Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Kłosiewicz
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 488
Przy okazji czytania „Spójrz mi w
oczy”, pierwszy raz spotkałam się z twórczością Lisy Scottoline. Wiem, że na
początku roku w wydawnictwie Prószyński i S-ka została wydana jej inna książka
„Ocal mnie” i została dobrze przyjęta przez czytelników. Z opisu na okładce
wyłaniała się nadzieja na wciągającą, choć pewnie niezbyt łatwą tematycznie
lekturę. Niemniej historia Ellen i jej synka, aż krzyczała do mnie, bym się z
nią zapoznała...
Ellen Gleeson ma wrażenie, że
prawie wszystko w życiu jej się już ułożyło: mimo, że nie ma partnera,
adoptowała dziecko, ma dobrą pracę i spełnia się jako matka. Niestety cały jej
świat rozpada się w pył, gdy w skrzynce wśród rachunków znajduje ulotkę o
zaginionym chłopcu. Zdjęcie „postarzonego” komputerowo dziecka niebezpiecznie
przypomina jej ukochanego synka. Ta informacja nie pozwala jej spokojnie żyć,
pracować i cieszyć się, ciągle, gdzieś w głębi serca czai się niepokój, że to
podobieństwo nie jest przypadkowe. Rozpoczyna się walka o prawdę i zachowanie,
tego co najważniejsze – domowego spokoju.
Książka ma niesamowicie
przyciągającą czytelnika okładkę –błękitne oczy dziecka wpatrują się w nas z
wielką mocą. Można tylko domyślać się uczuć tego chłopca, ja czuję w nich
jakieś oskarżenie, niezadowolenie i stanowczość. Proste ujęcie, a naprawdę robi
wrażenie. I świetnie pasuje do treści książki, a to chyba najważniejsze.
Historia jest oparta na prostym schemacie:
szczęśliwe i poukładane życie burzy informacja o źle przeprowadzonej adopcji.
Wizja uprowadzonego wcześniej dziecka, i co za tym idzie, jego prawdopodobna
strata na rzecz biologicznych rodziców sprawia, że matka zastępcza za wszelką
cenę chce odkryć prawdę. Jednak to powieść naprawdę nieźle napisana, mimo
niektórych sytuacji rodem z filmów sensacyjnych, wydaje się dość prawdopodobna.
Wciągająca akcja sprawia, że trudno się od książki oderwać chociaż na chwilę, a
to oczywiście wróży jej sukces. Owszem, podobnie jak przy innych powieściach
tego typu, kolejne przeczytane książki skutecznie pozacierają wrażenia i pamięć
o wydarzeniach z powieści, ponieważ mimo niezbyt lekkiego tematu, to ciągle
fikcja.
Dobra lektura na jesienne
wieczory.
od dawna mnie ciągnie do tej książki;)
OdpowiedzUsuńTeraz przeczytałam kolejną ksiażkę o porwanym dziecku i to też dla mnie fikcja, ale niesamowicie mimo wszystko porywa!!
OdpowiedzUsuńDla mnie to wyjątkowo poruszająca lektura.
OdpowiedzUsuńWidzę, że popularność książki nabiera rozpędu, coraz więcej recenzji. Niebawem przeczytam i ja.
OdpowiedzUsuńJestem na tak, już sama okładka mnie przyciąga :)
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście bardzo wymowna... Poruszająca historia. Jeżeli do tego dobrze napisana, a widzę po recenzji, że raczej tak, to z pewnością warto przeczytać;)
OdpowiedzUsuńZaczęłam kiedyś "Córeczkę tatusia" pani Scottoline, ale nie dało się tego czytać i zraziłam się totalnie. Chyba nie moja bajka choć Twoja recenzja zachęcająca.
OdpowiedzUsuń