Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Mała KurkaJęzyk oryginału: angielskiTłumaczenie: Karolina ZarembaRok wydania: 2011Ilość stron: 288
Od zawsze byłam zdania, że
literatura powinna zaskakiwać, by nie znudzić czytelnika, nie pozwolić mu zbyt
wcześnie odkryć planu, którym kierował się autor. Niestety obecnie na rynku
jest wiele książek, które zaraz po przeczytaniu opisu z ostatniej strony okładki,
objawiają się w naszej głowie kolejnością wydarzeń, które tylko odhaczamy,
czytając kolejne strony. Po pierwszym wrażeniu „Siostrzycę” od razu zaliczyłam
do prostych, mało wciągających lektur, nie wiecie jednak jak bardzo się
myliłam. Debiut Johna Hardinga to książka jakiej potrzebowałam od jakiegoś
czasu: wciągająca, zaskakująca, wymagająca od czytelnika poświęcenia czasu,
ponieważ ciężko się od niej oderwać. Zakończenie? Mistrzowskie! Wydawało mi
się, że już wszystko wiem, a autor tak bardzo ze mnie zadrwił. Nie doceniłam
dwunastoletniej dziewczynki...
Mamy koniec XIX wieku,
rodzeństwo: Florencja i Giles, mieszkają w wielkim, starym domu, w otoczeniu
służących i guwernantki. Ich wuj kategorycznie zabronił edukowania dziewczynki,
nakazując, by zajmowała się pracami typowymi dla kobiet. Flo, jednak
postanowiła nauczyć się czytać i pisać na własną rękę, czym przechytrzyła
wszystkich. Od tego czasu rozpoczyna się jej podróż w świat powieści, których
niezliczona ilość stoi w zapomnianej przez wszystkich bibliotece. Giles, który
kilka miesięcy wcześniej wyjechał do szkoły z internatem, wraca na jakiś czas
do domu, a jego edukacją zajmują się guwernantki. Gdy jedna z nich tonie w
jeziorze, na jej miejsce wuj sprowadza kolejną, jednak wzbudza ona w dziewczynce lęk i sprawia, że
zaczyna bać się o życie swojego brata... Ile w tym wszystkim jest
rzeczywistości, a ile wpływu przeczytanych książek, niekoniecznie
przystosowanych do wieku małej dziewczynki? Tego Wam nie powiem, jednak
zakończenie z pewnością Was zaskoczy!
W „Siostrzycy” widoczna jest
inspiracja powieściami gotyckimi, dotyczy to zarówno elementów świata
przedstawionego, jak i grozy, która jest daleka od tego, czym obecnie próbuje
się straszyć odbiorców. Siła tej książki opiera się na niedopowiedzeniach,
myleniu czytelnika i wzbudzaniu w nim lęku pierwotnego, czegoś na kształt
dziecięcego koszmaru. Niepewność o prawdziwy bieg wydarzeń wprowadza także sama
Florence, która garściami czerpie z przeczytanych przez siebie książek, nie
będą do końca pewną, ile z tego, co wydaje się rzeczywistością wydarzyło się
naprawdę, a co stanowi elementy powieści. Podobne uczucie ma czytelnik, który
jest już tak oszołomiony szybkością rozgrywanych pod koniec książki epizodów,
że nie wie, co jest prawdą.
Narratorka powieści - Florence, w
przedstawieniu świata i wydarzeń posługuje się wymyślonym przez siebie
językiem, do którego początkowo trudno się przyzwyczaić. Jest to jednak tak zindywidualizowany
i ciekawy twór, charakterystyczny dla tej powieści i głównej bohaterki, że mimo
wcześniejszych niejasności, warto go docenić. Cieszę się także, że w Polsce
powieść została wydana pod świetnym tytułem „Siostrzyca”, który odwołuje się do
języka Flo, natomiast w Wielkiej Brytanii figuruje pod mało ciekawym i dość
oklepanym „Florence and Giles”.
Polecam!
Na pewno przeczytam, bo po Twojej recenzji wiem już, że to powieść w 100% dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i powiem, że mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła bardzo pozytywnie. Polecam!
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciala przeczytac, bede jej szukala! :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam i choć po wielu pozytywnych opiniach ustawiałam jej poprzeczkę dość wysoko to muszę przyznać, że spełniła moje oczekiwania. Miło spędziłam przy niej czas, a historia Flo i Gilesa z pewnością zajmie w moim sercu miejsce na długi długi czas :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zgadzam się ze stwierdzeniem co do tytułów. Polskie tłumaczenie jest o wiele lepsze, no i ta okładka *.* Niby tylko łyżwy,ale jednak tworzą specyficzny klimat idealnie pasujący do klimatu powieści ;)
Szkoda, że jest to jeden z niewielu przykładów dobrej zmiany tytułu. Często polskie tłumaczenia tytułów zawodzą i to bardzo.
UsuńGenialna książka, genialnaa! A zakończenie wbija w fotel, to fakt ;) Pamiętam, że zaraz na drugi dzień, po tym jak skończyłam czytać, wepchnęłam ją niemalże siłą koleżance ze słowami "Masz, MUSISZ to przeczytać, bo tak mi poryło głowę, że muszę z kimś podyskutować o tym zakończeniu!" :)
OdpowiedzUsuńdokładnie! najgorsze, że ja nie mam komu jej wcisnąć ;))
UsuńNo jaaaak?! Mamie, tacie, siostrze, bratu, babci, cioci, przyjaciółce ;D Albo przypadkowej ofierze ;) Ktoś się zawsze znajdzie! :)
OdpowiedzUsuńEdith - mój egzemplarz przewędrował przez koleżankę do Brata - czekam na Jego reakcję, jej była podobna do mojej - ZACHWYT! Chociaż dla mnie równie ważną rolę co fabuła, co niesamowita postać dwunastoletniej dziewczynki i mistrzowskie zakończenie odegrał język! Coś pięknego, mistycznego, najważniejszego w tej powieści! Nieustannie podkreślam tu rolę Karoliny Zaremby, tłumaczki książki, bez jej nieograniczonej wyobraźni i słowotwórstwa ta historia nie miałaby prawa być taka dobra! Jestem piewczynią tej książki - niepozornej, niezapowiadającej tego, co ma w bebechach! Świetne!!!
OdpowiedzUsuń