Z miłością w tle..."

Paczka przyszła do mojego domu chyba we wtorek, poinformowała mnie o niej siostra, ale dopiero dziś mogłam ją zobaczyć na własne oczy i przy okazji pokazać Wam. Paczkę otrzymałam od Beaty, właścicielki tego bloga.


Jak widzicie otrzymałam 3 książki, z których 2 już niestety mam, więc pójdą albo na konkursy, albo do biblioteki. Nie czytałam tylko "Środy popielcowej" (w sam raz się terminowo zbliża) i cieszę się na jej lekturę. Dodatki-umilacze ucieszyły mnie bardzo, cudowna herbatka, słodycze, ulubione płatki i kisielek. Tylko kawy nie pije, ale mój chłopak już zaciera na nią łapki. W tym miejscu chciałabym bardzo podziękować Beacie za paczkę i bardzo miły liścik. A Sabinie za organizację kolejnej świetnej wymiany. Dzięki dziewczyny :) ;*

środa, 15 lutego 2012

"Siostrzyczka" D. Rekosz


Wydawnictwo: GWP Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne & Funky Books
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 200

 

Kupując „Siostrzyczkę” Dariusza Rekosza miałam nadzieję, na kawałek dobrego, rodzimego kryminału. Zwłaszcza, że akcja książki został umiejscowiona w Gdańsku, a prawdziwość przywoływanych miejsc miała na celu wyrobienie w czytelnikach wrażenia, że wszystko dzieje się to tuż za rogiem. W Gdańsku nigdy nie byłam, północną Polskę znam słabo, dlatego literacka podróż wydawała mi się świetnym pomysłem. Niestety nie zawsze, książki spełniają oczekiwania czytelników.

Cała historia zaczyna się oczywiście od zbrodni, w szatni gdańskiego basenu znaleziono zwłoki mężczyzny, zmasakrowana twarz nie pozwala na rozpoznanie, a brak gałek ocznych dodatkowo wzmaga  wrażenie makabry. Jedyną poszlaką jest mały tajemniczy tatuaż na szyi ofiary. Sprawę prowadzi nadkomisarz Maciej Szwerman i aspirant Jerzy Woźniak, jednak zanim czegoś zdążą się dowiedzieć, następnego dnia mają już kolejne zabójstwo. Ten sam „styl” wskazuje, że morderstwa zostały dokonane przez jedną osobę, co od razu nasuwa myśli o seryjnym mordercy. Kolejne ofiary to już tylko kwestia czasu...

Gdyby nie to, że książka jest taka krótka, nie wiem czy bym się z nią męczyła. Żeby na tak małej przestrzeni zmieścić tyle morderstw, tajemniczego zbrodniarza, porwania i jakieś genetyczne badania, to naprawdę trzeba mieć do tego pewne umiejętności. Niestety wydaje mi się, że autor garściami nabrał z innych książek czy filmów i poupychał to wszystko w swojej historii, nie biorąc pod uwagę jak może to zostać odebrane przez czytelników. 

Do jedynych plusów mogę zaliczyć prezentację Trójmiasta, jako regionu, gdzie mógłby się odnaleźć seryjny morderca i ciekawe wykorzystanie miejsc, o których może nie wszyscy wiedzą, jak np. ruin niemieckiej torpedowni. Poza tym niestety lektura "Siostrzyczki" jest stratą czasu.

wtorek, 14 lutego 2012

Top 10: książki, które chcielibyśmy znów po raz pierwszy przeczytać

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć książek, które chcielibyśmy znów po raz pierwszy przeczytać!

W większości są to książki, które zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, po których przeczytaniu najchętniej sięgnęłabym po nie jeszcze raz, ale kolejny raz, w przypadku niektórych nie daje już takiej satysfakcji, dlatego często zazdroszczę innym, że mają te wspaniałe lektury przed sobą.

