czwartek, 30 czerwca 2011

"Nasza Klasa i co dalej" E. Lenarczyk

Cztery lata temu był tzw. boom na portal Nasza Klasa, niewiele jest osób, których nie skusiła możliwością założenia tam konta, w celu odnalezienia, a także utrzymania kontaktu z dawno nie widzianymi znajomymi. Celem portalu miała być pomoc w odnalezieniu się po latach absolwentom szkół sprzed doby telefonii komórkowej i internetowej. Popularne stały się spotkania klasowe, które dzięki pomocy for na portalu można było łatwiej organizować. W takich chwilach ludzi dopadają wspomnienia, pragnienia powrotu do dawnych czasów, przyjaźni, ale także miłości. I właśnie o tej stronie Naszej Klasy, w swojej książce pisze Ewa Lenarczyk.

„Nasza Klasa i co dalej” to historia kilku, a może nawet kilkunastu osób, które mając za sobą wiele lat małżeństwa, wychowywania dzieci i pracy, pewnego dnia zakładają konto na Naszej Klasie, by odnaleźć znajomych sprzed lat. Wyszukują w pamięci nazwiska i oprócz zwykłych znajomych wracają myślami do pierwszych miłości, z którymi coś je przed laty rozłączyło. W ich pojęciu portal jest najlepszą szansą, by znów zobaczyć zapomniane twarze, zdobyć kontakt do różnych osób lub chociażby napisać kilka słów w prywatnej wiadomości. Z pozoru niewinne wspomnienia stają w opozycji do szarej rzeczywistości, w której żyją bohaterowie. Krótkie wiadomości z młodzieńczymi miłościami szybko przeradzają się w romanse i porzucanie rodzin, a nawet rozwody. Autorka by dodatkowo zaciekawić czytelnika łączy zbiegiem okoliczności losy kilku bohaterek powieści. Niestety ten zabieg, a także zbyt duża, moim zdaniem, ilość romansów z Naszej Klasy sprawiły, że Ewa Lenarczyk trochę pogubiła się w swojej powieści. Książka urywa się dość nagle, gdy niektóre wątki historii bohaterów zostały ledwie pozaczynane.

Z powieści można wyciągnąć kilka wniosków o związkach między kobietą i mężczyzną, szczególnie tych małżeńskich z długim stażem. Na podstawie historii bohaterów widzimy, jak ważna w związku jest czułość, szczerość, szacunek, zwracanie uwagi na potrzeby swoje i partnera, a także wynikającą z tego miłość. Bez tego wszystkiego będziemy czuć się źle, a każdy człowiek, który będzie zwracał na nas większą uwagę niż partner będzie idealną wymówką do ucieczki.

Nie jest to mój typ literatury, dlatego jej czytanie zajęło mi ponad dwa tygodnie. Ostatecznie przebrnęłam, a miłośnikom takich książek polecam na wakacje.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res.

wtorek, 28 czerwca 2011

"Gościu. Auto-bio-Grabaż" K. Gajda, K. Grabowski

Pidżama Porno to bardzo ważny dla mnie zespół w czasie liceum i początku studiów. Odkryłam ich dość późno, na rynku była większość ich płyt, powstały już wtedy także Strachy na Lachy. Największą sympatią z płyt Pidżamy darzę „Marchef w butonierce”, świetnie zrobioną, z genialnymi tekstami, do których Grabaż miał talent. Od kiedy dowiedziałam się o ukazaniu autobiografii Grabaża czyli „Gościu. Auto-bio-Grabaż”, to musiałam ją przeczytać.

Autobiografia to właściwie wywiad rzeka, pyta Krzysztof Gajda, a Krzysztof „Grabaż” Grabowski odpowiada. Mówi ciekawie, wciągająco, szczerze, ale także z poczuciem humoru typowym dla niego. Dowiadujemy się o czasach młodości Grabaża, jego studiach, początkach romansowania z muzyką, pierwszych zespołach i formacjach, w których chciał się spełniać. Ta książka to także obraz PRLu widziany oczami studenta i młodego mieszkańca Poznania, który żył w punk rocku. Na przykładzie Pidżamy Porno widać, jak ciężko jest się wybić młodym kapelom, by móc grać np. w Jarocinie. Brak pieniędzy i cenzura skutecznie utrudniały młodym ludziom spełnienia marzeń o dużej scenie i tłumie słuchaczy. Oczywiście teraz Pidżama jest zespołem bardzo znanym w pewnych kręgach, a Strachy na Lachy trafiły do jeszcze większego grona odbiorców, ale początki dla nich, tak jak dla innych kapel, nie były łatwe.

