środa, 23 stycznia 2013

"Klinika śmierci" H. Coben


Wydawnictwo: Albatros
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Robert Sudół
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 512



„Klinika śmierci” to najnowsza, ale zarazem jedna z najstarszych książek napisanych przez autora. Prawdopodobnie na fali dużego zainteresowania Harlan Coben postanowił odgrzebać coś z początków swojej twórczości, mając nadzieję, że podobnie, jak i w przypadku jego innych powieści, także i tak będzie cieszyć się zainteresowanie. Nie pomylił się, a ja, pewnie, jak tysiące innych osób bardzo chętnie się z nią zapoznałam. Owszem, widać w niej momentami typowe dla debiutantów błędy, ale nie są one na tyle duże, by trzeba było je wymieniać. Jest to jedna z nielicznych książek, w których warto przeczytać słowo od autora (mimo, że ja czytam je zawsze), ponieważ Coben nie przesadza i naprawdę odradza tę książkę jako pierwsze spotkanie ze swoją twórczością.

Akcja toczy się w USA w latach 80., a AIDS w świadomości ludzi staje się coraz poważniejszym problemem. Większość jednak jest pewna, że do osób zagrożonych ryzykiem zachorowania należą jedynie homoseksualiści i narkomani. Lekarze uważają, że chorzy sami są sobie winni i ze zgrozą obserwują klinikę, w której podobno udało się odkryć lek na AIDS. Gdy w kręgach medycznych o klinice jest coraz głośniej, nagle zaczynają ginąć jej pacjenci – niestety nie wiadomo czy z powodu prowadzonych badań czy ich orientacji seksualnej. W sprawę zostaje zamieszana dziennikarka Sara Lowell, która od wielu lat przyjaźni się z jednym z lekarzy kliniki, niestety z drugiej strony barykady jest jej ojciec, lekarz i jeden z wyznawców teorii o marnotrawieniu pieniędzy na leczenie AIDS. Pewnego dnia ginie jednak pacjent, który okazuje się prywatnie być bardzo ważną osobistością...

„Klinika śmierci” podobnie jak inne książki Cobena odznacza się szybkim tempem akcji, ciekawą intrygą i równym podziałem na złych i dobrych bohaterów. W każdej jego książce, jest postać, z którą można „polubić się” bardziej niż z innymi i to właśnie jej kibicuje się przez całą powieść. Jeśli chodzi o szczegóły to już wiem na podstawie jakiej postaci zrodził się Myron Boltair – były koszykarz. Tu także mamy wątek koszykówki. Szkoda tylko, że za każdym razem bohaterowie są tacy idealni – prawie zawsze bogaci, piękni, szczęśliwi, walczący razem ze złem, które jest przebiegłe i trochę mniej wymuskane. Ale to już chyba taki urok amerykańskich twórców, niby schematycznie, a ludzie i tak czytają. 

Pomysł na fabułę jest ciekawy, bo przecież temat leku na AIDS jest jednym z najważniejszych w medycynie od lat. Owszem pod względem medycznym książka wygląda bardzo naukowo i profesjonalnie, zwłaszcza w przywoływanych dokumentach i wypowiedziach lekarzy. Niestety momentami wydawała się zbyt przekombinowana, ale zrzucam to na krab młodego wieku w jakim wtedy był autor. Z pewnością jednak zakończenie zaskakuje i wtedy nie patrzy się już na żadne minusy.

Wśród thrillerów medycznych otrzymałby miano średniego, ale uważam, że jak na debiut w tym gatunku wygląda całkiem nieźle.
 

4 komentarze:

  1. Zamierzam co prawda dać wreszcie szansę Cobenowi, bo nawet moje nie-czytające koleżanki go lubią, więc pewnie czyta się dobrze, ale akurat klimaty medyczne nie są dla mnie (chociaż gdyby to był wybitny przedstawiciel gatunku... ;)), więc od tej pozycji raczej bym nie zaczynała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja akurat też za medycznymi nie przepadam, a książce dałam szansę tylko dlatego, że Coben jest autorem ;)

      Usuń
  2. Widzę, że podobnie jak ja jesteście miłośnikami porządnej literatury. Po prostu kochacie książki :)

    Zaprasza również do siebie. Dzisiaj wystartował konkurs, który zorganizowałem razem z Wydawnictwem MAG, można wygrać dwie premiery z serii ,,Uczta Wyobraźni"

    Gorąco zapraszam i zapewniam, że jeszcze tu wrócę, ponieważ blog przypadł mi do gustu.

    http://siecslow.blogspot.com/2013/01/uczta-wyobrazni-wybierz-swoja-ksiazke.html

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails