Po moim pierwszym dobrym spotkaniu z audiobookiem postanowiłam spróbować po raz kolejny. Tym razem także wybrałam Mankella, ale żeby moja historia z Wallanderem miała w końcu normalny początek, zaczęłam od pierwszej książki o policjancie z Ystad. Lepiej późno niż wcale, jak to mówią.
„Morderca bez twarzy” to pierwsza z dziewięciu książek o losach Kurta Wallandera. Pierwsze polskie wydanie miało miejsce w 2004 roku, choć w Szwecji książka ukazała się już w 1991 roku. Kurta poznajemy już jako rozwodnika, któremu ciężko pogodzić się z odejściem żony. Ciężko sytuacja z córką także nie pomaga mu się pozbierać. Sprawy nie ułatwiają dwa okropne morderstwa na parze starych rolników w jednej ze szwedzkich wiosek. Mordercy po storturowaniu małżeństwa potrafili jeszcze nakarmić konia. Kto robi coś takiego? Najpierw morduje, a potem martwi się o zwierze, tak jakby mógł spokojnie oddzielić od siebie oba czyny. Jedynym tropem jaki mają policjanci jest jedno słowo jakie wypowiedziała staruszka przed śmiercią – „zagraniczny”. Zaczynają więc szukać winnych wśród obcokrajowców przebywających w niedaleko położonych ośrodkach dla uchodźców. Sprawa jednak szybko wychodzi na jaw, coraz większe zainteresowanie wzbudzając wśród rasistów. Jeden z nim dzwoni do Wallandera i grozi mu podpaleniem obozu dla uchodźców. W krótkim czasie okazuje się, że policjanci oprócz morderców pary staruszków, muszą szukać zabójcy pewnego Somalijczyka. Dwie poważne sprawy, nacisk „z góry” oraz coraz głośniejsze ruchy nacjonalistyczne zajmują cały czas policjantów z Ystad. Brak jakichkolwiek poszlak, oprócz tego, że staruszek prowadził podwójne życie, o którym nie wiedziała ani jego żona ani sąsiedzi. Nagle na światło dzienne wychodzą olbrzymie pieniądze, choć małżeństwo było postrzegane jako dużo biedniejsze. Czy osłabiony prywatnymi problemami Wallander będzie potrafił dać sobie z tym wszystkim radę? A może przez to nie będzie mógł dostrzec niektórych faktów dotyczących obu spraw?
Książki słucha się dobrze, choć ciężko było mi się przestawić z głosu Adama Ferency na głos Marcina Popczyńskiego, którego chyba nawet nie kojarzę. Czas akcji rozgrywał się od stycznia do lipca, więc patrząc na to, sprawa naprawdę była ciężka do rozwiązania. Szczególnie przypadły mi do gustu opisy zimowych miesięcy. Taka zimna Szwecja działa dobrze na wyobraźnię podczas nocnych podróży, lub w czasie słuchania w łóżku, gdy na oknem wieje wiatr.
Kryminał jako całość mi się podobał, choć uważam że późniejsze książki o losach Wallandera są lepsze. Oczywiście podejrzewam, że duży wpływ ma tu także to, że jest to audiobook. Nie każdy lektor potrafi dobrze wczuć się w rolę i idealnie odczytać daną książkę. Jeśli miałabym wybierać, to Adam Ferency lepiej daje sobie radę z kryminałem Mankella.
Nie chcę jednak książce niczego ujmować, ponieważ akcja momentami naprawdę przypomina film sensacyjny. Nie brakuje pościgów, walki czy dużych obrażeń po starciu z mordercami. Książka wciąga, a ja niekiedy słuchałam jej dużo dłużej niż powinnam. O śnie przypominały mi już tylko bolące od słuchawek uszy. Po raz kolejny się nie zawiodłam, ani kryminałem, ani audiobookiem. Teraz czas na kolejne powieści Henninga Mankella, bo jeszcze zostało mi pięć do zapoznania się z całą historią policjanta z Ystad.
4,5/6
„Morderca bez twarzy” to pierwsza z dziewięciu książek o losach Kurta Wallandera. Pierwsze polskie wydanie miało miejsce w 2004 roku, choć w Szwecji książka ukazała się już w 1991 roku. Kurta poznajemy już jako rozwodnika, któremu ciężko pogodzić się z odejściem żony. Ciężko sytuacja z córką także nie pomaga mu się pozbierać. Sprawy nie ułatwiają dwa okropne morderstwa na parze starych rolników w jednej ze szwedzkich wiosek. Mordercy po storturowaniu małżeństwa potrafili jeszcze nakarmić konia. Kto robi coś takiego? Najpierw morduje, a potem martwi się o zwierze, tak jakby mógł spokojnie oddzielić od siebie oba czyny. Jedynym tropem jaki mają policjanci jest jedno słowo jakie wypowiedziała staruszka przed śmiercią – „zagraniczny”. Zaczynają więc szukać winnych wśród obcokrajowców przebywających w niedaleko położonych ośrodkach dla uchodźców. Sprawa jednak szybko wychodzi na jaw, coraz większe zainteresowanie wzbudzając wśród rasistów. Jeden z nim dzwoni do Wallandera i grozi mu podpaleniem obozu dla uchodźców. W krótkim czasie okazuje się, że policjanci oprócz morderców pary staruszków, muszą szukać zabójcy pewnego Somalijczyka. Dwie poważne sprawy, nacisk „z góry” oraz coraz głośniejsze ruchy nacjonalistyczne zajmują cały czas policjantów z Ystad. Brak jakichkolwiek poszlak, oprócz tego, że staruszek prowadził podwójne życie, o którym nie wiedziała ani jego żona ani sąsiedzi. Nagle na światło dzienne wychodzą olbrzymie pieniądze, choć małżeństwo było postrzegane jako dużo biedniejsze. Czy osłabiony prywatnymi problemami Wallander będzie potrafił dać sobie z tym wszystkim radę? A może przez to nie będzie mógł dostrzec niektórych faktów dotyczących obu spraw?