Autobiografia podzielona jest na trzy duże rozdziały: Strzelaj lub emigruj, czyli lata 80. (a w nim o płytach: „Zakazane piosenki”, „Ulice jak stygmaty” i „Futurista”), Stąpając po niepewnym gruncie – lata 90. (podrozdziały o płytach: „Złodzieje zapalniczek” i „Styropian”) i Bez słów jak granaty - dotyczący lat dwutysięcznych, a w nim czas przypadający na największą liczbę płyt („Marchef w butonierce”, „Strachy na Lachy”, „Bułgarskie Centrum”, „Piła Tango”, „Autor” i „Dodekafonia”). Na koniec dołączonych jest kilka bonusów, a w nich o familii, czyli osobach z bliskiego grona Grabaża, wspomagających go muzycznie, o wieczornej audycji Grabowskiego w radiu Roxy FM i jego miłości do Kolejorza. Ciekawym dodatkiem jest także słowniczek, który wyjaśnia czytelnikom nieznane nazwy i pojęcia. „Gościu...” to jednak przede wszystkim analiza tekstów piosenek i odnajdywanie przez Krzysztofa Gajdę ich ukrytego znaczenia. Bez tej książki niektórych piosenek nie bylibyśmy w stanie prawidłowo zrozumieć, a w przypadku innych okazuje się, że nie ma sensu głębokie analizowanie, gdy tego głębszego sensu, niż dobre brzmienie po prostu nie ma. Każda rozmowa opatrzona jest wieloma świetnymi zdjęciami, które fanom Grabaża na pewno przypadną do gustu.

Książkę otrzymałam od księgarni Amazonka.pl

czwartek, 23 czerwca 2011

Noc Kultury 4/5 czerwca 2011

W Lublinie z 4/5 czerwca 2011 roku odbyła się cykliczna impreza Noc Kultury, o której pewnie dużo osób słyszało. Jak można przeczytać na stronie internetowej projektu, Noc Kultury to "to manifestacja miasta, które postanowiło starać się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Instytucje, organizacje, artyści, animatorzy kultury i wszyscy chętni wspólnie tworzą ten cykliczny projekt, zaskakujący swoim rozmachem i dynamiką, ujawniający olbrzymi potencjał kulturalny Lublina". Podczas tej jednej nocy, Lublin ożywa w całości, odkrywa wszelkie zaułki, które turyści i mieszkańcy miasta często pomijają w jego zwiedzaniu. Przy tym wszystko, co oferują instytucje i artyści jest całkowicie darmowe.Pierwsza edycja tego wydarzenia odbyła się w 2007 roku, a każda kolejna sprowadza do Lublina coraz więcej osób chętnych do uczestniczenia w tej wspaniałej imprezie.

koncert Rocker Joker

Oczywiście i mnie nie mogło na niej zabraknąć, choć jak co roku wiedziałam, że za wiele nie zwiedzę. Tłumy ludzi uczestniczących w różnych wydarzenia i przechodzących przez Krakowskie Przedmieście i Rynek skutecznie utrudniają obejrzenie wszystkich atrakcji. Dlatego ja właściwie poddałam się chwili, a to się z kimś spotkaliśmy, a to z kimś gdzieś umówiliśmy. Nikt nie oglądał wcześniej programu, więc nie musieliśmy pilnować czasu, korzystając z niezwykłej lekkiej atmosfery. Z różnych wydarzeń byłam na: koncercie białoruskiego zespołu Rocker Joker na placu Litewskim, na pokazie grupy "No Potatoes" bardzo energetycznym wystąpieniu ukraińskiego soundsystemu "Banda Arkan" na ul. Olejnej, w tym samym miejscu przy wejściu była także bardzo ciekawa wystawa, a właściwie fotoinstalacja Yuriya Dyachyschyna z Ukrainy, na zakończenie oczywiście dotarliśmy na plac po Farze, gdzie odbywał się właśnie ostatnio koncert grupy "Lanaya" z Burkina Faso. Wszystko to okraszone dobrym towarzystwem, z którego cieszę się najbardziej.

pokaz grupy "No Potatoes"

Mimo tego, że już dziś wiem, że Lublin nie zostanie ESK 2016, to bardzo się cieszę, że miasto w ciągu ostatnich lat bardzo mocno podniosło się kulturalnie. Samo znalezienie się w finale jest bardzo dużym wyróżnieniem, ponieważ ktoś docenił starania tak wielu ludzi. Mam nadzieje, że to wszystko będzie trwało dalej i zapoczątkowane imprezy staną się cykliczne i podobnie jak teraz warte uwagi.

fotoinstalacja Yuriya Dyachyschyna

soundsystem "Banda Arkan"

„Potańcówka lubelska. Tradycyjne tańce i melodie Lubelszczyzny”

Lanaya (Burkina Faso)

czwartek, 16 czerwca 2011

"Z Miśkiem w Norwegii" A. Urbankiewicz

Uwielbiam Skandynawię, przede wszystkim Norwegię, choć nigdy tam nie byłam. Ale marzę o tym i wierzę, że kiedyś spełni się to marzenie, a moja podróż będzie równie ciekawa, jak ta, którą opisała Aldona Urbankiewicz w swojej książce „Z Miśkiem w Norwegii”. To opowieść z 18 dni, podczas których autorka z mężem i synem przejechała przez 7 krajów, robiąc łącznie 6900 kilometrów.

Od tej małego formatu książki bije entuzjazm i radość, a także chęć rozwijania swoich pasji i spełniania marzeń. Autorka, choć miała małego, zaledwie 14-miesięcznego synka Mikołaja, postanowiła wybrać się po raz kolejny do kraju, który pokochała – Norwegii. Zdawała sobie sprawę, że nie jest to łatwe zadanie, że może być różnie, bo przecież podróż z dzieckiem na taką odległość zawsze jest ryzykiem i wymaga od rodziców niemałego poświęcenia. Jednak udało się, a trudy i radości z podróży były na bieżąco opisywane na laptopie, którego także nie mogło na wyjeździe zabraknąć. Wszelakie błędy i powtórzenia sprawiają, że opowieść autorki zyskuje na autentyczności i sprawia, że nie jest to zwyczajna historia podróżnicza, jakich teraz wiele.Wszystko to sprawia, że książkę czyta się łatwo, lekko i przyjemnie.

Dzięki tej książce, wielu rodziców może zrozumieć i zobaczyć, że posiadanie dziecka nie zmusza kobiet do siedzenia w domu, i że nie trzeba czekać kilku lat, by móc ze swoją pociechą spokojnie podróżować. Być może wszystko tak naprawdę leży w chęciach i podejściu człowieka, ale jak widać taki wyjazd nie jest niewykonalny. Ilość informacji, które pani Aldona umieściła w książce, na pewno ułatwi sprawę osobom niezdecydowanym.

Oprócz tekstu w książce zamieszonych jest wiele zdjęć z podróży, na które naprawdę miło popatrzeć. Osobiście zazdroszczę małemu Mikołajowi wyjazdu, choć raczej nic z niego nie będzie pamiętał. Trzeba jednak zauważyć, że jak pisał Monteskiusz „Rodzice zaszczepiają swoim dzieciom nie swą inteligencję, lecz swe namiętności” i starajmy się tak czynić w naszym życiu, bo przecież to my jesteśmy pierwszym wzorem dla tych małych istotek.



Książkę otrzymałam od wyd. Prószyński i S-ka.

wtorek, 14 czerwca 2011

Stos wakacyjny

Ostatnio trochę się działo, ale z czytaniem ruszyłam do przodu. Gorzej jednak z kończeniem pozaczynanych lektur (chyba już z 7 pozaczynałam do połowy). Jako, że jakiś czas nie było stosików to trochę się nazbierało. Efekt wymian, konkursów i oczywiście współpracy z wydawnictwami, choć zakup własny także się znalazł.



Od dołu:

"Liczby Charona" - do recenzji od wyd. Znak. Nie czytałam "Erynii", więc muszę je jak najszybciej zdobyć.
"Podmorska wyspa" - do recenzji od wyd. Muza.
"Wyzwanie. Szczeniaki" - zakup na Targu z Książkami. Kocham książki Llosy :)
"Drżenie" - niespodziewana przesyłka od wyd. Wilga. Na późniejsze czytanie, ponieważ mam obecnie dużo lektur, a tematycznie mi średnio pasuje.
"Nie ma o czym mówić" - wygrana u Izusr. :)
"W poszukiwaniu króla" - od wyd. eSPe, wybrałam bo opis ciekawy.
"Strażniczka bramy" - wymiana na LC.
"Namiestniczka. Księga II" - do recenzji od wyd. Prószyński i S-ka. Bardzo jestem ciekawa drugiego tomu.
"Czysta jak łza" - do recenzji od wyd. Znak.
"Całując grzech" - niespodzianka od wyd. Erica, nawet się cieszę pod niedawnej lekturze pierwszego tomu.
"Po zmierzchu" - wymiana z użytkowniczką LC. Chcę poznać całą twórczość Murakamiego :)
"Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" - lubię książki autorki, więc skusiłam się na kolejną. Od wyd. MG.


Cieszę się, że już wakacje. Jeszcze tylko napiszę pierwszy rozdział magisterki i mogę oddać indeks. Na razie jednak zbieram literaturę, w tym celu po raz kolejny muszę pojechać do Lublina. Dodatkowo w sobotę razem z Kołem Naukowym, w którym jestem organizujemy akcję czytelniczą "Książkowy zawrót głowy" na festynie "Pasje ludzi pozytywnie zakręconych" na Placu Litewskim w Lublinie. Szczegóły TU.

Ogłoszenia od wydawnictw!

Od wydawnictwa Novae Res:

Wydawnictwo Novae Res organizuje konkurs pt. „Literacki Debiut Roku”, który inicjowany jest w celu promowania polskich debiutantów w zakresie literatury pięknej. Głównym celem konkursu jest wyłonienie w danym roku kalendarzowym najlepszej powieści, która nie była dotychczas nigdzie publikowana w wersji drukowanej.


Literacki Debiut Roku ma być inicjatywą, dzięki której odnajdziemy i wypromujemy utalentowanych rodzimych debiutantów, których twórczość ma za zadanie odświeżyć polski rynek literacki” – mówi Wojciech Gustowski, redaktor naczelny Wydawnictwa Novae Res.
Konkurs składać się będzie z trzech części. Pierwsza z nich obejmować będzie zbiórkę zgłoszeń konkursowych oraz ich wstępną weryfikację przez Komisję Opiniującą, która wyłoni pięć utworów nominowanych do nagrody. W drugiej części walory literackie nominowanych przez Komisję Opiniującą utworów oceniać będzie Kapituła Konkursu, w której skład wchodzą:


Prof. dr hab. Jolanta Maćkiewicz
Dr Anna Ryłko-Kurpiewska
Prof. dr hab. Michał Błażejewski
Red. nacz. mgr Wojciech Gustowski
Red. mgr Krzysztof Szymański


Trzeci etap konkursu stanowi wyłonienie przez Kapitułę Konkursu trzech laureatów, którzy zajmą kolejno I, II i III miejsce w konkursie.


Na laureatów konkursu czekają bardzo atrakcyjne nagrody:


I miejsce – tytuł „Literacki Debiut Roku”, statuetka, laptop, eleganckie pióro, opublikowanie zwycięskiego utworu drukiem, jego dystrybucja oraz promocja przez Wydawnictwo Novae Res.


II miejsce – dyplom, elektroniczny czytnik książek, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.


III miejsce – dyplom, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.


Konkurs ma mieć charakter cykliczny i ustanawiany być co roku. Konkretne terminy będą podawane do publicznej wiadomości z odpowiednim wyprzedzeniem. Obecna edycja trwać będzie od 15 czerwca 2011 roku do 31 stycznia 2012 roku. Nadsyłanie zgłoszeń upływa dnia 31 października.


W obliczu spadku czytelnictwa w Polsce, przy ogromnym potencjale, jaki drzemie w polskich autorach, postanowiliśmy dać im szansę zaistnienia na rynku literackim. Mamy nadzieje, że konkurs spełni swoje zadanie i zbierze jak największą liczbę zgłoszeń polskiej prozy współczesnej. Zachęcamy wszystkich, którzy wierzą w swój talent do przystąpienia do konkursu „Literacki Debiut Roku” – mówi Wojciech Gustowski.


