Powieść „Śmierć na śniegu” Konrada Staszewskiego zapowiadana jest jako „rasowa powieść policyjna”. Trzeba się z tym zgodzić, gdyż główny bohater, jak i większość pozostałych postaci w książce wykonuje zawód policjanta. Mimo niewielkiej objętości powieści, można się spodziewać naprawdę szybkiej akcji i wielu emocji.
Powieść rozpoczyna się od mocnego uderzenia: nagi mężczyzna budzi się na śniegu, choć położył się we własnym łóżku. Okazuje się, że znajduje się w lesie, a obok niego leży zamordowany mężczyzna z pistoletem na plecach. Ślady nie wskazują na obecność innych osób. Mężczyzna nic nie pamięta. Nagle leży z wykręconymi na plecy rękami przez policjanta, który chwilę wcześniej dotarł na miejsce zbrodni. Zostaje zatrzymany pod zarzutem morderstwa i niczego nie zmienia fakt, że jest policjantem. Ogarnia go jeszcze większe zdziwienie, gdy dowiaduje się, że jest na komendzie w Krakowie, choć sam mieszka w Katowicach. Prowadzący śledztwo komisarz Orlicki jest wyraźnie wrogo do niego nastawiony i nie daje sobie nic wytłumaczyć. Jedyna osoba, która może dać Rokickiemu alibi także zostaje zamordowana. Policjant wie jednak, że oprócz jego obecności na miejscu zbrodni, oskarżyciele nie mają przeciwko niemu żadnych dowodów. Pewnego dnia pojawia się na komendzie prywatny detektyw Mierzejski i zabiera policjanta do domu. Czy Rokicki ma szansę na oczyszczenie z zarzutów? I co tak naprawdę ma do niego Orlicki? Kim jest Mierzejski i czemu w trąca się w sprawę, która właściwie go nie dotyczy? Na te pytania dostaniecie odpowiedź po przeczytaniu książki. Dodam, że naprawdę warto.
Autor przedstawił nam znany schemat: dobrego i złego policjanta. Przy tym odsłonił wszelkie tajemnice organów ścigania i niektórych typowych zachowań policjantów. Książka wciąga od pierwszej strony, a czytelnik z ciekawością obserwuję sytuację, w pewnym momencie włączają się do akcji i kibicując dobrym policjantom w walce z tym złym. Podążając za głównym bohaterem zaglądamy do Katowic, Krakowa i Łodzi. Przyjemność takiej literackiej wycieczki jest oczywiście większa dla czytelników mieszkających lub dobrze znających wymienione miasta.
Książka ma niestety także kilka minusów, jednym z nich jest postać głównego bohatera, Krystiana Rokickiego. Autor na początku przedstawił go jako człowieka uczuciowego, zakochanego, jednak gdy ginie jego ukochana to z łatwością przechodzi nad tym do porządku dziennego. Z taką samą łatwością zakochuje się w kolejnej kobiecie i z taką samą ją zdradza. Rozumiem, kryminał, powieść zdecydowanie męska i pisana przez mężczyznę, jednak mi brakuje jakiejś wiarygodności w tworzeniu tej postaci.
Kolejnym minusem jest spłaszczenie fabuły, książka owszem ma szybko toczącą się akcję, historia trzyma czytelnika w napięciu, trup ściele się gęsto, więc nie można narzekać na brak atrakcji. Jednak pozaczynane na początku książki wątki zamiast rozwinąć z powodzenie, autor pokrótce wyjaśnił, jakby właściwie o nich zapomniał. Zauważyłam także liczne literówki, powtórzenia, braki pewnych wyrazów, a nawet zamienione nazwiska. Ktoś mógł jednak lepiej popracować nad korektą.
Podsumowując, przy jedynie 208 stronach, autor stworzył dobry kryminał, który można przeczytać w zaledwie jeden wieczór. Jeśli pominąć głównego bohatera, to można zauważyć w książce postacie, które można polubić i z przyjemnością o nich czytać. Z ciekawością przeczytałabym także inne powieści autora, jeśli powstaną.
Recenzja wcześniej ukazała się na portalu Wiadomości24, od którego otrzymałam także książkę do recenzji.
