Wydawnictwo: W.A.B.
Język oryginału: polski
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 416
Twórczość Małgorzaty Kalicińskiej
znałam tylko ze słyszenia. Swego czasu jej seria książek, które łączyło
rozlewisko w tytule, była dość popularna, i jak pewnie wiele osób wie, nawet miała
swoje drugie życie w telewizyjnym serialu. Nie przepadam za książkami tego
typu, nie lubię czytać czegoś, co ma tak wielkie grono odbiorców. Odpuściłam.
Dlatego sama siebie zadziwiłam, gdy zdecydowałam się przeczytać zaproponowaną
przez wydawnictwo W.A.B. najnowszą powieść pisarki pod tytułem „Irena”,
napisaną razem z córką, Basią Grabowską. Nie wiem czego oczekiwałam, trochę
bałam się tej lektury, ale zostałam pozytywnie zaskoczona i szczerze przyznaję,
że podobało mi się.
Tytułowa Irena, jest przyszywaną
ciocią-babcią dla Doroty i jej córki Jagody, a jednocześnie osobą, do której
obie mogą zwrócić się w trudnych chwilach. 80-letnia staruszka ma także swoje
problemy, ale dzielnie wspiera obie kobiety, jest dla nich ostoją i źródłem
rozsądku w codziennym życiu. Osią powieści są problemy na linii matka-córka,
które wpadają w typowy dla siebie schemat niezrozumienia, spowodowany
prawdopodobnie brakiem czasu i chęci na całkowite otwarcie się na tą drugą. Ich
kłótnie, o każdy najmniejszy drobiazg zatruwają życie najbliższych. Nawet w
obliczu śmieci męża Ireny, nie są w stanie powstrzymać się od tradycyjnych
uszczypliwości. Niestety jedna z nich przelewa czarę goryczy i kobiety
przestają odzywać się do siebie.
„Irena” to powieść, której
bohaterowie są niezwykle żywi i plastyczni, charakterystyczni dla swojego czasu
i epoki. Podejrzewam, że wiele czytelniczek zobaczy w nich siebie lub kogoś
kogo zna. Bo czy tak trudno dziś o niezrozumienie na linii matka-córka? Wcale
nie. I może właśnie dlatego powieść wydaje się tak rzeczywista i wciągająca. Przedstawiona
historia jest małym dramatem pewnej rodziny, który mógł wydarzyć się w naszym
domu lub gdzieś za rogiem i dlatego tym chętniej chcemy poznać jego zakończenie.
Od razu także widać, że w tych wszystkich zdaniach autorki chcą przemycić ważne
życiowe prawdy, które chcą zostawić w czytelnikach po odłożeniu książki i które
z pewnością w jakimś stopniu w nich zostaną.
Dużą siłą powieści jest język –
typowy dla każdej z narratorek. Z jednej strony zabawny, pełny anegdot i
jakiegoś wewnętrznego ciepła, z drugiej pełen skrywanego buntu, poczucia
niezrozumienia i bezsilności. I chociaż historia jest do gruntu przewidywalna,
to naprawdę warto się w nią zagłębić i przeżyć wiele emocji, wśród których
przeważa uśmiech na przemian ze wzruszeniem. Pięknie stworzyć taki duet z
córką.
Ja jeszcze nie mialem okazji przeczytac zadnej ksiazki tej autorki, ale prZyznam szczerze, ze od jakiegos czasu to rozwazam.
OdpowiedzUsuńMnie również ten szał na Kalicińską ominął. Kupiłam co prawda wszystkie trzy części "rozlewiska" i jedną nawet w jakimś fragmencie czytałam, ale nie przekonała mnie do siebie, więc kurzy się na ostatniej z półek. Opis "Ireny" jednak wzbudził moje zainteresowanie, czym jestem zdziwiona tak samo jak i Ty byłaś. W każdym razie problemy zarysowane w "Irenie" są mi bardzo bliskie, więc jestem pewna, że podejmę się lektury i dam szansę Kalicińskiej.
OdpowiedzUsuńautorki znam jedynie "Lilkę"
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś skuszę się i na "Irenę" :)