Zgłoszenia do konkursu dokonuje autor powieści lub osoba przez niego upoważniona, przesyłając do dnia 31 pażdziernika 2011 jej wersję elektroniczną (zapisaną w formacie doc lub rtf na płycie CD lub DVD), na adres:

Wydawnictwo Novae Res
al. Zwycięstwa 96/98
81-451 Gdynia
z dopiskiem: Literacki Debiut Roku

Wysłanie zgłoszenia do konkursu oznacza akceptację regulaminu.

Informacji związanych z konkursem udziela sekretariat wydawnictwa Novae Res pod adresem ldr@novaeres.pl.


Oficjalna strona konkursu: www.literackidebiutroku.pl


oraz informacja o spotkaniu autorskim z Agnieszką Lingas-Łoniewską:



Z wydawnictwa Muza:




czwartek, 9 czerwca 2011

"Wschodzący księżyc" K. Arthur

Wybierając książki do czytania raczej unikam tematyki wilkołaków i wampirów. Wszystko częsciowo dlatego, że ostatnio na takie powieści panuje duża moda, a „Zmierzchu” nie czytałam i raczej nie ruszę. Sama więc się zdziwiłam, gdy postanowiłam dać szansę pierwszej części cyklu „Zew nocy”, gdzie od istot i zjawisk paranormalnych aż tłoczno.

W książce „Wschodzący księżyc”, autorka, jak na pierwszą część serii przystało, zaznajamia nas z głównymi bohaterami cyklu. Jedną z nich jest Riley Janson, pracowniczka Departamentu Innych Ras w Melbourne, która skrywa pewną tajemnicę: jest rzadkim połączeniem wilkołaka i wampira, z przeważającą wilczą naturą. Jej brat bliźniak Rhoan jest w Departamencie Strażnikiem, jego zadaniem jest ochrona ludzi, przy czym często jest zmuszony do zabijania przeciwników. W świecie, w którym żyją traktowani są normalnie, gdyż takich osób, jak oni jest wiele. Pewnego dnia Riley uświadamia sobie, że zbliża się pełnia, więc wilcza część natury walczy o zaspokojenie cielesnych potrzeb. Oprócz tego jej brat znika w trakcie misji, a na jej progu pojawia się nagi wampir. Okazuje się, że zbliżają się duże kłopoty, a w walce z nimi z pewnością nie pomoże Riley rozkojarzenie związane z nadchodząca pełnią.

Książkę czytało się bardzo dobrze i szybko, choć podejrzewam, że fanów gatunku autorka nie zaskoczy. Zadowoleni powinni być Ci, którzy lubią wielkie pokłady opisów związanych z erotycznych życiem bohaterów. Mi się to podobało średnio, ale bez tego nie dałoby się stworzyć pełnego obrazu Riley i pozostałych bohaterów. Po za erotyką, autorka postarała się także bardzo szczegółowo odzwierciedlić obraz walk, jakie miały miejsce w książce. Całą historię i główną bohaterkę polubiłam na tyle, że z chęcią sięgnę po kolejny tom cyklu. Nie zmienia to jednak mojego spojrzenia na ten rodzaj literatury, czyta się fajnie, ale tylko raz na jakiś czas, bo później widzi się już za dużo schematów, które odbierają przyjemność lektury.

Warto zwrócić uwagę na okładkę książki, z pewnością przedstawiającą Riley oraz rodzaj czcionki, którą napisany jest tytuł. Estetycznie i ciekawie, więc dodając całkiem niezły pomysł na bohaterów, książka powinna się w Polsce cieszyć dużym zainteresowaniem.


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Erica.

wtorek, 7 czerwca 2011

"Rzymskie dolce vita" P. Green

Z racji posiadania na półce drugiego i trzeciego tomu włoskiej trylogii autorstwa Penelope Green, postanowiłam najpierw zapoznać się z pierwszą częścią, by mieć spojrzenie na całość. Niestety przez kilka miesięcy była dla mnie nieosiągalna w pobliskich bibliotekach. Dopiero kilka dni temu udało mi się wypożyczyć „Rzymskie dolce vita” i wziąć się za lekturę.

