Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Magdalena Gawlik-Małkowska
Ilość stron: 504
Rok wydania: 2007
„Czekoladę” Joanne Harris darzę miłością ogromną, podobne,
a możne nawet jeszcze cieplejsze uczucia mam w stosunku do
ekranizacji tej książki (z Juliette Binoche i Johnnym Deppem w
rolach głównych). Kto oglądał, wie o czym piszę. Kilka lat temu
odkryłam, że „Czekolada” ma swoją kontynuację w postaci
„Rubinowych czółenek” - odkrycia dokonałam w jednym z
antykwariatów, oczywiście zakupując książkę i każąc jej
czekać na półce. Bezpośrednim impulsem, który sprawił, że
powróciłam do historii Vianne Rocher było ukazanie się trzeciej
części.
Akcja „Rubinowych czółenek” rozpoczyna się cztery lata po
poprzednich wydarzeniach. Vianne i Anouk mieszkają w Paryżu pod
przybranym nazwiskiem. Podobnie jak wcześniej, także i tu prowadzą
sklep z czekoladą, niestety nie cieszy się on zainteresowaniem
klientów. Smutne, bezbarwne życie kobiet próbuje przywrócić na
właściwe tory tajemnicza Zozie de l'Alba, która podstępem wdziera
się nie tylko do ich sklepu, ale także do życia i serc Vianne i
Anouk. Poprawa interesów sprawia, że dobrze zazwyczaj wyczulone
zmysły „czarownic” ulegają uśpieniu, a stamtąd już tylko o
krok od katastrofy.
„Rubinowe czółenka”
wciąż posiadają cudowną magię swojej poprzedniczki. I chociaż
ta magia jest przez bohaterki przytępiona, ukrywana, to jednak wciąż
tli się w ich sercach i pamięci. Wydarzenia sprzed czterech lat
sprawiły, że chcą żyć normalnie, bez zwracania na siebie uwagi i
korzystania z talentu. Niestety odrzucanie tych naturalnych darów
sprawia, że ich życie jest trudniejsze i niesatysfakcjonujące.
Harris przemyca w
powieści kilka problemów: odrzucenia własnej „inności” na
rzec dostosowania się do społeczeństwa, nietolerancji wśród
dzieci i dorosłych, przedkładania czyjegoś dobra nad własne, a
także problemów na linii matka - córka w momencie dorastania
dziecka. W „Rubinowych czółenkach” jest coś, co sprawia, że
czytelnik żyje historią bohaterów. Autorce udało się uzyskać
coś, czego od dawna poszukuję w powieściach - lekkość, magię i
jednoczesny brak płytkości tekstu. W książce mamy całą gamę
emocji, a wszystkie z pewnością udzielają się czytelnikom.
„Rubinowe czółenka” z pewnością są bardziej melancholijne i
smutne, ale może przez to bardziej rzeczywiste i wciągające.
Obie książki są godne polecenia:-)
OdpowiedzUsuńTo raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam nic Joanne Harris, ale poluję właśnie na jej książki :-) 'Czekoladę' oglądałam - cudowna...
OdpowiedzUsuńKsiążka chyba raczej nie dla mnie...:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe! Oby można było dostać nie tylko w antykwariatach :)
OdpowiedzUsuńNiestety w "Rubinowych czółenkach" mi właśnie zabrakło tej magii, którą można było poczuć w pierwszej części historii o Vianne i Anouk. Ja także bardzo lubię "Czekoladę"- książkę i film, chociaż oba znacząco się od siebie różnią, ale mają ten specyficzny klimat, którego dla mnie w "Rubinowych czółenkach" zdecydowanie zabrakło.
OdpowiedzUsuń