Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Bihl
Ilość stron: 181
Rok wydania: 2001
Co jakiś czas staram się
przeczytać kolejny kryminał Agathy Christie. Tym razem wybór padł na „Śmierć
lorda Edgware’a” – powieść z 1933 roku. Tu pozwolę sobie na małą dygresję:
wciąż zadziwia i jednocześnie bardzo cieszy mnie to, że nikt nie postrzega Christie
i jej twórczości za „przestarzałą”, dodatkowo stale zyskuje ona nowych
czytelników, a wydawnictwa wciąż wznawiają jej powieści. Królowa kryminału jest
bardzo cenną postacią w historii tego gatunku, z powodzeniem wyprzedzała swoją
epokę i do tej pory niewielu autorów może się z nią równać. Wiadomo, są gusty i
guściki, ale chyba warto docenić twórczość autorki, zwłaszcza, że okres, w
którym pisała przypada na początek XX w.
Kolejny raz do ciekawego śledztwa
zostaje zaangażowany Herkules Poirot, a akcję relacjonuje jego nieodłączny
towarzysz Arthur Hastings. Mężczyźni po pewnym przedstawieniu mają okazję
poznać dwie świetne aktorki: Jane Wilkinson i Carlottę Adams, w pewnym momencie
pierwsza z nich prosi Poirot o rozmowę, ma nadzieje, że detektyw nakłoni jej
męża lorda Edgware’a do decyzji o rozwodzie. Mały Belg podejmuje się
nietypowego zadania, jednak nie wie jeszcze, że to dopiero początek historii.
Gdzie w tym wszystkim miejsce na morderstwo? I co ma z tym wspólnego piękna
aktorka?
„Żaden człowiek nie powinien
uczyć się od drugiego. Każdy musi maksymalnie rozwinąć własne umiejętności, a
nie usiłować naśladować innych.”
Po przeczytaniu kryminału, znów
poczułam się jakbym zeszła z karuzeli. Kolejne moje typy zawodziły, a pisarka zgrabnie
kręciła faktami i z radością podrzucała kolejne (oczywiście błędne) tropy, na
co ja za każdym razem się nabierałam. Z drugiej strony cieszy mnie to, bo
pomimo tylu przeczytanych książek Christie, wciąż czuję się jakbym dopiero
zaczynała przygodę z jej twórczością i nie widziała żadnych oczywistości i
stałych zagrań.
Herkules Poirot z pewnością
będzie musiał się natrudzić, by móc przedstawić sprawcę, bo ma do czynienia z
niezłymi przeciwnikami, którzy w imię różnych wartości będą starali się (także
nieświadomie) naprowadzić go na błędny trop. Jednak czy Belg byłby sobą, gdyby
dał się zwodzić zbyt długo? Nic z tych rzeczy, on zawsze znajdzie sprawcę.
Jedna z moich ulubionych książek Agathy. Czytałam kilka razy.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę i to chyba nawet ze dwa razy, ale zupełnie jej nie pamiętam :) Co w kryminałach jest zaletą, bo bez przeszkód można do takiego wrócić :)
OdpowiedzUsuńTeż często wracam do Agathy, a sprawa Edgwara to jedna z lepszych jej książek. pozdrawiam, tommy.
OdpowiedzUsuńwww.samotnia1981.blox.pl
Podobał mi się bardzo ten kryminał. Miał humor, taki brytyjski, sarkastyczny. I ta ksenofobia, miimo że tyle lat minęło, tyle problemów wciąż jest żywych. A karuzela po zakończeniu Christie - norma ;)
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńnominuję cię do Versatile Blogger Award ^^
Szczegóły u mnie:
http://mirror-of--soul.blogspot.com/2013/07/versatile-blogger-award.html
Pozdrawiam;*
Zaskakujące, wciągające, przyjemne w czytaniu.
OdpowiedzUsuńMa wszystko co jest potrzebne dobrej książce.
Polecam i pozdrawiam :)
Kryminały czytam raczej rzadko, ale z Agatą Christie planuję się wkrótce zapoznać. Coś czuję, że to będzie coś wielkiego :) zwłaszcza, że jak mówisz - wszystkie tropy zawodzą.
OdpowiedzUsuń