"Tajemniczy ogród" F. Hodgson Burnett

Na zawsze i bezapelacyjnie najlepsza. Pokochałam ją jako mała dziewczynka, a zachwyt nie zmniejszył się z każdym rokiem dorastania. Jest to jedyna książka, którą wciąż mogę czytać na nowo, bez utraty czegokolwiek z poprzednich wrażeń. Chociaż i tak zazdroszczę innym tego pierwszego razu...



"Cień wiatru" C. R. Zafon

Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz zobaczyłam ją w pakiecie z "Przewodnikiem po Barcelonie" w pakiecie przewiązanym czerwoną wstążką na empikowej półce. Dziwne, co człowiek pamiętam w takich sytuacjach. Musiałam ją mieć i w końcu miałam, przyznam, że w tym czasie kupowałam mało książek, raczej wypożyczałam, a "Cień wiatru" był jedną z pierwszych, drogich książek, na którą zbierałam pieniądze. Barcelona, Cmentarz Zapomnianych Książek, aura tajemnicy, która od razu mnie porwała... Na zawsze będzie miała miejsce w moim sercu.

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" S. Larsson

Trylogia miała już wielu fanów, gdy zdecydowałam się za nią zabrać i ... wciągnęła mnie bez reszty. Dzięki tej książce, a także jej kolejnym tomom, tak bardzo lubię dziś skandynawskie kryminały. Chyba nie ma takiego, którego bym nie chciała przeczytać. Osobom zaczynającym przygodę z "Millenium" poradzę jedno: jeżeli chcecie przeczytać pierwszy tom, najlepiej miejcie w domu pozostałe.


Seria "Harry Potter" J. K. Rowling

Serię zaczynałam czytać chyba w gimnazjum, jako 13-latka, a kończyłam będąc już na studiach. Ostatni tom kupiłyśmy z siostrą w dniu premiery, niby dziwne, prawi dorosła baba, a przeżywa jakąś bajkę dla dzieciaków. Ale dla mnie ta seria zawsze była czymś więcej, myślę, że osoby, które zaczęły z nią przygodę później nie były się w stanie tak w nią zaangażować, końcowe tomy, były już następstwem fascynacji, musiałam wiedzieć jak to się skończy.


"Jeden dzień" D. Nicholls

O swoich odczuciach pisałam już TU. Zbieżność dat z moimi urodzinami, nie mogła być przypadkowa, ta książka mną w jakiś sposób zawładnęła. Pozwoliła na ujście emocjom, których raczej nie okazuję podczas czytania innych książek. Tu poczucie związku z bohaterami było bardzo silne...



 "Świat Zofii" J. Gaarder

Jest to dla mnie ważna książka, chyba nigdy jej nie zapomnę. W jakiś sposób na mnie zadziałała, dlatego gdy pomyślałam o dzisiejszym rankingu, była jedną z pierwszych, które chciałam wymienić. Gdy znajdę trochę czasu wrócę do niej.

"Samotność liczb pierwszych" P. Giordano

Swego czasu bardzo byłam nią zachwycona, przyznam, że to nie minęło i znów bardzo chętnie bym po nią sięgnęła. Piękna, zupełnie inaczej niż zazwyczaj przedstawiona miłość. Muszę w końcu kupić własny egzemplarz, żeby co jakiś czas go kartkować...

"Mistrz i Małgorzata" M. Bułhakow

Czytałam ją w liceum, bardzo mi się podobała, choć teraz uważam, że byłam na nią jeszcze za młoda, by w pełni ją docenić. Chciałabym przeczytać ją jeszcze raz, delektować się tymi kwestiami, charakterystykami postaci i świetnymi opisami.




