Wydawnictwo: ZnakJęzyk oryginału: polskiRok wydania: 2012Ilość stron: 272
Lektura „Wdówek futbolowych” od
początku była ryzykiem w moim przypadku: lubię piłkę nożną, oglądam mecze i
rozumiem mężczyzn, którzy swój wolny czas poświęcają na grę z kolegami czy
kibicowanie przed telewizorem. Nie czuję się więc wdówką futbolową, a czas Euro,
Mundialu i meczów ligowych nigdy mnie nie przerażał. Dlatego dziwie się sama
sobie, że moje zainteresowanie wzbudziła możliwość poznania opinii kobiet,
które na każde wspomnienie o futbolu dostają białej gorączki. Spodziewałam się
nowego spojrzenia na to całe „zamieszanie”, a mam wrażenie, że dostałam paczkę
stereotypów i narzekań, przerabianych w związkach od lat.
Narratorką jest Marta, kobieta
przed czterdziestką, początkująca pisarka, przeżywająca kryzys w związku,
głownie spowodowany nagłym zainteresowaniem męża meczami podczas Euro 2012. Sprawy
nie ułatwia zaawansowana ciąża i ośmioletni syn, który jest przyzwyczajony do
opieki matki. Do tego wydawnictwo zdecydowało o trasie autorskiej Marty, akurat
podczas mistrzostw Europy, więc można sobie wyobrazić, że podróżowanie
pociągiem po Polsce nie będzie łatwe.
Antyfanki futbolu z przyjemnością
zidentyfikują się z główną bohaterką, która całe problemy z mężem zrzuca na piłkę
nożną. Szkoda tylko, że piłki w książce jest tak niewiele, a złość i nerwowość
Marty wynika raczej z trudów macierzyństwa i ciąży. Ciągłe rozwlekanie się nad
tym, jak ciężko jest w małżeństwie, szczególnie po latach, co chwilę
wspominając o rozwodzie zwyczajnie może nużyć. Bo przecież nie tego można się
spodziewać po przeczytaniu opisu z okładki. Wdówek futbolowych w samej książce
też jest niewiele, a szkoda, bo miałam nadzieje, że dowiem się o czymś więcej
niż o stereotypowych frazesach, od lat powtarzanych przez osoby, które mam
wrażenie, nigdy nie były na trybunach.
Chociaż czyta się szybko, to
zupełnie nie jest to forma i humor, które przyswajam z łatwością. Wieczne
narzekania, generalizowanie, brak zrozumienia i niesamowite wymagania
sprawiają, że zaczęłam współczuć mężowi Marty. Do tego wprowadzanie błędnego
pojęcia o piłce nożnej: przedstawianie Euro, jako ciągłej transmisji meczów w
telewizji, które przecież są tylko dwa razy dziennie i do tego wieczorem, a
kibiców jako gromady półgłówków czy niepotrzebne wprowadzenie aspektów
klubowych, gdy dla większości polskiego społeczeństwa jest oczywiste, że
rozgrywki Ekstraklasy kończą się przed mistrzostwami. Jeżeli w taki sposób
większość kobiet postrzega swoich chłopaków/narzeczonych/mężów, to nie wiem kto
tu powinien ratować się rozstaniem.
Osobiście zawiodłam się, ale nie wątpię,
że naprawdę wiele kobiet będzie nią zachwyconych.
Czyli nie dla mnie bo będę się tylko denerwować:D Piłka jest fajna, a euro nie trwa cały rok;p
OdpowiedzUsuńwięc nie ma się czym przejmować i denerwować.
Usuńja na pewno nie! Nie jestem zainteresowana i dzięki za recenzję bo ksiażkę mialam kupić.
OdpowiedzUsuńAle narzekanie na mecze, Euro itp. To mam na codzien, więc pass
Ta książka wydaje mi się przygnębiająca, ciągłe narzekanie, sfrustrowana żona, jakaś taka antypatyczna ta bohaterka. Widziałam 'Wdówki...' pięknie wyeksponowane na wystawie księgarni, jednak miałam przeczucie, że to lektura nie dla mnie, bo w sumie ja lubię z mężem oglądać mecze ;)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie nie dla mnie;)
OdpowiedzUsuńmam już tą książkę i chętnie się z nią zapoznam :-)
OdpowiedzUsuńTe braki w wiedzy nt piłki były faktycznie irytujące, aż się za głowę łapałam w niektórych momentach. Nie rozumiem jak można na siłę tykać się tematyki, o której ma się zerowe pojęcie...
OdpowiedzUsuńPass ;)
OdpowiedzUsuńPopłynięcie na fali Euro... A nuż jakiś grosik ze sprzedaży wpadnie? A nuż uszczknę odrobinę eurotortu... Okładka świetna, tytuł dobry, ale tak naprawdę to ten "wielki, piłkarski problem kobiet" jest tak smutny, że aż żenujący. Daczego nie dać chłopakowi / narzeczonemu / mężowi wolnego czasu na oglądanie meczu? Błazenada...
OdpowiedzUsuń