Dzisiaj trochę bardziej osobiście. Ale temat poruszam tylko raz, by to z siebie zrzucić i już do tego nie wracać.
Każdy z Was chyba doskonale zdaje
sobie sprawę, co oznacza tytułowe „palenie mostów”, jeśli nie przytaczam
definicję: „spalić za sobą mosty - stworzyć sobie sytuację, z której nie ma
odwrotu, zerwać kontakty”*. Postępowanie znane od lat, niestety mam wrażenie,
że w ostatnim czasie zyskało na popularności.
Jak każdy człowiek potrzebuję
grupy ludzi, z którymi mogę się spotykać, rozmawiać, ufać im. Taka potrzeba
jest wewnątrz każdego i nic nie da zaprzeczanie. Dlatego tak trudno mi zrozumieć,
gdy ludzie, z którymi przeżyłam kilka lat, nagle odwracają się i odchodzą. Bez
słowa, bez względu na wszystkie spędzone wcześniej wspólnie lata. Odchodzą do
innych grup, które pewnie po jakimś czasie zamienią na następne. Nie chcą mieć
wspomnień, sentymentów, tak jakby starali się ukryć, że gdzieś wcześniej nie
było nic, co mogło by wpłynąć na ich idealny wizerunek „państwowego urzędnika”
czy „dziewczyny z korporacji”.
Obserwuję świat, otoczenie i
wiem, że to nie tylko mój prywatny ból i problem. Młodzi może odczuwają to
mniej, w końcu od początku wychowywani są w nastawieniu na „zmienność
środowisk” i „dostosowanie do otoczenia”, dlatego może nie będą umieli
zrozumieć mojego sentymentu do posiadania tej zgranej paczki. Oczywiście
wiadomo, że nie można utrzymywać kontaktu ze wszystkimi, których się gdzieś,
kiedyś poznało, chodzi mi tylko o tych ludzi, których można by nazywać swoimi
przyjaciółmi, a dla których czasami wieloletnia przyjaźń potrafi zamienić się w
niebyt w bardzo krótkim czasie. Szkoda tylko, że nie stać ich nawet na słowo
wyjaśnienia. Pozostaje, zapomnieć, nie narzucać się i zwyczajnie odpuścić, bo trudno za każdym razem odbijać się od ściany.
Co jest powodem takiego
zachowania? Czy naprawdę przeprowadzka do innego miasta, nowy związek czy nowa
praca potrafi wpłynąć na człowieka tak, by zapomniał o przyjaźni? Moim zdaniem
nie. Wiadomo, że nie będzie już tak, jak w czasach szkolnych – codzienne
widywanie się, plotki na przerwach, spotkania po lekcjach itd. – bo każdy z nas
dorasta i w jego życie wkrada się wiele innych spraw, często bardzo ważnych. Ale!
Obowiązki i wszystko inne nigdy nie likwiduje czasu wolnego do zera, żeby nie
można zdobyć się na ten kontakt, raz w miesiącu chociaż, gdzieś w internecie
nawet. Obawiam się do czego dąży ten świat, gdy tak cenne relacje
międzyludzkie, jak przyjaźń, są coraz częściej traktowane w tak luźny i do
niczego nie zobowiązujący sposób.
Obyście Wy mieli więcej szczęścia
w życiu i posiadali takich niezawodnych znajomych. Jednak tak w głębi serca
przyznajcie – nigdy Was coś takiego nie spotkało? Nie ma gdzieś tam w świecie
takiej osoby, która „zapomniała” o Waszej przyjaźni? Bo chyba nie ważne ile
czasu minie, gdzieś tam w środku zawsze będzie taki bolący cierń przypominający
o zawiedzionym zaufaniu.
PS. Nie wiem czy udało mi się zawrzeć tu wszystko, co chciałam. Ale mam nadzieję, że zrozumiecie sens. Ciągle czuję się jakoś "dziwnie" w takich tekstach.