"S@motność w sieci" J. L. Wiśniewski

Pamiętam, że kupiłam ją w kiosku, za chyba niecałe 5 zł. Wtedy nikt o tej książce nie mówił, trafiła do serii literatury kobiecej, nie cieszyła się dużym zainteresowaniem. Przeczytałam i zachwyciłam się, pożyczałam każdemu siejąc zainteresowanie i pragnienie posiadanie tej książki na własność przez innych, a tu nagle film, bestseller, nie wiadomo co jeszcze. Mimo wszystko wróciłabym do niej jeszcze raz, by zobaczyć jak odebrałabym ją dzisiaj.

 
"Jedenaście minut" P. Coelho

Mam do niej ogromy sentyment, co by inni nie mówili, był czas, że naprawdę uwielbiałam książki Coelho, wiele z tych wczesnych dalej bardzo cenie i nie dam o nich powiedzieć złego słowa, "Jedenaście minut" jest właśnie jedną z nich.




Przyznam szczerze, że mogłabym stworzyć przynajmniej jeszcze ze dwa TOP 10 z moimi typami, aż tyle jest książek do których chce wrócić. Teraz pomyślałam o tych, więc niech tak zostanie. 

Zaproszenie na wernisaż

Wiem, że prawie nikt z Was nie jest z Lublina, albo go takie rzeczy nie interesują, ale żeby nie było, że nie napisałam. Jutro jest wernisaż wystawy moich zdjęć pt. "Moje Roztocze", to 25 fotografii prezentujących przyrodniczą część mojego regionu. Wiele z nich zrobiłam na swoim trawniku lub w pobliżu domu. Kilka to znane na Roztoczu miejsca, jak Zwierzyniec czy Zamość. Nie zabraknie także zdjęć leśnych i makro.

Przyznaję, że wystawa została mi trochę odgórnie narzucona, więc w większości nie są to zdjęcia, z których jestem zadowolona w 100%. Z drugiej jednak strony, nie wiem kiedy znów miałabym okazję zaprezentować coś swojego, bo oprócz zbiorowych wystaw konkursowych, mało kto chce prezentować fotografie nieznanych nikomu amatorów. 

Miałam wiele trudności w doborze tych zdjęć, bo nigdy nie robiłam ich po kątem wystaw czy publikacji szerszej grupie osób. Dlatego czas, który miałam na zgromadzenie zdjęć, odnalezienie zawieruszonych gdzieś płyt z całymi folderami, okazał się za krótki. Mimo wszystko uważam, że wstydu nie będzie.

ZAPRASZAM!

PS. Wystawa ma być wywieszona przez ok. miesiąc, więc jeżeli ktoś będzie przejazdem w Lublinie i będzie miał czas, to będzie mi bardzo miło.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Wyniki konkursu

Cieszę się, że zgłosiło się tyle osób, przyznam, że bałam się, iż będzie Was tylko kilka :) 

Ale, żeby nie przedłużać, oto wyniki konkursu przeprowadzone z pomocą niezawodnego programu Losuj w dzisiejszy piękny poranek:


Tak więc przeczytajkę proszę o kontakt na maila: edith26@gazeta.pl 

Niedługo znów postaram się coś zorganizować. 


PS. Dziękuję wszystkim za głosy, myślę, że jednak moim kotom nie uda się zgarnąć głównej nagrody.

sobota, 11 lutego 2012

"Listy do młodego pisarza" M. Vargas Llosa

Wydawnictwo: SIW Znak
Język oryginału: hiszpański
Tłumaczenie: Marta Szafrańska-Brandt
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 128




Mario Vargas Llosa swoją najnowszą książkę napisał w postaci listów do anonimowego, młodego pisarza, któremu przedstawia blaski, cienie i zasady pisarskiej twórczości. We wstępie autor zaznacza, że zbiór tekstów powstał pod wpływem wydawcy, mając zasilić serię książek napisanych przez specjalistów i skierowanych do początkujących w tych dziedzinach osób. Ostatecznie seria nie ukazała się, ale „Listy…” okazały się na tyle ciekawym zbiorem, że Vargas Llosa postanowił je wydać.

