„We mgle” to druga książka z porucznikiem Skonarem w roli głównej. Tym razem spotkanie z twórczością Marka Ołdakowskiego wyszło zdecydowanie lepiej. Kryminał jest krótszy, konkretniejszy, a fabuła ciekawa i wciągająca. Język także zdecydowanie na plus, cieszę się, że autor poprawił ten mankament.
Tym razem porucznik Skonar wybiera się na zasłużony urlop, który postanowił spędzić w małej nadmorskiej miejscowości. Miał nadzieję na tydzień świętego spokoju, wolnego od policyjnego rozgardiaszu. Niestety, sławny policjant jakby przyciąga do siebie morderstwa i tajemnicze sytuacje, co sprawia że wakacje skończyły się dla niego szybciej niż by chciał. Otóż zaraz po jego przyjeździe, na wydmach znaleziono ciało młodej dziewczyny. Szybko rozniosła się wieść, że w jednym z domów wczasowych przebywa porucznik ze stolicy i Skonar został włączony do śledztwa. Tu zaczynają się schody, podejrzanych jest kilku, ale nie ma dowodów, całą akcję trzeba było rozszerzyć także na Warszawę, bo stamtąd pochodziła denatka, a w międzyczasie pojawia się kolejna ofiara. Policjanci nie mają łatwo, ale jakoś posuwają się do przodu, a czytelnik razem z nimi.
Jak już wcześniej wspomniałam „We mgle” podobało mi się dużo bardziej niż „Wysypisko” tego autora. W książce jest dużo więcej świeżości, ciekawej akcji, bez zbędnych opisów i dodatków. Niecierpliwych czytelników może zdenerwować zakończenie, a właściwie bardzo długie i dokładne wyjaśnianie przez Skonara sposobu odkrycia sprawcy. Wiele tam zawiłości i szczegółów, a policjant streszcza każdy detal swego śledztwa, nic więc dziwnego, że zajmuje to prawie 1/3 całej książki. Podobać się może to, że tak jak w poprzedniej książce, tłem wydarzeń są lata 70., a w nich dawna Warszawa, Zakopane i małe nadmorskie miejscowości nie zniszczone jeszcze turystycznym boomem, jaki teraz się tam odbywa. Ta powieść jest dobrą odskocznią od współczesnych kryminałów, których wydaje się teraz bardzo wiele.
Tym razem porucznik Skonar wybiera się na zasłużony urlop, który postanowił spędzić w małej nadmorskiej miejscowości. Miał nadzieję na tydzień świętego spokoju, wolnego od policyjnego rozgardiaszu. Niestety, sławny policjant jakby przyciąga do siebie morderstwa i tajemnicze sytuacje, co sprawia że wakacje skończyły się dla niego szybciej niż by chciał. Otóż zaraz po jego przyjeździe, na wydmach znaleziono ciało młodej dziewczyny. Szybko rozniosła się wieść, że w jednym z domów wczasowych przebywa porucznik ze stolicy i Skonar został włączony do śledztwa. Tu zaczynają się schody, podejrzanych jest kilku, ale nie ma dowodów, całą akcję trzeba było rozszerzyć także na Warszawę, bo stamtąd pochodziła denatka, a w międzyczasie pojawia się kolejna ofiara. Policjanci nie mają łatwo, ale jakoś posuwają się do przodu, a czytelnik razem z nimi.
Jak już wcześniej wspomniałam „We mgle” podobało mi się dużo bardziej niż „Wysypisko” tego autora. W książce jest dużo więcej świeżości, ciekawej akcji, bez zbędnych opisów i dodatków. Niecierpliwych czytelników może zdenerwować zakończenie, a właściwie bardzo długie i dokładne wyjaśnianie przez Skonara sposobu odkrycia sprawcy. Wiele tam zawiłości i szczegółów, a policjant streszcza każdy detal swego śledztwa, nic więc dziwnego, że zajmuje to prawie 1/3 całej książki. Podobać się może to, że tak jak w poprzedniej książce, tłem wydarzeń są lata 70., a w nich dawna Warszawa, Zakopane i małe nadmorskie miejscowości nie zniszczone jeszcze turystycznym boomem, jaki teraz się tam odbywa. Ta powieść jest dobrą odskocznią od współczesnych kryminałów, których wydaje się teraz bardzo wiele.
Kolejny polski autor, o którym nie słyszałam. W dodatku autor kryminałów - co jest tym bardziej niewybaczalne, że powieści kryminalne wprost uwielbiam.
OdpowiedzUsuńI chociaż "We mgle" faktycznie wydaje się lepsze, to jednak wolę zacząć od początku, czyli od "Wysypiska".
Natomiast bardzo podoba mi się to, że akcja osadzona jest w latach '70, gdyż zawsze bardzo lubię całą tą "PRLowską otoczkę".
Z tego co zdążyłam wyczytać to Ołdakowski lubi ten okres w dziejach naszego kraju, gdyż jego inne powieści również przenoszą Czytelnika w lata '60 i '70 :)
Nie czytałem i nie wiem czy mam aktualnie ochotę sięgnąć po tę książkę. Staram się czytać zgodnie z potrzebami chwili.
OdpowiedzUsuńJa również nie słyszałam o Marku Ołdakowskim. Z twej recenzji wynika jednak iż chyba stylem pisarskim przypomina Marka Harnego. Zobaczę jeszcze czy się skusić na tę książkę. Może dam jej jednak szansę poznania.
OdpowiedzUsuń@Claudette - koniecznie musisz zacząć od 'Wysypiska', bo wiadomo że najlepiej czytać w odpowiedniej kolejności. A skoro lubisz te czasy to już w ogóle. Ja też do niedawna nie znałam książek tego autora, ale nadrabiam.
OdpowiedzUsuńKryminały zawsze wywołują u mnie atak gorączki...A mimo to i tak chyba nigdy nie przestanę ich lubić:)
OdpowiedzUsuńhttp://pozolklekartki.blogspot.com/
Przyznam, że to kolejny polski autor, o którym nie słyszałam. Zauważyłam, że coraz więcej Polaków pisze ;) To chyba dobrze, bo nie jesteśmy uważani za zbytnio "czytelniczy" naród ;) Jestem ogromnie ciekawa tej pozycji. PS. Przepraszam, że tak dawno mnie tu nie było, ale wakacji ( a raczej kuzyn na wakacjach) trochę zwolniły moje blogowe tempo ;P
OdpowiedzUsuń@Meme - nie przejmuj się, każdy w wakacje ma jakoś (o ironio) mniej czasu ;) właściwie to nawet się cieszę, że zbliża się jesień, muszę podgonić czytanie ;) a jeśli chodzi o polskich autorów to tak, też ostatnio zauważyłam, że coraz więcej osób pisze.
OdpowiedzUsuń