Książki słucha się dobrze, choć ciężko było mi się przestawić z głosu Adama Ferency na głos Marcina Popczyńskiego, którego chyba nawet nie kojarzę. Czas akcji rozgrywał się od stycznia do lipca, więc patrząc na to, sprawa naprawdę była ciężka do rozwiązania. Szczególnie przypadły mi do gustu opisy zimowych miesięcy. Taka zimna Szwecja działa dobrze na wyobraźnię podczas nocnych podróży, lub w czasie słuchania w łóżku, gdy na oknem wieje wiatr.
Kryminał jako całość mi się podobał, choć uważam że późniejsze książki o losach Wallandera są lepsze. Oczywiście podejrzewam, że duży wpływ ma tu także to, że jest to audiobook. Nie każdy lektor potrafi dobrze wczuć się w rolę i idealnie odczytać daną książkę. Jeśli miałabym wybierać, to Adam Ferency lepiej daje sobie radę z kryminałem Mankella.
Nie chcę jednak książce niczego ujmować, ponieważ akcja momentami naprawdę przypomina film sensacyjny. Nie brakuje pościgów, walki czy dużych obrażeń po starciu z mordercami. Książka wciąga, a ja niekiedy słuchałam jej dużo dłużej niż powinnam. O śnie przypominały mi już tylko bolące od słuchawek uszy. Po raz kolejny się nie zawiodłam, ani kryminałem, ani audiobookiem. Teraz czas na kolejne powieści Henninga Mankella, bo jeszcze zostało mi pięć do zapoznania się z całą historią policjanta z Ystad.
4,5/6
Ja niestety nie potrafię słuchać audiobooków,szkoda. A po tego autora chciałabym w końcu sięgnąć bo jakoś ciągle mi nie po drodze, a wszyscy raczej chwalą..
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się ciekawa :) ale jeśli chodzi o audiobook to zupełnie nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńNie mogłabym się skupić na audiobooku, chociaż czasami naprawdę chciałaby mieć kilka. Tylko, że one wszystkie są na płycie, a mp3 nie obsługuję czegoś takiego. :)
OdpowiedzUsuńCo do autora, czytałam jego dwie książki. Pierwsza, "Mężczyzna, który się uśmiechał", była świetna, druga, "Chińczyk", już mnie rozczarowała. Na półce mam jeszcze "Białą lwice" i wiem, że po inne jego książki też sięgnę.
@Vampire_Slayer - ale wiesz, wszystkie są w formacie mp3, więc bez problemu można je wrzucić d jakiegoś odtwarzacza :) Ja sobie np. wrzuciłam do komórki i zamiast słuchać muzyki to słucham książki ;) Jest to dość wygodne i muszę przyznać, że dość łatwo się przyzwyczaić.
OdpowiedzUsuńJa audiobooków słucham na mp3 w drodze do i z pracy. Bardzo lubię :) Tak jak i Mankella, choć akurat Mordercę ... czytałam z papieru
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś audiobooka, był to tak zachwalany przez wszystkich "Dom sióstr" Charlotte Link i co? I zasnęłam:) Głosy w uszach mnie usypiają:) Ale muszę kiedyś zrobić jeszcze jedno podejście. Co do Mankell to jeszcze przede mną, ale się cieszę, bo tyle osób zachwala, że mam nadzieję spędzić miło czas. I pewnie też sięgnę po książki w porządku chronologicznym:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie korzystam z audiobooków, ale sam "wątek" może być ciekawy.. Może się skuszę w przyszłości :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa tam słucham książek przez słuchawki tylko w autobusie, tak to ja leże, odpoczywam z maseczką albo w wannie i słucham normalnie przez głośniki. Kryminałów źle mi się słucha, wolę jakieś powieść, czy historyczne audiobooki, bo fabuła leci a ja kminie nad jednym motywem.
OdpowiedzUsuńA ja bardzo lubię audiobooki - jakiś czas temu dostałam do przetestowania "czytaka", do którego na maleńką kartę pamięci można jednocześnie wgrać nawet 7 książek. Ostatnio pani w bibliotece zmieściła mi na czytaku "Szkarłatny płatek i biały" i "Cień wiatru" - podejść do nich miałam tyle, że nie zliczę no i mam nadzieję, że wreszcie je "przeczytam", bo przez papierowe wersje nie mogłam przebrnąć. A Mankella i jego Wallandera uwielbiam:-)
OdpowiedzUsuńniekoniecznie książka dla mnie
OdpowiedzUsuńJa jednak zostanę tradycjonalistką;))) Nie ma to jak papier;) A Wallendera lubię oglądać ze względu na krajobrazy. Chyba jednak czas najwyższy sięgnąć po książkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Wallandera - przede mną ostatnia (niestety) część "Niespokojny człowiek".
OdpowiedzUsuń