Książka „Listy do młodego pisarza” nie jest jednak podręcznikiem, który krok po kroku pokaże, jak zostać pisarzem. Autor zaznacza, że tej sztuki nie można się wyuczyć. To esej podejmujący ważne kwestie w literaturze i pisarstwie, odnajdziemy w nim także odwołania do inspiracji i ulubionych książek Noblisty. Tymi fragmentami powinni być szczególnie zainteresowani jego wielbiciele, ja także wynotowałam sobie kilka wcześniej nieznanych mi tytułów.

Pozornie nie jest to łatwa lektura, w wielu fragmentach przypomina lekcje języka polskiego, na których uczyliśmy się, jak pisać opowiadania i inne prace pisemne. Z drugiej strony każdy element jest wytłumaczony przystępnie na wielu przykładach. Pojawiają się także anegdoty i osobiste doświadczenia pisarza, dzięki czemu nawet się nie obejrzymy, gdy większość lektury będzie już za nami.

Po ten esej powinni sięgnąć wszyscy, którzy mają do czynienia ze słowem pisanym, pisarze lub pretendujący do tego miana, z racji przypomnienia i utrwalenia sobie pewnych podstaw, czytelnicy, by móc lepiej rozumieć czytane książki oraz recenzenci, którzy dzięki tym listom poszerzą swoją wiedzę odnośnie analizy i odbioru różnych tekstów literackich.

piątek, 10 lutego 2012

"1Q84" (tom 3.) H. Murakami


Wydawnictwo: Muza S.A
Język oryginału: japoński
Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 512


Dwa pierwsze tomy trylogii „1Q84” Murakamiego bardzo mi się podobały, dlatego tym trudniej jest mi pogodzić się z moimi odczuciami po przeczytaniu ostatniej, trzeciej części. Nie czytałam recenzji innych osób, ale podejrzewam, że są pozytywne, a jedynie ja nie odczułam przyjemności w czytaniu tej książki. Miałam wrażenie, że ostatnia część była na siłę przedłużana, większość momentów autor pokazywał z trzech różnych perspektyw, dając nam pełniejszy, choć często uzupełniony o niepotrzebne elementy obraz sytuacji. Historię z trzeciego tomu można by było zmieścić w połowie obecnej objętości książki.

Jeżeli chodzi o treść to autor w dalszym ciągu rozwija rozpoczęty wcześniej wątek Tengo i Aomame oraz historię Eriko Fukady, Little People i sekty Sakigake. Nie będę przybliżać tu różnych faktów, by nie psuć przyjemności z czytania osobom dopiero zaczynającym przygodę z tą trylogią.

Trzeci tom nie odbiega od poprzednich stylistycznie czy językowo, pod tym względem nie można niczego zarzucić Murakamiemu czy tłumaczce. Minusem jest jednak brak napięcia, bardzo wolno rozgrywająca się akcja oraz niewiarygodna łatwość głównych bohaterów w radzeniu sobie z przeciwnikami. Jedynymi momentami, w których coś jakby się „ruszyło”, były wizyty tajemniczego mężczyzny podającego się za inkasenta NHK. Naprawdę spodziewałam się po tym tomie najwięcej, a okazało się, że jest najsłabszym ze wszystkich trzech.

Przyznaję otwarcie, że bardzo się nudziłam czytając tą książkę, a jej lektura trwała rekordowe trzy tygodnie. Nie chcę jednak nikogo od niej zniechęcać, może ja po prostu jej nie zrozumiałam, albo trafiła na zły okres w moim życiu. Naprawdę nie wiem. Mimo wszystko uważam, że każdy powinien ją przeczytać, chociażby po to, by mieć pełny obraz sytuacji i poznać zakończenie tej miłosnej historii.

czwartek, 9 lutego 2012

Mały konkurs

Dawno nie było u mnie żadnego konkursu, więc postanowiłam jakiś zorganizować, nagroda nie jest może jakaś super, ale myślę, że może paru osobom przypaść do gustu.

Do wygrania ten zestaw: 

Egzemplarz próbny "Rozwiązłej" J. Kamińskiego i zestaw najnowszych zakładek Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich.


Zasady:
1. Zgłoszenie w komentarzach.
2. Osoby nieposiadające bloga proszę o podanie maila. 
3. Czas do 12 lutego do 23:59.
4. Oczywiście następnego dnia przeprowadzę losowanie i skontaktuję się z osobą, która wygrała.


PS. Mam też prośbę, moje zdjęcie walczy o wygraną w konkursie Whiskas. Tutaj LINK. Można głosować codziennie, chciałabym wygrać dla moich kotów (a mam ich 4) zapas karmy. Z góry dziękuję za każdy głos.

niedziela, 5 lutego 2012

Top 10: bohaterowie, z którymi chcielibyśmy zamienić się miejscami

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.
Dziś przyszła pora na... Dziesięciu bohaterów, z którymi chcielibyśmy zamienić się miejscami!

Z góry zaznaczam, że może być ciężko. Nie jestem też pewna czy ostatecznie uda mi się wytypować, aż 10 bohaterów, ale... No nic, okaże się pod koniec tego rankingu. A wyjaśnienia będą krótki.


Eugenia 'Skeeter' Phelan ze "Służących" K. Stockett

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: jest inteligentna, odważna, wie, co jest dobre, zachowuje się zgodnie ze swoimi przekonaniami nie patrząc na innych.



Hermiona Granger z serii "Harry Potter" J. K. Rowling

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: ma świetnych przyjaciół, różdżkę, możliwość dostępu do Hogwartu i Hogsmeade. Naprawdę fajna i miła z niej dziewczyna, jej wiedza też by się przydała...




 Mary Lennox z "Tajemniczego ogrodu" F. Hodgson Burnett

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: ma dostęp do "Tajemniczego ogrodu", dostała szansę na stanie się mądrą i dobrą dziewczynką, poznała wspaniałych przyjaciół.


 Penelope Green autorka "Rzymskie dolce vita"

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: miała odwagę porzucić stałą pracę, swój kraj i dotychczasowe życie i przenieść się do Włoch, bez znajomości języka i jakichkolwiek planów. To się nazywa życie chwilą!




Daniel Sempere z "Cienia wiatru" C. Ruiza Zafona

Chciałabym się z nim zamienić miejscami, bo: miał dostęp do Cmentarza Zapomnianych Książek, do tego ta niesamowita przygoda, no i oczywiście Barcelona!





 Vivi Abbott z "Boskich Sekretów Siostrzanego Stowarzyszenia Ya-Ya"  R. Wells

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: miała cudowne przyjaciółki, takie na całe życie, jakie ja zawsze chciałam mieć, młodość barwną i ciekawą, przecież smutki i gorsze chwile zdarzają się każdemu. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o cudownym Amerykańskim Południu i werandach, w których się zakochałam, a które ona miała na co dzień. 


Julie Powell z "Julie i Julia" J. Powell

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: była strasznie wytrwała w swoim zamierzeniu! Do tego uwielbiam gotować, eksperymentować i kocham wyzwania, ale brakuje mi systematyczności i takiej motywacji. 

 Ania Shirley z serii "Ania z Zielonego Wzgórza" L. M. Montgomery

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: chciałabym choć przez jeden dzień mieć rude włosy. Naprawdę. No i to Zielone Wzgórze, te przygody... Ach, chciałoby się być przez jeden dzień Anią. 


 Elizabeth Bennet z "Dumy i uprzedzenie" J. Austen

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: żyła w cudownych czasach (te suknie, bale, mężczyźni!), miała bardzo fajny charakter i mimo ustalonych zasad, działała zgodnie ze swoim sumieniem. Tak, taka chciałabym być.




