poniedziałek, 26 marca 2012

"Siostrzyca" J. Harding



Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Mała Kurka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Karolina Zaremba
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 288


Od zawsze byłam zdania, że literatura powinna zaskakiwać, by nie znudzić czytelnika, nie pozwolić mu zbyt wcześnie odkryć planu, którym kierował się autor. Niestety obecnie na rynku jest wiele książek, które zaraz po przeczytaniu opisu z ostatniej strony okładki, objawiają się w naszej głowie kolejnością wydarzeń, które tylko odhaczamy, czytając kolejne strony. Po pierwszym wrażeniu „Siostrzycę” od razu zaliczyłam do prostych, mało wciągających lektur, nie wiecie jednak jak bardzo się myliłam. Debiut Johna Hardinga to książka jakiej potrzebowałam od jakiegoś czasu: wciągająca, zaskakująca, wymagająca od czytelnika poświęcenia czasu, ponieważ ciężko się od niej oderwać. Zakończenie? Mistrzowskie! Wydawało mi się, że już wszystko wiem, a autor tak bardzo ze mnie zadrwił. Nie doceniłam dwunastoletniej dziewczynki... 

Mamy koniec XIX wieku, rodzeństwo: Florencja i Giles, mieszkają w wielkim, starym domu, w otoczeniu służących i guwernantki. Ich wuj kategorycznie zabronił edukowania dziewczynki, nakazując, by zajmowała się pracami typowymi dla kobiet. Flo, jednak postanowiła nauczyć się czytać i pisać na własną rękę, czym przechytrzyła wszystkich. Od tego czasu rozpoczyna się jej podróż w świat powieści, których niezliczona ilość stoi w zapomnianej przez wszystkich bibliotece. Giles, który kilka miesięcy wcześniej wyjechał do szkoły z internatem, wraca na jakiś czas do domu, a jego edukacją zajmują się guwernantki. Gdy jedna z nich tonie w jeziorze, na jej miejsce wuj sprowadza kolejną, jednak  wzbudza ona w dziewczynce lęk i sprawia, że zaczyna bać się o życie swojego brata... Ile w tym wszystkim jest rzeczywistości, a ile wpływu przeczytanych książek, niekoniecznie przystosowanych do wieku małej dziewczynki? Tego Wam nie powiem, jednak zakończenie z pewnością Was zaskoczy!

W „Siostrzycy” widoczna jest inspiracja powieściami gotyckimi, dotyczy to zarówno elementów świata przedstawionego, jak i grozy, która jest daleka od tego, czym obecnie próbuje się straszyć odbiorców. Siła tej książki opiera się na niedopowiedzeniach, myleniu czytelnika i wzbudzaniu w nim lęku pierwotnego, czegoś na kształt dziecięcego koszmaru. Niepewność o prawdziwy bieg wydarzeń wprowadza także sama Florence, która garściami czerpie z przeczytanych przez siebie książek, nie będą do końca pewną, ile z tego, co wydaje się rzeczywistością wydarzyło się naprawdę, a co stanowi elementy powieści. Podobne uczucie ma czytelnik, który jest już tak oszołomiony szybkością rozgrywanych pod koniec książki epizodów, że nie wie, co jest prawdą.

Narratorka powieści - Florence, w przedstawieniu świata i wydarzeń posługuje się wymyślonym przez siebie językiem, do którego początkowo trudno się przyzwyczaić. Jest to jednak tak zindywidualizowany i ciekawy twór, charakterystyczny dla tej powieści i głównej bohaterki, że mimo wcześniejszych niejasności, warto go docenić. Cieszę się także, że w Polsce powieść została wydana pod świetnym tytułem „Siostrzyca”, który odwołuje się do języka Flo, natomiast w Wielkiej Brytanii figuruje pod mało ciekawym i dość oklepanym „Florence and Giles”. 
Polecam!


9 komentarzy:

  1. Na pewno przeczytam, bo po Twojej recenzji wiem już, że to powieść w 100% dla mnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i powiem, że mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła bardzo pozytywnie. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo bym chciala przeczytac, bede jej szukala! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i choć po wielu pozytywnych opiniach ustawiałam jej poprzeczkę dość wysoko to muszę przyznać, że spełniła moje oczekiwania. Miło spędziłam przy niej czas, a historia Flo i Gilesa z pewnością zajmie w moim sercu miejsce na długi długi czas :)

    P.S. Zgadzam się ze stwierdzeniem co do tytułów. Polskie tłumaczenie jest o wiele lepsze, no i ta okładka *.* Niby tylko łyżwy,ale jednak tworzą specyficzny klimat idealnie pasujący do klimatu powieści ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że jest to jeden z niewielu przykładów dobrej zmiany tytułu. Często polskie tłumaczenia tytułów zawodzą i to bardzo.

      Usuń
  5. Genialna książka, genialnaa! A zakończenie wbija w fotel, to fakt ;) Pamiętam, że zaraz na drugi dzień, po tym jak skończyłam czytać, wepchnęłam ją niemalże siłą koleżance ze słowami "Masz, MUSISZ to przeczytać, bo tak mi poryło głowę, że muszę z kimś podyskutować o tym zakończeniu!" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie! najgorsze, że ja nie mam komu jej wcisnąć ;))

      Usuń
  6. No jaaaak?! Mamie, tacie, siostrze, bratu, babci, cioci, przyjaciółce ;D Albo przypadkowej ofierze ;) Ktoś się zawsze znajdzie! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Edith - mój egzemplarz przewędrował przez koleżankę do Brata - czekam na Jego reakcję, jej była podobna do mojej - ZACHWYT! Chociaż dla mnie równie ważną rolę co fabuła, co niesamowita postać dwunastoletniej dziewczynki i mistrzowskie zakończenie odegrał język! Coś pięknego, mistycznego, najważniejszego w tej powieści! Nieustannie podkreślam tu rolę Karoliny Zaremby, tłumaczki książki, bez jej nieograniczonej wyobraźni i słowotwórstwa ta historia nie miałaby prawa być taka dobra! Jestem piewczynią tej książki - niepozornej, niezapowiadającej tego, co ma w bebechach! Świetne!!!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails