O spotkaniu, które odbyło się 15 listopada w Lublinie dowiedziałam się bardzo późno. A dokładnie dwie godziny przed nim z portalu lubimyczytac.pl. Rozpoczynało się akurat po moich zajęciach, a że było w tym samym budynku i tylko 3 piętra wyżej to zdecydowałam się od razu. Mimo, że nie udało mi się na czas zorganizować aparatu (swój na nieszczęście zostawiłam w domu) i nie posiadałam własnego egzemplarza książki to stwierdziłam, że chociaż posłucham. Niestety spotkań z autorami w Lublinie jest bardzo mało, a nawet jeśli są to tak słabo nagłaśniane, że najczęściej dowiaduję się już po fakcie.
Spotkanie miało odbyć się w Zakładzie Białorutenistyki na mojej uczelni. Dziwiłam się, że plakaty informujące rozkleili tylko na własnym piętrze (ja tam w ogóle nie zaglądam), ale wszystko się wyjaśniło na początku spotkania.
Okazało się, że spotkanie odbyło się w całości w języku białoruskim. Właściwie tylko jedna osoba zadała pytanie po polsku. Muszę jednak przyznać, że mimo początkowych obaw bardzo dobrze wiedziałam o co chodzi i rozumiałam każde zdanie. Przyszło ok. 30 osób, w tym dwie osoby z wydawnictwa Rebis, u których można było kupić książkę. Większość z obecnych to studenci, którzy uczyli się białoruskiego i ich profesorowie.
Muszę przyznać, że denerwowały mnie pytania tych profesorów, na siłę chcieli udowodnić autorce, że na kimś się wzorowała. Oczywiście pani Babina wciąż zaprzeczała, ale to nie robiło wrażenia na pytających. Jedna z obecnych porównała też autorkę z Chmielewską, co jak zauważyłam nie bardzo jej się spodobało. Z tego co mówiła, nie bardzo lubi jej książki. Pani Babina jest bardzo miłą i ciepłą osobą. Potrafiła naprawdę zafascynować swoją opowieścią o dzieciństwie i życiu na Białorusi.
Ja wrażenie o książce wyrobię sobie po lekturze, a to zdjęcie mojego egzemplarza:
Dla zainteresowanych wywiad z autorką ze strony onet.pl
PS. Jakiś czas temu zapisałam się do Koła Naukowego swojego kierunku, żeby zrobić coś z tymi spotkaniami z autorami. Teraz ubiegamy się o współpracę z Fabryką Słów i wtedy może coś się uda. Wychodzę z założenia, że nie można narzekać tylko działać. Ja już za długo czekałam, aż inni coś zrobią, teraz sama się biorę ostro do roboty.
W Szczecinie również bardzo rzadko organizowane są spotkania autorskie, a o moim rodzinnym Stargardzie już nie wspomnę ;) Przydałoby się to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, Rebis mi strasznie późno wysłał informację o grafiku Natałki Babiny :(
OdpowiedzUsuńA ja miałam przyjemność oprowadzać Natałkę po Warszawie, poszłyśmy razem na kawę. Zgadzam się, że jest bardzo miłą i ciepłą osobą, ma ogromne poczucie humoru :)
Książkę gorąco polecam!
Rozumiem, że spotkanie było ciekawe:) Autorki nie kojarzę zbytnio, książkę może trochę bardziej, ale nie czytałam...
OdpowiedzUsuńJezu podziwiam cię naprawdę :)Fabryka Słów to dosyć aktywne wydawnictwo i nie zdziwiłabym się jakby przytaknęli na propozycję, ale i tak trzymam kciuki :D
OdpowiedzUsuńsłaba reklama to chyba problem większości takich akcji. nawet plakatowanie na niewiele się zdaję, bo zaraz ktoś je zerwie albo zaklei. wydaje mi się, że najbardziej skuteczna droga to droga pantoflowa ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję chęci działania :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia, fajnie, że się za coś bierzesz. Lubię aktywnych ludzi :)
OdpowiedzUsuńPóki co mi dane było spotkać jednego pisarza, a Ci życzę powodzenia i osiągnięcia zamierzonych celów ;)
OdpowiedzUsuńNiestety, moje miasto w ogóle nie organizuje tego typu spotkań. A chciałabym móc zadać pytanie jakiemuś pisarzowi. :)
OdpowiedzUsuń