Vianne Rocher z "Czekolady" J. Harris

Chciałabym się z nią zamienić miejscami, bo: robiłabym różne cuda z czekolady, przy okazji "uzdrawiając" ludzi i naprawiając wiele z pozoru trudnych do rozwikłania problemów. Ale chyba najbardziej z powodu tej czekolady...




Jak widzicie udało się, pewnie w innym dniu byłyby to inne postacie, ale dzisiaj pomyślałam właśnie o nich. I niech tak zostanie.

czwartek, 2 lutego 2012

"Mróz" M. Ciszewski - audiobook


Czyta: Krzysztof Banaszyk
Język: polski
Czas trwania: 14h 19m
Format: mp3
Rok wydania: 2011


Warszawa: policjanci z komendy głównej prowadzą rutynowe śledztwo w sprawie śmierci Bartosza Wicherka, specjalisty od meteorologii i zmian klimatycznych. Zanim jednak odkryją sprawcę, „góra” odsuwa ich od akcji i rozwiązuje grupę nadkomisarza Jakuba Tyszkiewicza. Podejrzana sytuacja sprawia, że policjanci zaczynają „węszyć” na własną rękę i odkrywają niepokojące wyliczenia meteorologa. W międzyczasie do wszystkiego dochodzi śmierć Prezydenta, który ginie w zamachu, a nadkomisarzem i śledztwem interesuje się rząd. Odkryte przez policjantów prognozy Wicherka zaczynają się powoli sprawdzać, temperatura schodzi poniżej -30 st. i wciąż spada... 

Krzysztof Banaszyk w roli lektora spisał się niesamowicie, ten znany aktor teatralny, ma świetny głos, więc nic dziwnego, że bardzo często dostaje także propozycje dubbingu. Zachęcam do wysłuchania fragmentu, który skłonił mnie do zapoznania się z książką Marcina Ciszewskiego. Lektor wytworzył świetny klimat, a czytana przez niego książka bardzo wciąga. Przyznaję, że to chyba najszybciej wysłuchany przeze mnie audiobook, po prostu nie mogłam się od niego oderwać.

Marcin Ciszewski, napisał historię, która zachwyci przede wszystkim mężczyzn, ponieważ nie brakuje w niej takich elementów jak: zamachy, zdalnie sterowana broń, tajemniczy mordercy, porwania, piękne kobiety i szybka akcja. Jednak także fanki kryminałów i sensacji powinny odebrać ją bardzo dobrze, gdyż pomysł wykorzystany przez autora, ciężko porównać z jakimś innym wykorzystanym w publikacjach z tych gatunków. 

Ciekawe są także elementy powieści, w których autor przedstawia geopolityczne zagrożenia w przyszłości Polski, m.in. szeroko omawiany problem złóż gazu łupkowego i zainteresowania innych krajów tym tematem czy sytuacja z Gazociągiem Północnym. Z pewnością każdego czytelnika zainteresuje także kwestia śmierci Prezydenta i objęcia władzy przez Marszałka Sejmu z opozycyjnej partii, nie bez powodu nasuwając nam skojarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. Podobno jest to jedynie fikcja literacka, a autor w żaden sposób nie sugerował się tymi wydarzeniami, gdyż książkę zaczął tworzyć przed katastrofą smoleńską. 

Chociaż bohaterowie są charakterystyczni i ciekawi, to nie oni, a wizja klimatycznej katastrofy buduje klimat i jest największą zaletą książki. Szczególnie gdy za oknem mróz, warto posłuchać historii, która bardzo szybko pozwoli nam się wczuć w atmosferę i wydarzenia, przedstawione przez Marcina Ciszewskiego. Jedynym minusem jest dla mnie zbyt duża mnogość wątków, ale po jakimś czasie można się do tego przyzwyczaić.

