W Belgii poznałam przede wszystkim region Flamandzki i miasteczka położone w promieniu 15-20 kilometrów od Antwerpii. O konflikcie między Flandrią i Walonią dowiedziałam się podczas pierwszej podróży do tego kraju kilka lat temu, od znajomego Belga, z którym zwiedzaliśmy Antwerpię. Sam kraj zrobił na mnie spore wrażenie, przede wszystkim ogrom zieleni, ilość pół i hodowli blisko miast, a także architektura budynków przy głównych ulica, w której przeważają małe cegiełki, dające wrażenie uporządkowania i harmonii. Belgia wydawała mi się trochę surrealistyczna, chociaż przed przeczytaniem „Belgijskiej melancholii” nie wiedziałam, że aż tak; już zawsze będzie kojarzyć mi się z frytkami, piwem i czekoladą, oraz, co może niektórych zdziwić, gruszkami. Z przyjemnością wybrałam się w kolejną podróż do tego małego kraju, tym razem ze świetnym przewodnikiem, Markiem Orzechowskim.
O Belgii prawie każdy mieszkaniec Europy wie właściwie niewiele, poza tym, że jej stolica jest siedzibą unijnych instytucji. Belgów nie kojarzy się za bardzo z pierwszych stron gazet, nie czyta się o nich w Internecie czy nie widuje podczas wycieczek w innych europejskich miastach. To wszystko dlatego, że Belgowie, a może raczej Flamandowie i Walonii, nie chcą rzucać się w oczy, wolą spokojną egzystencję, daleką od skandali. Charakteryzują się skrytością, brakiem spoufalania się z nowopoznanymi ludźmi, a przede wszystkim bronieniem dostępu do swojej prywatności. Rozmowa z mieszkańcami tego kraju jest sztuką, którą nie każdy potrafi opanować, wydaje się jednak, że czas poświęcony na zdobycie przyjaźni Belga, jest tego warty.
„Belgijska melancholia” to historia małego kraju, jego zawirowań politycznych i społecznych. Marek Orzechowski opowiada o trójjęzyczności Belgii, która po dziś dzień jest problemem w wielu urzędach, podziale kraju, w którym nikt nie czuje się Belgiem, a brak zaufania wobec rządu i polityków widać podczas każdych wyborów. Belgia przedstawiona przez korespondenta TVP to także wspaniała kuchnia, która jest właściwie rytuałem, wiele rodzajów frytek, po które do stolicy przyjeżdżały największe sławy, słynne pralinki i czekolady, a także piękne koronki, które co bogatszy turysta, na pewno przywiezie z belgijskich wojaży. Autor zwraca także uwagę na codzienność belgijskiego narodu, edukację, leczenie, religię, a także możliwości rozwoju i pracy. Belgia zachwyca architekturą, pięknym wybrzeżem, a także możliwościami, które skrywa w swych małych granicach.
Chociaż „Belgijska melancholia” to ciekawy reportaż, ilość historii i zawirowań politycznych może, co mniej zainteresowanych zanudzić i odrzucić. Jednak pozostałych, znających Belgię i chcących poznać ją lepiej, polecam przeczytanie reportażu Marka Orzechowskiego. Mi wyjaśnił wiele rzeczy, m.in. zagadkę „pustego” sierpnia w Belgii, małomówność i skrytość Flamandów, a także kwestię pozamykanych w ciągu tygodnia kościołów. Szkoda tylko, że opowieść dziennikarza, przypomina bardziej bajanie, które nie ma konkretnego początku, ani końca, a poszczególne wątki mieszają się ze sobą i sprawiają niekiedy wrażenie lekko niejasnych lub nie do końca wyczerpanych.
Dla mnie Belgia jest szczególnym miejscem ;-) Książki nie czytałam, ale chętnie to zrobię.
OdpowiedzUsuńW domu mam kilka ksiązek o Beligii i muszę przyznać, że ten kraj jest i zawsze będzie dla mnie czymś innym.... Taki nowoczesnym ;P Nie wiem czy "mój" obraaz owego państwa jest dobry, jednak takim go widzę oglądając zdjęcia z taty pobytu tam ;D
OdpowiedzUsuń