Czyta: Andrzej Ferenc
Język: polski
Czas trwania: 10 godz. 56 min.
Format: mp3
Rok wydania: 2012
Przed przesłuchaniem audiobooka „Jezioro”,
nie słyszałam wcześniej o autorze książki - Islandczyku Arnaldurze Indridasonie.
I bardzo żałuję, bo ciekawie pisze, a wcześniej wydał jeszcze kilka innych
powieści, w tym trzy, które przetłumaczono na język polski. Polski wydawca:
W.A.B ma więc jeszcze pole do popisu w staraniach o możliwość wydania
pozostałych kryminałów autora w naszym kraju. W wielu miejscach pojawia się
porównanie do Mankella. Czy słusznie? Owszem, jest wiele podobnych elementów w
twórczości oby panów. Ale o tym później.
Powieść rozpoczyna się bardzo
ciekawie, oto w jeziorze Kleifarvatn zostaje znaleziony szkielet, a wszystko
dlatego, że od jakiegoś czasu woda w nim po prostu znika. Inaczej nie byłoby to
możliwe, ponieważ miejsce znalezienia kości, było mniej więcej na środku
zbiornika. Na miejsce zostaje wezwany detektyw Erlendur Sveinsson i od razu
rozpoczyna śledztwo. Wstępne badania pozwalają na stwierdzenie, że ofiara może
mieć coś wspólnego ze Związkiem Radzieckim. Przed islandzkimi policjantami ciężkie
śledztwo, w którym będą musieli cofnąć się wiele lat wstecz.
„Jezioro” nie jest typowym
kryminałem, tutaj wątek śledztwa jest pretekstem do rozważań o historii
Islandii, jej zależności od Związku Radzieckiego, komunizmie, młodzieży, której
lepsza przyszłość była zależna od przynależności do partii. Smutne rozliczenia
z przeszłością, przywołane w postaci szkieletu odnalezionego na dnie jeziora. Sama
powieść ma dwóch narratorów: jeden opowiada na bieżąco o wydarzeniach współczesnych
i toczącym się śledztwie, a drugi powraca pamięcią do okresu zimnej wojny i
studiów w Niemczech. To rozdzielenie także nie jest typowo kryminalne, ponieważ
zazwyczaj śledztwo obserwujemy biernie, oczekując na wyjaśnienie zagadki przez
głównego bohatera.
Warty uwagi jest Erlendur Sveinsson
– główny bohater, detektyw i specjalista od zaginięć. Podobnie jak wielu
policjantów z północy ma nieciekawą przeszłość, trudny kontakt z
dziećmi/rodziną, za sobą kilka niepowodzeń miłosnych i ogólnie niezbyt
pozytywne spojrzenie na życie. Tutaj bardzo przypomina mi Wallandera – bohatera
powieści Henninga Mankella. Także styl pisania i sposób w jaki autor wplata swoje
obserwacje i opinie o społeczeństwie przypomina mi twórczość szwedzkiego
pisarza. Mimo tego nie czuję kopii, sugerowania się, a jedynie widzę i czytam
dwóch autorów, którzy mogą spokojnie tworzyć w tym samym czasie i sobie
wzajemnie nie szkodzić. Coś musi być w tej północnej depresji i niepokoju,
skoro tak wielu bohaterów ma podobnie ukształtowane charaktery.
Andrzej Ferenc jako lektor spisał
się znakomicie, dopełniał smutny, mroczny i trochę ponury nastrój powieści.
Jest to jeden z lepszych audiobooków, którego miałam okazję ostatnio wysłuchać.
Nie wiem czy większy wpływ miał na to tekst czy interpretacja lektora, ale
słuchałam go w każdej wolnej chwili. Prawdopodobnie niektórych możne znużyć
polityczna historia całkiem obcego kraju, ale uważam, że warto szanować, to że
ktoś chce odnosić się do przeszłości własnego państwa, zamiast tworzyć wymyślne
morderstwa w jakimś amerykańskim miasteczku.
Zaciekawiłaś mnie;)
OdpowiedzUsuńMam ogromny problem z audiobookami - bardzo często trafiam na lektora, który pi pierwszym zdaniu, odrzuca mnie na kilometr - albo czyta za wolno, albo za szybko, coś mi nie pasuje w jego głosie. Zdecydowanie wolę czytać sama :)
OdpowiedzUsuńrozumiem Cie, bo wiele razy miałam podobną sytuację, ale z drugiej strony zachęcam do dalszego sprawdzania i próbowania - może trafisz na taki, który Ci się spodoba :)
UsuńMnie również podobał się głos lektora i też się zastanawiam czyja większa jest zasługa, świetnej powieści, czy wykonania. Ale chyba nieistotne, ważne, że całość niesamowice oddała islandzki klimat :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałem okazji poznać twórczości tego autora, ostatnimi jednak czasy dużo jest bardzo dobrej literatury z północy Europy. Bardzo mnie zaintrygowałaś. Świetna recenzja.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie czytalam zadnej ksiazki autora pochodzacego z Islandii, wiec zapisuje ta pozycje w kajecie;)
OdpowiedzUsuńJelsi dorwe ksiazke w wersji papierowej, to chetnie przeczytam. Niestety nie znajduje miejsca w moim zyciu na sluchanie audiobookow.
Uwielbiam takie historie, ale podobnie jak Imani mam problem ze słuchaniem audiobooków.
OdpowiedzUsuń