wtorek, 15 stycznia 2013

"Opowieści z miasta wdów i kroniki z ziemi mężczyzn" J. Cañón

 
Wydawnictwo: Świat Książki
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Katarzyna Bartuzi
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 400



„Opowieści z miasta wdów i kroniki z ziemi mężczyzn” to książka, dzięki której odwróciłam swoją niemoc czytelniczą nękającą mnie od połowy grudnia. Rzadko trafia mi się, bym tak wciągnęła się w powieść, która nie jest kryminałem czy sensacją. Także jeśli chodzi o literaturę iberoamerykańską, rzadko czytam coś więcej niż książki Mario Vargasa Llosy, więc odwołanie w opisie z okładki do mojego ulubionego autora, sprawiło, że chciałam zmierzyć się z debiutem kolumbijskiego pisarza. Nie spodziewałam się, że tak mi się spodoba. Rewelacja!

Autor zabiera czytelników do Mariquity – małej kolumbijskiej miejscowości, w której pewnego dnia wszyscy mężczyźni zostali siłą wcieleni do komunistycznej partyzantki, a stawiający opór zabici. W miasteczku pozostały same kobiety - od tej pory zmuszone radzić sobie same oraz ksiądz i chłopiec przebrany za dziewczynkę. Lata mijają, a wszystko popada w ruinę, kobiety straciły nadzieję na normalne życie i powrót mężczyzn. Blask Mariquicie chce przywrócić Rosalba, wdowa po ostatnim sierżancie policji. Kobieta swoimi pomysłami, wiarą i chęciami przywraca powoli wszystko na właściwe tory i chce stworzyć miejsce jakiego jeszcze nie było.

„-Lubię czytać przed zaśnięciem. Pani nie?
- Nie umiem czytać ani pisać – odparła kobieta z pewnością siebie podszytą dumą.
- Dobry Boże, a ja nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak to by było nie umieć czytać.”  /s. 89

James Cañón zachwycił mnie historią poszczególnych mieszkanek Mariquity, przedstawiając ją pięknym językiem, tworząc magiczną opowieść o dzielnych kobietach, które same muszą budować swój świat. W tej powieści jest wszystko: świetna, oryginalna fabuła, nietypowi bohaterowie, humor, ale także wykorzystanie wątków dotyczących spraw poważniejszych: religii, polityki, filozofii czy psychologii. Wszystko to łączy miasteczko, gdzieś daleko od cywilizacji, pośród gąszczu, gdzie często przez długi czas nie docierają żadni obcy ludzie. Powieść Cañóna wciąga, trochę odpuszcza dopiero z ostatnią kropką, ale i później nie daje o sobie zapomnieć, sprawiając, że chciałoby się móc przeczytać ją kolejny raz. 

„Opowieści z miasta wdów...” to z pewnością egzotyczna podróż do Kolumbii, pełna emocji, wzruszeń i uśmiechu. To powieść, która leciutko skłania do zastanowienia się nad własnymi poglądami i wyborami, a przy tym nieustannie zachwyca utopijną wizją miasta wdów, które zaistniało gdzieś w wyobraźni autora. Chciałabym, żeby każdy debiut był tak rewelacyjny! 

PS. Rzeczywiście poczułam tu trochę magii, którą swego czasu oczarował mnie Llosa. Brawo!
 

3 komentarze:

  1. Niedawno oczarował mnie właśnie Llosa i coraz bardziej przekonuję się, że powinnam również zapoznać się z tym autorem...

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja słyszałam opinie skrajne. Od zachwytu pi zdecydowane kręcenie nosem. Chyba się nie przekonam, póki nie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie trzeba przekonać się samemu :) Osobiście nie widziałam żadnych opinii o tej książce, ale też ich nie szukałam, więc to pewnie dlatego. Książka jest specyficzna, ale mnie zachwyciła.

      Usuń

Related Posts with Thumbnails