środa, 1 lutego 2012

Spotkanie z Witoldem Szabłowskim

Spotkanie z Witoldem Szabłowskim zostało zorganizowane w ramach projektu Citybooks Lublin, którego ideą jest:


W założeniach miasto ma stać się inspiracją dla twórców literatury, fotografii i filmu do stworzenia oryginalnej impresji na jego temat. Do współpracy zapraszamy literatów - Andrzeja Stasiuka, Mauro Pawlowskiego, Witolda Szabłowskiego, Arnon Grunberga oraz Maud Vanhauwaert, filmowca Piotra Miłkowskiego oraz fotografa Macieja Rukasza. Pozwalamy im mieszkać w Lublinie, wtopić się w rytm miasta i oczekujemy od nich, że stworzą w charakterystycznym dla siebie tworzywie dzieło inspirowane tym miejscem. Utwory literackie będą potem przetłumaczone na cztery języki obce i nagrane w formie podcastów, filmy zmontowane w całość obrazującą 24 godziny z życia miasta zamknięte w 24 minuty impresji, a fotografie ułożone przez twórcę w wizualną narrację. Te dzieła stworzą "księgę miasta" umieszczoną na platformie internetowej citybooks.


Na pierwszym spotkaniu z serii, czyli z Andrzejem Stasiukiem nie udało mi się być, ale teraz stwierdziłam, że nie odpuszczę i muszę się pojawić. Spotkanie z Witoldem Szabłowskim odbyło się 26 stycznia, w Kawiarnio-Księgarni „Spółdzielnia” w Lublinie. O tym miejscu słyszałam już wiele razy, z racji organizowanych tam spotkań i akcji „Book Swap Party – czyli wymieniamy się książkami”, ale jeszcze nigdy nie byłam. Okazja była bardzo dobra, by poznać nowe „książkowe” miejsce w Lublinie. 





  
Wnętrze przytulne, pełne książek, z bardzo miłymi osobami pracującymi w tym miejscu. W oczekiwaniu na rozpoczęcie spotkania popijaliśmy gorącą czekoladę z bitą śmietaną, a sala powoli się zapełniała. Wybraliśmy miejsce przy bocznym stoliku, a autor z kilkunastoma osobami siedział przy głównym. Spotkanie poprowadziła Ksenia Duńska, „zmuszając” także autora do przeczytania fragmentów swoich reportaży, czego jak sam Witold przyznał, po prostu nie lubi. 


Na początku spotkania W. Szabłowski opowiedział o tym, jak zaczęła się jego przygoda z Turcją i reportażem oraz szczegółach dotyczących samego zbioru. Później z pomocą prowadzącej spotkanie płynnie przeszło do omówienia niektórych reportaży oraz czytania ich fragmentów. Autor mówił o swoich uczuciach, gdy poznawał tragiczne historie i osobiście spotykał ludzi, którzy prawdopodobnie mieli „krew na rękach”. Jako, że spotkanie odbyło się w ramach projektu o Lublinie, nie mogły oczywiście nie paść pytania o miasto i wrażenia reportera z jego zwiedzania. Okazało się, że Witold natrafił na dwa protesty, jeden przeciwko ACTA, a drugi już trwający od prawie miesiąca to strajk pracowników LZPS. A poza tym miał czas tylko na zwiedzenie dzielnic: Tatary i Bronowice, z racji przeziębienia. Na koniec Witold Szabłowski opowiedział także o swoim projekcie, dotyczącym życia w PRL-u i dziennikarstwa wcieleniowego, muszę przyznać, że historie o jeżdżeniu maluchem, przypinaniu drzwi pasami i poszukiwaniu kolejek były fascynujące i zabawne. Jak każdy reporter, Szabłowski ma dar opowiadania, robi to tak dobrze, że nie wiadomo kiedy minęło półtorej godziny spotkania. 


Było bardzo miło, rozmowa była, autograf jest, zdjęcia także. Już nie mogę doczekać się kolejnych spotkań w ramach tego projektu. 

PS. Wywiad z Witoldem Szabłowskim. 
PS2. W. Szabłowski o projekcie PRL w iTVL
Related Posts with Thumbnails