Penelope pochodzi z Australii, w swoim kraju pracowała jako dziennikarka. Każdy na jej miejscu mógłby być zadowolony ze statusu społecznego i pieniędzy, jakie zarabiała. W wieku 28 lat miała właściwie wszystko prócz jednego – prawdziwego szczęścia i poczucia, że robi to, co naprawdę chce. Po kolejnym rozpadzie związku postanawia rzucić pracę i wyprowadzić się do Włoch. Decyzja może się wydawać bardzo odważna u osoby, która z języka włoskiego zna zaledwie parę prostych wyrażeń. Penelope postanawia jednak za wszelką cenę spełnić swoje marzenia i żyć w miejscu, które zawsze ją pociągało. We Włoszech stara się jak najszybciej nauczyć języka i odnaleźć się wśród obcych ludzi. Wychodzi jej różnie, ale nie poddaje się i w końcu wyrusza do Rzymu, chcąc odnaleźć szczęście.

Penelope swoją historię opowiada w sposób zabawny, ukazując nam uroki i cienie życia za granicą, gdzie obcokrajowców traktuje się zupełnie inaczej niż rodowitych Włochów. Opowieści pełne są szczegółów, rozmów i ciekawych ludzi. Autorka opisuje nam cechy i zachowania mieszkańców Rzymu, dzięki którym możemy poznać ich trochę bliżej, a także stać się bardziej spostrzegawczym i uważnym w rzymskich kafejkach. Historia Penelope to także smaki i przyzwyczajenia kulinarne Włochów. Jako wielbicielka kuchni, wynotowałam sobie oczywiście przepis Marii na spaghetti carbonara, kolację, którą dla Penelope przygotował Federico oraz menu ze świątecznego obiadu, na którym autorka była u swojego wuja.

Książkę czyta się bardzo przyjemnie, choć mi zabrała trochę czasu, głównie ze względu na ostatnie obowiązki, które miałam na studiach i upały panujące za oknem. Nie jest to lektura wymagająca, więc polecam ją na wakacyjne wypady. Ja z przyjemnością sięgnę także po kolejne tomy trylogii.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Spotkanie ze Stefanem Dardą

W piątek, 3 czerwca o godzinie 16:00 w Lublinie odbyło się spotkanie ze Stefanem Dardą, którego organizatorem było Koło Naukowe do którego należę – „Palimpsest”. Na miejsce spotkania wybraliśmy Sale Obrad Rady Wydziału Humanistycznego UMCS. Niestety mimo informacji w mediach, pojawiło się na nim niewiele osób, którymi głównie byli członkowie koła. 

Ja jeszcze nie czytałam żadnej książki pana Stefana, choć od dawna mam na to ochotę. Z tego powodu nie zabierałam głosu w dyskusji i nie wymyślałam żadnych pytań. Za to prowadząca, także nasza koleżanka, przygotowała się dobrze i ciekawie prowadziła spotkanie. Także osoby z publiczności często pytały autora o różne rzeczy, związane zarówno z książkami, jak i samym zawodem pisarza. Pan Darda odpowiadał wyczerpująco na pytania i myślę, że zaspokoił ciekawość pytających. 

Dobrze, że są pisarze, którzy chcą umieszczać akcje książki na tak pięknym terenie, jakim jest Lubelszczyzna. Z tego co wiem, także moja uczelnia ma swoje miejsce w powieści autora, który trzeba wspomnieć jest absolwentem UMCSu. 

Spotkanie trwało prawię godzinę, a oprócz tego Stefan Darda udzielił także dwóch wywiadów.

Cieszę się, że udało nam się zorganizować to spotkanie, szkoda tylko, że przyszło tak mało osób. Musimy zastanowić się nad zmianą tej sytuacji, która nie jest zadowalająca ani dla nas, ani dla autora.


PS. Właśnie zauważyłam, że nie publikowałam nic od tygodnia... Ale to wszystko przez studia. I to piekło na dworze. Mogę sesje uznać za prawie zakończoną. Brakuje mi już tylko jednego wpisu, a egzamin zdałam na 4+, więc zjechałam do domu, by już całkowicie oddać się zmniejszaniu stosów, które prawie zawaliły mój pokój. 

Related Posts with Thumbnails