piątek, 20 kwietnia 2012

"Płatki na wietrze" V. C. Andrews


Wydawnictwo: Świat Książki
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Elżbieta Podolska
Rok wydania: 2012
Ilość stron:  432


„Płatki na wietrze” to drugi z pięciu tomów sagi o rodzeństwie Dollangangerów, o których pisze Virginia C. Andrews. Przyznaje, że ta powieść jest niezwykła, ale nie z racji treści, tylko dlatego, że mimo wielu niedociągnięć nie pozwala czytelnikowi oderwać się od niej na dłuższą chwilę. Za pierwszym razem pochłonęłam prawie połowę książki, drugą z braku czasu rozkładając na dwa kolejne wieczory. I mimo tego, że coś mi w tej książce nie odpowiada, język autorki przeszkadza i razi, to nie wyobrażam sobie bym mogła nie przeczytać pozostałych tomów. Tu właśnie tkwi czar tej książki, nie potrafię odpowiedzieć sobie, jak autorka to robi.

W drugim tomie poznajemy dalsze losy rodzeństwa, które po ucieczce z poddasza, przypadkiem trafia do domu doktora Sheffielda w Clairmont. Na miejscu mają opiekę, a także dach nad głową, więc wydawać by się mogło, że w końcu zostaną wynagrodzeni za lata cierpień, którym poddali je matka i dziadkowie. Niestety zamknięcie, brak szans na normalny rozwój, a także poczucie odrzucenia i braku miłości odcisnęło duże piętno na psychice bohaterów. W pewnym momencie wydaje się niemożliwe, by któreś z nich mogło stworzyć dobry związek uczuciowy czy mogło prawidłowo funkcjonować w społeczeństwie. Autorka świetnie buduje charakterystyki skrzywdzonych bohaterów, którzy bardzo chcą odnaleźć  się w świecie, o którym wcześniej mogli tylko marzyć, z determinacją realizują swoje plany z dzieciństwa, jakby na siłę próbując udowodnić, że sytuacja w jakiej się znaleźli nie złamie ich postanowień. Na każdy kroku i przy każdej decyzji widać jednak cień matki, szczególnie w przypadku dorastania Cathy. Czy takie krzywdy z dzieciństwa mogą zostać naprawione nawet największą miłością w przyszłości? Na to pytanie odpowiedź musicie znaleźć sami.

Mimo niezwykłej siły wciągającej czytelnika w losy rodzeństwa, nie można nie zauważyć, że autorka czasami zbyt mocno mieszała w wątkach i uczuciach bohaterów. Rodzeństwo próbuję uwolnić się z kazirodczego związku, szczególnie Cathy zaczyna zauważać jaki wpływ ma na mężczyzn jej uroda i śmiało to wykorzystuje, by zapomnieć o uczuciach do brata. Mała Carrie dorasta i także chce znaleźć przyjaciół i akceptację u rówieśników, co niestety nie jest łatwe, ponieważ jej psychika wydaje się być najbardziej zniszczona. Moim zdaniem Virginia C. Andrews przesadziła trochę opisując wszystkie związki najstarszej córki Dollangangerów, szczególnie zniesmacza świadomość, kim są jej wybrańcy. Może mam takie wrażenie tylko dlatego, że sama nigdy nie byłam w jej sytuacji, ciężko mi powiedzieć czy właśnie tak zachowałaby się osoba, która prawie została zatruta przez swoją matkę. Może w świadomości takiej osoby, właśnie podobna zemsta wydawałaby się najbardziej na miejscu. Nie zmienia to faktu, że oczy i tak otwierały mi się ze zdumienia, gdy czytałam kolejne strony „Płatków na wietrze”, a rozum podpowiadał, że „coś takiego nie mogłoby przecież nigdy się wydarzyć”, a może właśnie dlatego było takie straszne?

Nie wiem, co autorka wymyśliła w kolejnej książce, jak poprowadziła wątki tej historii, ale obawiam się, że moje uczucia zostaną wystawione na jeszcze większą próbę. Mimo tego strachu, wiem, że zapoznam się z pozostałymi tomami sagi. 

4 komentarze:

  1. Po kolejnych recenzjach, także i Twojej, książka coraz bardziej mnie intryguje ;) Myślę, że jeżeli znajdę w bibliotece pierwszą część, na pewno chwycę za sagę ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba autorka już wymyśliła :D Jestem w trakcie czytania i mam mieszane uczucia... jestem jakaś dziwna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam część pierwszą, przeczytam i drugą ;)
    Ciekawią mnie losy rodzeństwa Dollangangerów, co też autorka wymyśliła tym razem :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails