Wydawnictwo: Iskry
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Maria Skibniewska
Rok wydania: 1988
Ilość stron: 192
W ramach Tygodnia Zakazanych
Książek, który trwał od 30 września do 6 października 2012 przeczytałam
zaledwie jedną książkę: „Buszującego w zbożu” Jerome Davida Salingera. To było
moje pierwsze spotkanie z tą książką, chociaż wcześniej oczywiście wiele o niej
słyszałam – nie jestem tylko w stanie stwierdzić jakie to były opinie. Od dawna
nie miałam także w rękach tak zaczytanego egzemplarza, z pewnością wpływ na
jego wygląda ma rok wydania, który jest także moim rokiem urodzenia.
Nieskromnie przyznam, że trzymam się lepiej. Książka należy do słynnej listy
100 książek stworzonej przez BBC, dlatego chyba wypada ją znać.
Szesnastoletni Holden Caulfield
kolejny raz zostaje wyrzucony ze szkoły. Nie może poradzić sobie z obowiązkami,
zakłamanymi ludźmi, głupotą i podłością innych. Na kilka dni przed świątecznymi
feriami ucieka z college`u i wyrusza do Nowego Jorku w poszukiwaniu
lepszego życia, a może chociaż chwili oddechu i wrażeń. „Buszuje” przez kilka
dni w mieście, które zna od dziecka, odkrywając je jakby na nowo, jak na tak
młodego chłopaka, wrażeń będzie miał aż nadto.
W 1951 roku, gdy powieść została
wydana w Stanach Zjednoczonych wzbudziła bardzo dużo kontrowersji, można nawet
powiedzieć, że wybuchł skandal. Bohater – młody, nieletni chłopak, popala
papierosy, rozmawia z kolegami o seksie, pije alkohol w lokalach o
niekoniecznie dobrej reputacji, włóczy się sam po mieście i zadaje z prostytutkami.
Wtedy, to było niewiarygodnie odważne ze strony autora, pisać o takich rzeczach
językiem, który także znacznie odbiegał od przyjętego. Jednak obecnie książka
nie wzbudzi już takich emocji, ponieważ jej wartość polegała na odbiorze w
czasach, gdy mogła wstrząsnąć czytelnikiem. Teraz jesteśmy świadkami obniżenia
wielu granic: młodzież w wieku Holdena często jest już nałogowymi palaczami, zakończyła
edukację, wprawia się w wychowywaniu własnych dzieci i z pewnością nie boi się
pić alkoholu w miejscach publicznych. Dlatego na nas książka już nie zrobi
takiego wrażenia, jak na czytelnikach z lat 50. Niemniej warto zapoznać się z
tą pozycją, lecz lepiej nie nastawiać się zbyt mocno na wspaniałe literackie doznania,
bo można się zawieść, gdyż po czasie, który upłyną od jej publikacji zmieniły
się jej cele i siła wpływu na czytelników.
„Buszujący w zbożu” – dlaczego taki
jest tytuł powieści, dowiecie się pod koniec powieści – to obraz buntu młodego
chłopaka, który nie potrafi odnaleźć się w otaczającej go rzeczywistości, czuje
się osamotniony wśród innych uczniów i reszty ludzi, których spotyka na swojej
drodze. Chce chyba odnaleźć sens życia, jednocześnie nie chcąc dać się zestawić
z resztą ludzi w jego wieku. Niestety strasznie przeszkadzał mi jego styl bycia:
obrażanie innych, traktowanie jako gorszych od siebie na każdym kroku, z łaską
pokazując jednocześnie swój gest wobec innych w postaci pożyczenia swetra,
marynarki czy ofiarowania pieniędzy. Denerwowało mnie jego narzekanie i wieczne
niezadowolenie. Znając jego tendencje do oszukiwania i niewybrednych żartów
bałam się, że na koniec przeczytam zdanie „Wszystko to było tylko moim kolejnym
wymysłem. Cieszę się, że Was nabrałem na te kiepskie historie”.
Powieść Salingera jest o tyle
ciekawa, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, coś, co go urzeknie, albo
sprawi, że Holden stanie się jednym z najbardziej przez niego znienawidzonych
bohaterów. „Buszujący w zbożu” daje także możliwość szerokiej interpretacji lub
będzie pretekstem – jak w moim przypadku – do rozmyślań o świecie, młodości,
dorosłości. I chociaż dla wielu Holden jest ikoną buntu, dla mnie jest po
prostu zagubionym dzieckiem, które nie wie, co chce w życiu robić. Jednak jest
to książka, z którą każdy powinien się zapoznać sam.
Pamiętam, że kiedyś w podstawówce koledzy zachwycali się tą książką. Nie wiem ilu z nich ją naprawdę czytało, ale ja nigdy po nią nie sięgnąłem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja czytałam ją z 15 lat temu. Bardzo mi się wówczas podobało, miałam tez takie wrażenie, że sięgnęłam po "dojrzałą lekturę dla dorosłych", co wzbudzało jeszcze większe zainteresowanie lekturą. Nie wiem, jak odebrałabym książkę dziś, ale może lepiej nie próbować odświeżać wrażeń - mogą wypaść blado...
OdpowiedzUsuńnigdy nie miałam jej nawet w rękach;)
OdpowiedzUsuńCo ciekawe w tej powieści, to fakt że tysiąc razy już zapewne słyszałam jej tytuł, to że jest kultowa i że trzeba ją znać. Ale nie miałam bladego pojęcia, o czym ona jest. Po Twojej recenzji chociaż to się rozjaśniło. ;) Z tego co piszesz, spodziewam się po niej raczej czegoś w klimacie filmowego "Buntownika bez powodu", interesujące i urocze, bo retro, ale nic poza tym.
OdpowiedzUsuńA ja mam ją w planach od dawna. Po Twojej recenzji chyba wezmę się za nią od razu. Po co odwlekać przeczytanie tak kultowej książki? No i, ciekawi mnie skąd ten jej fenomen, każdy chyba zna ten tytuł.
OdpowiedzUsuńJuż do wielu wielu lat poluję na tę książkę i jakoś jeszcze nie zdołałam jej dorwać. Niektórzy bardzo ją cenią, inni uważają, tak jak i Ty, że nie jest to nic specjalnego. A ja chętnie dowiem się sama czy Salinger podbije moje serce, czy zostawi mnie obojętną wobec swojego dzieła. Może w końcu mi się uda :)
OdpowiedzUsuńJa byłam zachwycona "Buszującym ...", ale czytałam to jako nastolatka i jestem prawie pewna, że przy kolejny spotkaniu, gdy mam już za sobą dziesiątki innych książek do porównania nie wypadłby tak dobrze. Ta książka ma swoją specyfikę, tak jak mówiłaś, gdy ją wydano wzbudziła oburzenie, obecnie może niejedna osoba uśmiechnęłaby się i wspominała co to ona nie wyprawiała będąc nastolatkiem.
OdpowiedzUsuńKsiążka godna polecenia, ale do przeczytania w odpowiednim czasie.
Tak, na tę opowieść mam ochotę od jakiegoś czasu. Rozejrzę się za nią :)
OdpowiedzUsuńOd dawna mam ochotę na tego klasyka, ale jakoś nigdy nie jest mi z nim po drodze. Może w końcu to się zmieni :)
OdpowiedzUsuńWypożyczyłam ją w poniedziałek i mój egzemplarz też jest bardzo zaczytany, ale strony tak świetnie szeleszczą przy przewracaniu kartek. Na razie jednak muszę pokończyć inne książki i nie mam na nią czasu :/
OdpowiedzUsuńW te wakacje zapoznałam się z tą lekturą. Kiedyś była zakazana, później stała się lekturą w naszych szkołach. Osobiście w szkole jej nie czytałam i na szczęście nie przerabiałam. Kiedy była jeszcze lekturą wielu się "buszującym" zachwycało. Teraz stwierdzam że to były po prostu inne czasy. Na mnie ta książka nie zrobiła żadnego wrażenia.
OdpowiedzUsuńJedno z moich zaniedbań czytelniczych. W najbliższym czasie planuję sięgnąć po "Buszującego.." ;)
OdpowiedzUsuń