poniedziałek, 29 października 2012

"Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem" I. Meyza, W. Szabłowski


Wydawnictwo: Znak
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 300



Książka „Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem” była najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą w 2012 roku. Pierwszy raz usłyszałam o projekcie dziennikarskiego małżeństwa podczas spotkania z Witoldem Szabłowskim, w którym miałam przyjemność uczestniczyć na początku tego roku. Wizja odważnego powrotu do okresu PRL-u, z naszego kapitalistycznego świata była czymś, co bardzo mnie zainteresowało. I chociaż w ’81 nie byłam jeszcze nawet w planach rodziców, to jeszcze się załapałam na schyłek tego okresu, a przedmioty pamiętające Gierka były elementami mojego dzieciństwa. Czy samo kupienie malucha oraz wymienienie zawartości lodówki sprawi, że PRL ożyje? Przekonajcie się sami.

Izabela Meyza, Witold Szabłowski i ich córka – dwuletnia Marianna postanowili na pół roku odrzucić zdobycze techniki: komórki, laptopy, internet, karty kredytowe i wiele podobnych rzeczy i przenieść się do 1981 roku. Samochód wymienili na malucha, markowe ubrania na te, w których chodzili jeszcze ich rodzice, a nowy automat na starą Franię. Wynajęli nawet mieszkanie, które urządzone było jak za komuny, dodatkowo „ozdabiając” je kryształami, plakatami oraz wieloma elementami, które już przez samo spojrzenie na nie, przenosiły myślami obserwującego je człowieka 30 lat wstecz. Jak jednak znaleźć w nowoczesnej Warszawie komunę, słynne kolejki w czasach hipermarketów czy mięso spod lady w kiosku ruchu? O ile samo przeobrażenie i odrzucenie nowoczesności było dość łatwe, to pozostałe elementy trudno było uzyskać. Jednak autorzy osiągnęli chyba to, co chcieli – poznali na własnym przykładzie jak zmieniły się czasy, ludzie i dowiedzieli się jak obecny ustrój kształtuje zachowania i charaktery. 

Nie znam lat ’80 na tyle dobrze, by oceniać na ile wiarygodne było, to co próbowali odtworzyć dziennikarze. Pewnie niektórzy będą pisać i mówić o przejaskrawieniu przez nich problemów, z którymi borykali się wtedy ludzie, ale moim zdaniem warto zauważyć, że opierali się na źródłach z książek i wspomnieniach rodziny, znajomych oraz poznanych w czasie projektu osób. A przecież wiadomo, że ile ludzi, tyle ocen i spojrzeń na daną sytuację. Dla mnie była to niezwykle barwna, przyjemna i opisana żywym językiem historia osób, dla których PRL był elementem dzieciństwa. Dzięki Izabeli i Witoldowi poznałam wiele cudownych anegdot, fragmentów artykułów z prasy i książek, których pewnie nie miałabym okazji przeczytać. „Nasz mały PRL” pobudził mnie także do refleksji i zastanowienia, nad tym czy życie kiedyś było lepsze.  

Wcześniej pisałam o odwadze, i to jedna z najważniejszych cech, którą moim zdaniem popisali się dziennikarze. Pół roku w tamtych czasach, byłoby dość ciężkie dla każdego, kto przyzwyczaił się do obecnych wygód. Trzeba się jednak zastanowić czy nasze codzienne korzystanie z internetu i telefonów komórkowych nie robi z nas ludzi „ułomnych”, takich, którzy bez wujka Google i cioci Wikipedii nie potrafią posługiwać się mapą czy odszukać podstawowych informacji w encyklopediach i innych źródłach informacji. Może każdemu z nas przydałby się taki detox od nowoczesności, od utrzymywania „przyjaźni” przez komunikatory i zwyczajnego tracenia czasu – bo najczęściej właśnie tym jest spędzanie czasu przed komputerami. Jednak największą odwagą wykazała się żona Szabłowskiego, o tym, z czym musiała sobie radzić i z czym walczyć dowiecie się z książki.

Ten reportaż pobudził we mnie chęć wspominania, wypytywania rodziców i innych członków rodziny o to, jak było, jakie są ich wspomnienia z tego okresu. Dzięki temu dowiedziałam się, że moja mama, gdy pracowała w sklepie mogła np. sprzedawać tylko dwie rolki papieru, że niektórzy często przez cały dzień stawali po kilka razy do kolejki, by zdobyć zapas na jakiś czas. Podobnych historii było wiele, a rodzina chętnie opowiadała o wszystkich swoich doświadczeniach – cieszyłam się, że coś pobudziło mnie do takiej rozmowy z nimi. Sama także zastanawiałam się nad tym ile tego PRL-u było w moim dzieciństwie, i wydaje mi się, że bardzo dużo. Te wszystkie Franie, koniki na biegunach, drewniane klocki, paczki z Ameryki. Gdy patrzę na swoje dzieciństwo, to przypomina mi się fragment dotyczący wyjścia Izabeli z córką przed blok, ona też wspominała gwar, pełną piaskownicę, walkę o trzepak – ja też to pamiętam, i szkoda mi dzieci, których dzieciństwo w ostatnich latach ogranicza się do nowych gier komputerowych. Im coś ucieka, ale oni nie widzą różnicy – nie mają do czego odnieść swojej rzeczywistości, ja jeszcze mam i pamiętam, więc czuję się odrobinę bardziej szczęśliwa. 

Polecam – świetna książka i kawał dobrze zrobionej roboty.
 
TUTAJ kilka zdjęć z projektu.

5 komentarzy:

  1. Słyszałam już o tej książce i o samym projekcie. Rzeczywiście, było to dosyć odważne i jednocześnie trudne do zrealizowania. Z chęcią przeczytam, jak to wszystko się udało, jakie były wnioski autorów oraz poznam trochę faktów dotyczących życia codziennego w latach 80.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajrzałam na podaną przez Ciebie stronę - świetny klimat! Nawet nie sądziłam, że autorzy w ten sposób podeszli do tematu - bardzo pomysłowe. Chętnie przeczytam tę książkę, ja również mam sentyment do swoich dziecięcych lat i z trwogą patrzę na wszystko to, co aktualnie rozgrywa się na podwórkach, w sklepach, w telewizji i w ogóle w całym naszym otoczeniu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy usłyszałam o tym projekcie, byłam bardzo ciekawa książki. Przyznam, że jej nie czytałam, ale słuchałam przez jakiś czas w radiowej Trójce - i trochę się zawiodłam. Sam pomysł na eksperyment mi się podoba, ale niektóre fragmenty były mocno przesadzone - przynajmniej jak dla mnie. Ja w dalszym ciągu znam trochę osób, które żyją jak za PRLu, w pokojach meblościanki z lat 70-tych, w kuchni stare sprzęty, w łazience mydło szary jeleń, brak komputera. A nawet jeszcze ze dwa lata temu maluch. Mogę sobie wyobrazić, że jak się mieszka w nowoczesnym apartamencie na Wilanowie i prowadzi aktywny tryb życia, to takie zmiany są bardzo odczuwalne. Ale autorzy jednak trochę PRL powinni jeszcze pamiętać (nie ten okres, do którego w eksperymencie się cofnęli, tylko bardziej już te ostatnie schyłkowe lata), stąd nie do końca zawsze rozumiem ich wielkie zaskoczenie różnymi rzeczami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zerknęłam na zdjęcia; klimat niepowtarzalny, ale jedno rzuciło mi się w oko - facet jest mega odpychający, ale to chyba przez ten wąs, brzuch (doczepiany?;}) i ciuchy (oraz towarzystwo ślicznych kobietek). Brr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jego brzuch jest prawdziwy i jest efektem pilnowania peerelowskiej "diety", w której skład wchodziły głównie ziemniaki ;) a także dość siedzący tryb życia, który także był elementem odzwierciedleni życia mężczyzn w PRL-u.

      Usuń

Related Posts with Thumbnails