PS. Nie wiem czy udało mi się zawrzeć tu wszystko, co chciałam. Ale mam nadzieję, że zrozumiecie sens. Ciągle czuję się jakoś "dziwnie" w takich tekstach.
*Słownik internetowy
Mimo wszystko chcę wierzyć, ze prawdziwa przyjaźń przetrwa i przeprowadzki i nowe związki i wygraną w totka jednej z osób. My za naiwne jesteśmy wierzymy, chcemy wierzyć, że przyjaźń jest obustronna a ktoś jak pijawka się przysysa, żeby pożerować i rzucić w kąt. Ale słuchaj!! Kij im w oko kiedyś wszystko wróci do normalności.
OdpowiedzUsuńZnam ludzi, którzy zapomnieli o przyjaźni, ale znam też takich, z którymi przyjaźnię się niezależnie od sytuacji w jakiej znajduję się ja, czy oni i wiem, że zawsze mogę na nich liczyć :) Aczkolwiek ich liczba jest baaaardzo ograniczona, a trzymamy się razem od lat :) :)
OdpowiedzUsuńno to gratuluję tak dobrych przyjaciół :)
UsuńNajlepiej zrobić jak ja: wyszłam za mąż za mojego najlepszego przyjaciela:)
OdpowiedzUsuńMam przyjaciółkę ze szkolnych lat, z którą kiedyś byłam bardzo związana - takie papużki nierozłączki. Po skończeniu szkoły utrzymywałyśmy kontakt, ale był on coraz luźniejszy z jej strony. Kiedy spotykałyśmy się przyjaciółka zapewniała mnie, że naprawdę ciągle o mnie myśli, ale nie może zebrać się do napisania listu, potem maila czy choćby sms-a. Ja próbowałam, ale potem dałam sobie na luz. Chciałam zobaczyć, ile czasu minie zanim ona pierwsza się odezwie. MInęło ponad dwa lata i ciągle nic... Także wiem o czym piszesz :/
OdpowiedzUsuńEdith, moim zdaniem tak po prostu w życiu jest. Przychodzi moment, w którym coś się zmienia - praca, związek, przeprowadzka... Czasami trudno znaleźć na tę starą przyjaźń czas. Jasne, zawsze boli, gdy nas ktoś opuszcza, ale fakt faktem, że jeśli to u nas się zmienia, pewne wydarzenia i sytuacje powodują, że to my opuszczamy i nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
OdpowiedzUsuńA moim zdaniem właśnie tak nie powinno być. I nie lubię tego określenia "po prostu tak w życiu jest" - nie jest, to my powinniśmy decydować o tym, co się dzieje. I właśnie najbardziej nie rozumiem, jak nie można znaleźć czasu dla kogoś, kto jest dla nas ważny. Cóż widocznie w obecnych czasach wciąż przejawiam jakieś stare i niemodne pojęcie przyjaźni. I niestety, mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło opuścić przyjaciela/przyjaciółki. Taki peszek.
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. Dla mnie każda taka utrata przyjaciela czy nawet osoby, z którą miałam bardzo dobry kontakt strasznie boli. Przechodziłam to już kilka razy w życiu i za każdym razem boli tak samo. I myślałam, że jak znowu będę w takiej sytuacji, to już to nie zrobi na mnie takiego wrażenia. A jednak.
UsuńW każdym razie pozdrawiam ciepło i głowa do góry :)
Zdarzyło mi się wielokrotnie stracić mniejsze/większe przyjaźnie, ale z tego wszystkiego najbardziej żal mi jednej, z tym ona nie przeminęła po prostu ale z niezrozumiałym dla mnie wyrzutem i obrażaniem.
OdpowiedzUsuńZ dwojga złego lepiej niech te przyjaźnie kończą się po prostu 'zapomnieniem', bo inne sposoby są dużo bardziej bolesne...