„Jutrzejsza miłość” trochę mnie zaskoczyła, choć trudno mi przyznać czy pozytywnie. Nie jestem fanką książek o miłości, nawet tych nietypowych, a okładka w jesiennych kolorach, z dodatkiem szarości, zapowiadała mi właśnie ten typ literatury.
Bohaterowie książki Shirley Abbott to grupa osób, związanych ze sobą więzami rodzinnymi lub uczuciowymi, na stałe mieszkająca w Nowym Jorku. Poznajemy Marka i Maggie, małżeństwo przeżywające kryzys, a także jego kochankę, która jest jednocześnie przedszkolanką ich córki. Kolejną bohaterką, jest Antonia, matka Maggie, żyjąca w związku z Samem, który nie chce rozwieźć się ze swoją żoną Edith. Antonia przyjaźni się z parą homoseksualistów, Gregiem i Artym, którzy tworzą naprawdę zagrany i dobry związek. Dodatkowo, wnuczka Sama, Alison, postanawia wyprawić z Candance prawdziwe przyjęcie ślubne, a panny młode mają wystąpić w białych długich sukniach. Ich plany skutecznie dzielą rodzinę.
Mnogość wątków i bohaterów tylko pozornie wydaje się taka zagmatwana, czytając coraz łatwiej odnajdujemy się w nowojorskiej rzeczywistości, dla której centralnym momentem, choć zabieg autorki tworzy z niego tylko fragment historii, jest atak na WTC w 2001 roku. Tematem przewodnim jest oczywiście miłość, w większości przypadków nieszczęśliwa. Każdy z bohaterów ma własne problemy, które przyznam szczerze, wydają mi się w obecnych czasach dość zwyczajne. Autorka starała się nagromadzić wiele spraw, by mieć czym zapełnić strony. Nie umniejszam tutaj jednak skali głębokiego kryzysu małżeńskiego, zachorowania przez jednego z bohaterów na raka czy walki o tolerancje i akceptację pary lesbijek. Po prostu w książce nie odczuwa się emocji, które prawdopodobnie chciała nam przekazać Shirley Abbott. Przyznam, że męczyłam się z czytaniem „Jutrzejszej miłości”, a jedyny element napięcia, jakim był atak na WTC, tylko na chwilę zwiększył moje zainteresowanie książką.
Szkoda, że autorka nie skonstruowała swojej powieści trochę inaczej, bo czytając o ważnych i niekiedy ciężkich problemach, chciałabym „wynieść” coś z tej książki dla siebie, do swojego życia. Niestety, mimo pewnego potencjału i dobrego pomysłu, bardzo zawiodło gdzieś po drodze wykonanie. Nie będę jej dobrze wspominać, choć doczytałam do końca.
Bohaterowie książki Shirley Abbott to grupa osób, związanych ze sobą więzami rodzinnymi lub uczuciowymi, na stałe mieszkająca w Nowym Jorku. Poznajemy Marka i Maggie, małżeństwo przeżywające kryzys, a także jego kochankę, która jest jednocześnie przedszkolanką ich córki. Kolejną bohaterką, jest Antonia, matka Maggie, żyjąca w związku z Samem, który nie chce rozwieźć się ze swoją żoną Edith. Antonia przyjaźni się z parą homoseksualistów, Gregiem i Artym, którzy tworzą naprawdę zagrany i dobry związek. Dodatkowo, wnuczka Sama, Alison, postanawia wyprawić z Candance prawdziwe przyjęcie ślubne, a panny młode mają wystąpić w białych długich sukniach. Ich plany skutecznie dzielą rodzinę.
Mnogość wątków i bohaterów tylko pozornie wydaje się taka zagmatwana, czytając coraz łatwiej odnajdujemy się w nowojorskiej rzeczywistości, dla której centralnym momentem, choć zabieg autorki tworzy z niego tylko fragment historii, jest atak na WTC w 2001 roku. Tematem przewodnim jest oczywiście miłość, w większości przypadków nieszczęśliwa. Każdy z bohaterów ma własne problemy, które przyznam szczerze, wydają mi się w obecnych czasach dość zwyczajne. Autorka starała się nagromadzić wiele spraw, by mieć czym zapełnić strony. Nie umniejszam tutaj jednak skali głębokiego kryzysu małżeńskiego, zachorowania przez jednego z bohaterów na raka czy walki o tolerancje i akceptację pary lesbijek. Po prostu w książce nie odczuwa się emocji, które prawdopodobnie chciała nam przekazać Shirley Abbott. Przyznam, że męczyłam się z czytaniem „Jutrzejszej miłości”, a jedyny element napięcia, jakim był atak na WTC, tylko na chwilę zwiększył moje zainteresowanie książką.
Szkoda, że autorka nie skonstruowała swojej powieści trochę inaczej, bo czytając o ważnych i niekiedy ciężkich problemach, chciałabym „wynieść” coś z tej książki dla siebie, do swojego życia. Niestety, mimo pewnego potencjału i dobrego pomysłu, bardzo zawiodło gdzieś po drodze wykonanie. Nie będę jej dobrze wspominać, choć doczytałam do końca.
mam ją u siebie na półce, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać... po Twojej recenzji widzę, że jeszcze trochę książka ta sobie poczeka...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zawiodło wykonanie tej książki. Myślałam, że skoro jest o miłości, to może będzie pełna porywu serc i namiętności,a tu raczej nic się nie dzieje, dlatego jednak zrezygnuje z tej powieści.
OdpowiedzUsuńJa miałam wielkie oczekiwania wobec tej książki. Niestety zawiodłam się :(
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie. Też doczytałam do końca, ale strasznie się męczyłam z tą książką.
OdpowiedzUsuńTak to już właśnie jest. Książka zapowiada się całkiem ciekawie, a w efekcie nie jesteśmy w stanie wynieść z niej zbyt wiele. Wielka szkoda. O ile mnie pamięć nie myli, to pozycja ta widnieje w mojej biblioteczce, więc przy najbliższej okazji sięgnę po nią ;)
OdpowiedzUsuń