Powieść rozpoczyna się od mocnego uderzenia: nagi mężczyzna budzi się na śniegu, choć położył się we własnym łóżku. Okazuje się, że znajduje się w lesie, a obok niego leży zamordowany mężczyzna z pistoletem na plecach. Ślady nie wskazują na obecność innych osób. Mężczyzna nic nie pamięta. Nagle leży z wykręconymi na plecy rękami przez policjanta, który chwilę wcześniej dotarł na miejsce zbrodni. Zostaje zatrzymany pod zarzutem morderstwa i niczego nie zmienia fakt, że jest policjantem. Ogarnia go jeszcze większe zdziwienie, gdy dowiaduje się, że jest na komendzie w Krakowie, choć sam mieszka w Katowicach. Prowadzący śledztwo komisarz Orlicki jest wyraźnie wrogo do niego nastawiony i nie daje sobie nic wytłumaczyć. Jedyna osoba, która może dać Rokickiemu alibi także zostaje zamordowana. Policjant wie jednak, że oprócz jego obecności na miejscu zbrodni, oskarżyciele nie mają przeciwko niemu żadnych dowodów. Pewnego dnia pojawia się na komendzie prywatny detektyw Mierzejski i zabiera policjanta do domu. Czy Rokicki ma szansę na oczyszczenie z zarzutów? I co tak naprawdę ma do niego Orlicki? Kim jest Mierzejski i czemu w trąca się w sprawę, która właściwie go nie dotyczy? Na te pytania dostaniecie odpowiedź po przeczytaniu książki. Dodam, że naprawdę warto.
Autor przedstawił nam znany schemat: dobrego i złego policjanta. Przy tym odsłonił wszelkie tajemnice organów ścigania i niektórych typowych zachowań policjantów. Książka wciąga od pierwszej strony, a czytelnik z ciekawością obserwuję sytuację, w pewnym momencie włączają się do akcji i kibicując dobrym policjantom w walce z tym złym. Podążając za głównym bohaterem zaglądamy do Katowic, Krakowa i Łodzi. Przyjemność takiej literackiej wycieczki jest oczywiście większa dla czytelników mieszkających lub dobrze znających wymienione miasta.
Książka ma niestety także kilka minusów, jednym z nich jest postać głównego bohatera, Krystiana Rokickiego. Autor na początku przedstawił go jako człowieka uczuciowego, zakochanego, jednak gdy ginie jego ukochana to z łatwością przechodzi nad tym do porządku dziennego. Z taką samą łatwością zakochuje się w kolejnej kobiecie i z taką samą ją zdradza. Rozumiem, kryminał, powieść zdecydowanie męska i pisana przez mężczyznę, jednak mi brakuje jakiejś wiarygodności w tworzeniu tej postaci.
Kolejnym minusem jest spłaszczenie fabuły, książka owszem ma szybko toczącą się akcję, historia trzyma czytelnika w napięciu, trup ściele się gęsto, więc nie można narzekać na brak atrakcji. Jednak pozaczynane na początku książki wątki zamiast rozwinąć z powodzenie, autor pokrótce wyjaśnił, jakby właściwie o nich zapomniał. Zauważyłam także liczne literówki, powtórzenia, braki pewnych wyrazów, a nawet zamienione nazwiska. Ktoś mógł jednak lepiej popracować nad korektą.
Podsumowując, przy jedynie 208 stronach, autor stworzył dobry kryminał, który można przeczytać w zaledwie jeden wieczór. Jeśli pominąć głównego bohatera, to można zauważyć w książce postacie, które można polubić i z przyjemnością o nich czytać. Z ciekawością przeczytałabym także inne powieści autora, jeśli powstaną.
Recenzja wcześniej ukazała się na portalu Wiadomości24, od którego otrzymałam także książkę do recenzji.
Właśnie sobie uświadomiłam, że jeszcze nie przeczytałam żadnego polskiego kryminału. Jednak nie sądzę, abym sięgnęła po ten tytuł, tym bardziej, że irytują mnie błędy podczas czytania ;).
OdpowiedzUsuńJak uda mi się ją wypożyczyć, to przeczytam. Poza tym ciekawa okładka:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
myślałam swego czasu o tej pozycji, ale się nie skusiłam. I szczerze powiedziawszy, twoja recenzja, choć przychylna w pewnym stopniu, jednak mnie nie skusi :)
OdpowiedzUsuńA ja mam tę książkę i koniecznie muszę przeczytać, bo recenzja zachęcająca.
OdpowiedzUsuńSię pojawiła w bibliotece to sobie wypożyczę :)
OdpowiedzUsuń