piątek, 17 sierpnia 2012

"Pamiętam cię" Y. Sigurdardóttir


Wydawnictwo: Muza
Język oryginału: islandzki
Tłumaczenie: Jacek Godek
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 320



Książki Yrsy pokochałam już jakiś czas temu. Tym razem autorka powróciła nie z kryminałem, ale horrorem – do tego według niektórych czytelników – naprawdę mocnym. Horrorów raczej się nie boję, wytwarzają we mnie dawkę zdrowego strachu, a te szczególnie dobre pozostają w mojej pamięci na długo. W tym gatunku cenię klimat i wykonanie, bo teraz sztuką jest zrobić jeszcze dość dobrego – z racji tego, że horror ma długą historię i niejedno już wymyślono. Tym ciężej jest oddać cechy horroru słowami, za pomocą chwytów literackich, tutaj autor nie ma efektów specjalnych i duchów wyskakujących zza rogu. Yrsa świetnie odnalazła się w tym klimacie, i choć nie jest to książka doskonała, bo niełatwo mnie już zaskoczyć, to czułam go, a nawet trochę się bałam. Brawo!

W „Pamiętam cię” mamy dwie historie, które toczą się równolegle. Pierwsza z nich dotyczy trójki przyjaciół, którzy wyjeżdżają do odludnej osady w celu wyremontowania starego domu. Marzą o pensjonacie i spłaceniu pozaciąganych długów. Jednak już od chwili, gdy postawili stopy na nabrzeżu, czują, że coś jest nie tak, chociaż doskonale wiedzą, że nikt w tej osadzie już od wielu lat nie mieszka o tej porze roku. Druga historia rozpoczyna się od włamania do przedszkola, w którym wandal wypisał na ścianach niezrozumiałe napisy. Sprawą zajmuje się policja, dodatkowo został wezwany także psychiatra, który miał za zadanie pomóc w stworzeniu portretu psychologicznego sprawcy. Nieoczekiwanie obie sprawy bardzo zbliżają się do siebie...

Pomysłów autorce z pewnością nie brakowało, powieść jest pełna tak niespodziewanych zwrotów akcji, że choćby dla nich warto ją przeczytać. Sugestywne i szczegółowe opisy sprawiają, że ma się wrażenie uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach. Nie raz skrzypiąca podłoga zdaje się być słyszana, gdzieś w naszym domu, podobnie jest z gnijącym zapachem, który prawie wyczuwałam czytając książkę. Także przerywanie akcji w najlepszych momentach przyprawia czytelnika o szybsze bicie serca, a niekiedy nawet o gęsią skórkę. 

Żeby nie było tak dobrze, muszę wspomnieć o języku, który bardzo mnie denerwował. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy autorka sama używała takich wyrażeń, ale słowa takie jak: „gostek”, „dżizas”, „zajefajnie”, „popaprane” i wiele podobnych wydawało mi się zupełnie nie na miejscu. Przecież to nie jest powieść o grupce nastolatków tylko książka, w której bohaterami są dorośli ludzie! Poza tym takie wyrażenia są jeszcze dopuszczalne w mowie potocznej, ale raczej nie w książce. A może po prostu jestem jakaś przestarzała. 

Niemniej książka broni się naprawdę dobrą akcją, ciekawymi wątkami, stopniowaniem napięcia i zaskakującym zakończeniem. Nawet ja, mająca wiele horrorów za sobą doceniam ją i czuję się usatysfakcjonowana. Polecam.

13 komentarzy:

  1. Mnie też ten język bardzo raził, aż sprawdzałam, czy poprzednie książki Yrsy tłumaczyła ta sama osoba. Zauważ, że koło tych 'dżizas' i 'poronionych pomysłów' były wszelkie 'zeń', 'weń', 'nań' - jedno z drugim tak mocno się gryzło, że aż zgrzytałam zębami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie tak! nie wiem skąd im się to wzięło w ogóle ;)

      Usuń
  2. purystki, ja sie tak balam, ze na poprawnos nie zwracalam duzej uwagi. Pamietam ze cos mnie razilo, ale nie pamietam co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) No niestety, te niedociągnięcia aż wypalały dziury w oczach.

      Usuń
    2. Klaudyna ma rację, mnie też strasznie to raziło. Oczywiście od razu wkleiłam sobie żółtą karteczkę i skrupulatnie wynotowałam te wszystkie "cuda".

      Usuń
  3. Ubolewam nad ułomnością językową owej książki - natomiast sama historia brzmi ciekawie. Nie jestem wielkim zwolennikiem książek grozy, ale "sielankowość" opowieści obyczajowych czasami mnie męczy. Tej autorki jeszcze nie miałam przyjemności poznać, ale nic nie stoi na przeszkodzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdecydowanie polecam, także wcześniejsze książki autorki są bardzo dobre :)

      Usuń
  4. nie znam ale za horrorami jakoś nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakiś czas temu czytałam ją po niemiecku i potwornie się rozczarowałam. Fakt, trzymała w napięciu i zaskakiwała, ale kompletnie nie przygotowała na paranormalne wyjaśnienie intrygi (a właściwie jego brak). Ja, jako kryminalna wyga, cały czas czekałam na racjonalne rozcięcie tego gordyjskiego węzła intrygi... i się nie doczekałam. Może z innym nastawieniem mniej bym się rozczarowała...

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie "dżizasy" jakoś tak fajnie rozładowywały z napięcia ;D Może dlatego, że czasem i ja sama użyję tego słowa ;) Co prawda nadal jestem w trakcie, w jakiejś połowie książki, ale naprawdę mi się podoba. I chyba właśnie lecę doczytać, bo mnie wzywa. W takich chwilach stwierdzam, że książki naprawdę umieją mówić!

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś mnie ciągnie do tej książki, albo raczej do nazwiska autorki, choć nie jestem entuzjastką tego typu literatury. No zobaczymy, jak się to dalej rozwinie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie Yrsa tym razem zaskoczyła. Z zapartym tchem śledziłam akcję i z niecierpliwością oczekiwałam na moment, gdy dwa niemające ze sobą nic wspólnego wątki wreszcie się splotą. Obawiałam się troszkę tandety, banalności i przewidywalności. Otrzymałam natomiast niesamowite emocje - troszkę się bałam, troszeńkę uśmiałam (podobnie jak Nyx wszystkie infantylne zwroty traktowałam jako rozładowanie napięcia) i cały czas byłam zafascynowana.

    Ach, podobało mi się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo się cieszę :) mnie jednak te zwroty jakoś odrzucały, może właśnie dlatego, że jak już się skupiłam na treści i akcji, to kompletnie mi nie pasowały do sytuacji.

      Usuń

Related Posts with Thumbnails